O tym, jak nie do końca dobre filmy zarobiły dobre pieniądze.
Grafika okładkowa: Pau Malicka
Szesnaście lat. Dokładnie tyle musieli czekać fani Gwiezdnych Wojen, by w formie prequeli do kin powróciło ich uwielbiane uniwersum. Tyle też musiał czekać ich „stwórca”, George Lucas, by świat znowu o nim usłyszał, bowiem podczas przerwy od prac nad swoim opus magnum nie przyczynił się do stworzenia niczego, co byłoby godne zapamiętania czy wyróżnienia. Wyjątek mogą stanowić druga i trzecia część Indiany Jonesa (za co i tak zdecydowana większość laurów przypadła Stevenowi Spielbergowi). Jak widać wszystkie znaki na niebie (i w kosmosie) wskazywały, że Lucas i odległa galaktyka są sobie pisani.
Czy to na pewno koniec?
Powrót Jedi, szósty epizod Gwiezdnych Wojen, zostawił widzów z zamkniętą historią – zło w postaci Imperium zostało pokonane, Darth Vader odkupił swoje winy przechodząc na jasną stronę Mocy, a Rebelia zakończyła walki o wolność galaktyki. Jednak czy na pewno historia rodu Skywalkerów dobiegła końca? Odległa galaktyka, tak jak natura, nie znosi próżni. Pierwsze skrzypce przejęło więc tzw. Expanded Universe, przetłumaczone jako Rozszerzony Wszechświat, w skład którego wchodziły wszystkie teksty kultury opowiadające losy bohaterów poza filmowymi wydarzeniami. Nie było ich mało – przez 16 lat (okres od Powrotu Jedi do Mrocznego Widma)powstała niezliczona ilość książek, gier oraz komiksów. Rozpoczęło się od słabej powieści Spotkanie na Mimban spod pióra Alana Deana Fostera, wydanej w 1978 r., czyli jeszcze przed premierą Imperium Kontratakuje. Kolejne lata przyniosły jednak prawdziwe perły dla entuzjastów Gwiezdnych Wojen – na uwagę zasługuje chociażby rozpoczęta w 1991 r. Trylogia Thrawna (której główny bohater, Wielki Admirał Thrawn, został po wielu latach zobrazowany w jednym z gwiezdnowojennych seriali), czy powstała już w XXI w. Trylogia Dartha Bane’a spod pióra Drew Karpyshyna. Gry natomiast podbijały każdą platformę – od Atari i Commodore 64 po pierwsze komputery. Lista wydawanych komiksów wydłużała się w oszałamiającym tempie. Mimo wielu wpadek i wręcz niedorzecznych pomysłów, takich jak zakochanie się Luke’a Skywalkera w duchu pewnej mistrzyni Jedi czy wprowadzenie żywej, czułej na Moc planety Zonama Sekot (a to tylko dwa przykłady z wielu absurdów Rozszerzonego Wszechświata), miłość do Gwiezdnych Wojen aż kipiała w fanach. Jak wyglądało to z drugiej strony?
W głowie stwórcy
Dlaczego George Lucas postanowił wrócić do stworzonego przez siebie uniwersum i zrealizować kolejne filmy? Najbardziej oczywistą przyczyną takiego zachowania z pewnością był rozwój technologii. CGI osiągnęło poziom zaawansowania wystarczający Lucasowi do zrealizowania wymarzonych wizji. Planety z ogromem szczegółów, wielkie bitwy zarówno w przestrzeni kosmicznej, jak i na lądzie, czy przede wszystkim przejście ze statycznych, szermierczych walk na miecze świetlne z Oryginalnej Trylogii na bardziej efektowne, pełne skoków oraz przewrotów – te i wiele innych pomysłów było na wyciągnięcie ręki. Ponadto George Lucas przy pracy nad anulowanym serialem Young Indiana Jones, jak sam stwierdził, narodził się na nowo, gotowy do rozwijania swojego ukochanego dzieła.
Dodatkowym powodem, dla którego Lucas mógł chcieć stworzyć nowe Gwiezdne Wojny,była sposobność odpowiedzenia na aktualną rzeczywistość polityczną. Podobne nawiązania widać także w Oryginalnej Trylogii, gdzie planeta Endor i potyczki na niej były inspirowane wojną w Wietnamie, a sama postać Imperatora wzorowana na Richardzie Nixonie, ówczesnym prezydencie USA. Co więcej, widzowie poznają głównego antagonistę na pokładzie drugiej Gwiazdy Śmierci, a konkretnie w jego, nie bez powodu, owalnym gabinecie. Trylogia Prequeli również nie wyzbyła się tego typu nawiązań. Sam George Lucas otwarcie krytykował politykę międzynarodową George’a Busha, porównując go do Nixona, a Irak, w którym prowadzone były działania zbrojne, do Wietnamu. W wywiadzie dla magazynu Time przed premierą Ataku Klonów reżyser powiedział:
Wszystkie demokracje zmieniają się w dyktaturę, ale nie wskutek zamachu stanu. Ludzie przekazują demokrację dyktatorowi bez względu na to, czy jest nim Juliusz Cezar, Napoleon czy Adolf Hitler. Ostatecznie większość społeczeństwa popiera ideę. Co popycha ludzi i instytucje w tym kierunku? Oto problem, z jakim próbuję się mierzyć: jak Republika zmieniła się w Imperium? Jak dobra osoba przeszła na stronę zła i jak demokracja zmieniła się w dyktaturę?
Można stwierdzić, że widzowie, oglądając Atak Klonów, w dużej mierze domyślali się, że Republika nękana atakami ze strony Separatystów oraz wojny na odległych planetach to wyraźny komentarz reżysera à propos konfliktów zbrojnych na Bliskim Wschodzie, w które zamieszane były Stany Zjednoczone. Jeszcze wyraźniejsze elementy można znaleźć w Zemście Sithów, gdzie w jednej z końcowych sekwencji Anakin wypowiada zdanie:
Jeśli nie jesteś ze mną, jesteś moim wrogiem!
Czego trudno nie skojarzyć z przemówieniem George’a Busha z 20 września 2001 r. po tragicznych zamachach na budynki World Trade Center, podczas którego z ust prezydenta padło zdanie:
Albo jesteście z nami, albo jesteście z terrorystami.
Żadne uniwersum nie istnieje jednak bez fanów, nie można zapomnieć więc o tych, którzy z uporem maniaka domagali się pierwszej części nowej trylogii. Najbardziej zatwardziali miłośnicy koczowali w namiotach pod kinami tylko po to, by zdobyć bilet na następną odsłonę ukochanej sagi. Czy było warto? To zależy, jednak niebotycznych rozmiarów słupki popularności zapewniły wytwórni pewny przychód. Można zaryzykować stwierdzenie, że o czym nie byłby film – zarobiłby na siebie. Liczby tylko to potwierdzają. Mroczne Widmo (pierwsza część prequeli) stało się wówczas najbardziej zyskownym filmem spod szyldu Star Wars. Jako pierwszy z serii osiągnął ponad 1 miliard dolarów w box office na całym świecie. Co intrygujące, Mroczne Widmo było także produkcją, która w przeciwieństwo do swoich poprzedniczek zarobiła więcej poza Stanami Zjednoczonymi, niż w nich. Skąd taki wynik? By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw poznać jedną z wad nie tylko Mrocznego Widma, ale i kolejnych części – Ataku Klonów oraz Zemsty Sithów.
Najpierw było słowo
Bardzo prawdopodobne, że przyczyną zebrania ponad 50% zysków poza USA są… napisy. Nie da się ukryć, że dialogi czytane przez widza nie oddają w pełni zarówno zalet, jak i wad aktorów wypowiadających kwestie. Chociaż w tej kwestii, patrząc na Mroczne Widmo, można raczej mówić tylko o tym drugim. W konsekwencji, być może najsłabsza strona pierwszego epizodu stała się po prostu zwykłą skazą wśród innych. A było ich niemało – jednak u podstawy wszystkiego znajdował się sztywny, nudny Lucasowski scenariusz opowiadający bardziej o polityce, aniżeli wojnie w odległej galaktyce. Początkowo nie miało to tak wyglądać, reżyser zwrócił się do Lawrence’a Kasdana, scenarzysty V i VI epizodu, z prośbą, by ten przejrzał jego pomysły i wprowadził poprawki. Spotkał się jednak z odmową – Kasdan uznał, że Gwiezdne Wojny powinny być w jak największym stopniu George’a Lucasa. Niestety nie wiedział, jak katastrofalną w skutkach decyzję podjął. Według niektórych źródeł do końcowej wersji scenariusza trafiło około 90% pomysłów Lucasa, w tym znienawidzone przez fanów midichloriany niszczące tajemniczą aurę Mocy czy Jar Jar Binks, zdaniem wielu jedna z najgorszych postaci w całym uniwersum. A że, jak mawia przysłowie, z pustego i Salomon nie naleje, tak też zaangażowanie takich aktorów wielkiego formatu jak Liam Neeson czy Ian McDiarmid nie uratowało jakości produkcji. Zarówno oni, jak i początkujący wówczas Ewan McGregor, Natalie Portman czy Jake Lloyd, nie sprostali potędze marki ani oczekiwaniom widzów. Pół żartem, pół serio można jednak powiedzieć, że jeden aktor umknął gilotynie scenariusza Lucasa. Ray Park, wcielający się w Dartha Maula, postać pojawiającą się w filmie łącznie na niecałe 10 minut, a wypowiadającą zaledwie dwie kwestie, zapadł w pamięć fanom, stając się jednym z ulubionych czarnych charakterów uniwersum.
Nowy, wspaniały świat
Nie wszystkie pomysły reżysera mogły zostać zrealizowane przez charakteryzację, scenografię czy kostiumy. A nawet jeśli, to było to przedsięwzięcie czasochłonne i niesamowicie drogie. Na szczęście przełom tysiącleci był czasem, gdy z techniki CGI korzystano na potęgę. Nie inaczej postąpił George Lucas – w końcu dzięki temu nie był w żaden sposób ograniczany i wszystkie jego wymarzone wizje mogły ujrzeć światło dzienne. Cudowne scenerie planet, o jakich nikomu dotychczas się nie śniło, nowe rasy, nowe pojazdy – to wszystko można było osiągnąć łatwiej i szybciej niż w czasach kręcenia Oryginalnej Trylogii. W teorii brzmi to pięknie, niektóre sceny, nie tylko z Mrocznego Widma, ale także z Ataku Klonów czy Zemsty Sithów, zapisały się wyraźnie w pamięci kinematografii jako sztandarowe, rozpoznawalne nie tylko przez zagorzałych fanów serii. Taki był też po części zamysł George Lucasa – chciał, by Gwiezdne Wojny stanowiły bardziej widowisko wizualne, aniżeli skupione na dialogach. Jednak każdy medal ma dwie strony. Po pierwsze, wielu aktorów skarżyło się na bardzo trudne warunki – cały plan wypełniony green screenem zdecydowanie zaburzał immersję odtwórcom ról. Warto też wspomnieć o tym, że pierwotnie w Mrocznym Widmie postać mistrza Yody była sterowaną kukłą (zamienioną na model CGI kilka lat po premierze, przy okazji wydania sagi na odtwarzacz Blu-Ray), natomiast w II i III epizodzie od początku skierowano kroki w stronę efektów specjalnych. Można przypuszczać, że to również nie spodobało się aktorom – całkiem niedawno Ewan McGregor zabrał w tej sprawie głos – określił pracę z kukłą jako coś niesamowitego. Była to dla niego możliwość grania z postacią, która „żyje”. Niestety przy okazji nagrywania kolejnych części nie mógł już tego powtórzyć.
Wynik końcowy
Jak pokazały statystyki, problemy z drugą i trzecią odsłoną sagi dotykały nie tylko aktorów, ale także widzów. Po spektakularnej dominacji box office Mroczne Widmo utrzymało się na pierwszym miejscu najlepiej zarabiających filmów Star Wars aż do 2015 r., gdy na ekrany kin trafiło Przebudzenie Mocy. Wychodzi na to, że nudny scenariuszowy pokaz zaprezentowany w Mrocznym Widmie znacząco zniechęcił widzów do szturmowania kin, gdy premiery miały Atak Klonów i Zemsta Sithów. Nie oznacza to, że te filmy nie zarobiły na siebie – budżet się zwrócił, jednak nie tak spektakularnie. Krytycy również nie zostawili suchej nitki na żadnej z tych produkcji, mimo że III epizod został całkiem ciepło przyjęty przez fanów. Bądź co bądź posiadał on wiele wad – głównie scenariuszowych. George Lucas miał zbyt dużo pomysłów, zbyt dużo postaci, a zdecydowanie za mało czasu. Zależało mu też m.in. na umieszczeniu walki Anakina z Obi-Wanem, której zarys powstał podobno już w 1977 r.! Historia i przejście na ciemną stronę Mocy głównego bohatera – Anakina – miały być przedstawione na przestrzeni całej trylogii, największy proces przemiany przechodzi jednak w jednym filmie, a konkretnie w mniej więcej dziesięciu jego minutach. Pojawiły się również nieścisłości z Oryginalną Trylogią – w Powrocie Jedi Leia wspomina, że pamięta matkę, jednak w Zemście Sithów pokazane jest jak umiera ona przy porodzie, co przeczy możliwości zapamiętania jej przez córkę. Chyba że Moc maczała w tym palce.
Filmy to nie wszystko
No i koniec. Historia Skywalkerów zamknięta, widzowie znają zarówno początek, jak i koniec przygód Anakina oraz jego dzieci – Luke’a i Leii. Jednak w fanach wciąż pozostawała ogromna miłość do serii, a jej wpływy sięgnęły daleko poza sale kinowe czy nawet ekrany telewizorów, na których zaczęły pojawiać się w 2003 i 2008 r. seriale animowane, oba zatytułowane Wojny Klonów.Powstawały coraz to nowe pozycje książkowe i komiksowe, dlatego też został założony Holocron – dział w Lucasfilmie dbający o zgodność fabularną wszystkich dzieł osadzonych w odległej galaktyce. Gwiezdnowojenne pojęcia takie jak Jedi, Moc czy ciemna strona Mocy zostały oficjalnie wpisane do Oxford English Dictionary. W 2005 r. stworzona została również fanowska internetowa encyklopedia nazwana Wookiepeedią mająca na celu zbieranie w jednym miejscu wszystkich informacji dotyczących uniwersum Gwiezdnych Wojen. Wpływy Star Wars nie ominęły również sfery religijnej – w 2001 r. podczas spisu powszechnego na terenie Anglii i Walii w rubryce „wyznanie” respondenci podawali „Jedi”. Doprowadziło to do zarejestrowania związków wyznaniowych Jediizmu lub po prostu Religii Jedi.
W 2005 r., po premierze Zemsty Sithów, George Lucas w wywiadzie dla programu 60 Minutes Overtime bez zastanowienia stwierdził, że historia rodu Skywalkerów jest już zakończona i gdyby ktoś przyszedł do niego z propozycją zrobienia kolejnego, VII epizodu, ten by odmówił. Jednak historia pokazała, że to nie do końca prawda. Gdy w 2012 r. na horyzoncie pojawił się Disney z zawrotną kwotą 4,05 miliarda dolarów za prawa do Gwiezdnych Wojen, George Lucas zmienił zdanie. Czy marce wyszło to na dobre? Zdania są mocno podzielone, ale to już temat na dłuższą dyskusję.