„Myślę, że to rozwali wam umysł!” – Elon Musk podczas prezentacji najnowszego projektu dotyczącego wysoce spekulatywnych implantów mózgu.
Grafika okładkowa: Pau Malicka
Świat nie stoi w miejscu. Technologiczni wynalazcy prześcigają się w coraz to wymyślniejszych innowacjach, postęp medycyny pozwala na korzystanie z bezpieczniejszych i skuteczniejszych środków (w tym szczepionek opracowanych na podstawie mRNA), a nieszablonowi pionierzy idą jeszcze o krok dalej, starając się połączyć obie te dziedziny. Elon Musk, bo o nim mowa, zamierza wyprodukować implant mózgu kontrolujący działanie neuronów, który ma stanowić początek medycznej i technologicznej rewolucji. To nowe podejście w leczeniu chorób – w szczególności dotycząch upośledzenia funkcji motorycznych i sensorycznych (np. paraliż). A mógłby to być dopiero początek drogi ku utopii pełnej ludzi, których marzenie o supermocach nie zostało pogrzebane w dziecięcych snach.
Innowacja neuronów
Aby zrozumieć złożoność wspomnianego przedsięwzięcia, należy pamiętać, że neurony to w zasadzie obwody elektryczne, które przekazują informacje w mózgu, a następnie przekierowują je do całego ciała. Dzięki temu człowiek jest zdolny m.in. do ruchu lub mowy. W przeciętnym organizmie ich liczba sięga milionów, więc nietrudno się domyślić, że kontrolowanie tak ogromnej ilości czegokolwiek (zwłaszcza tak drobnego) jest niesamowicie trudne.
Mówi się również, że będzie ono posiadało umiejętność elektronicznej stymulacji różnych obszarów mózgu, dzięki której ostatecznie istniałaby możliwość wyleczenia zaburzeń takich jak choroby Parkinsona czy Alzheimera. A co z tymi chcącymi po prostu przewijać odcinki siłą umysłu?
Jednak od pewnego czasu naukowcy są w stanie śledzić ruchy elektronów i zrozumieć, jak działa cały proces „akcja-reakcja”. To spowodowało, że niektórzy śmiałkowie zaczęli mierzyć jeszcze wyżej. Tutaj na scenę wchodzi Elon Musk.W marcu 2017 r. ogłosił on powstanie firmy neurotechnologicznej Neuralink, której został współzałożycielem. Można się zastanawiać, dlaczego taki magnat, prezes SpaceX i Tesli, chciałby zarządzać jeszcze jedną organizacją. Jak sam twierdzi: by pomagać ludziom. Głównym celem Neuralinku miało być leczenie poważnych uszkodzeń mózgu, którym współczesna medycyna nie jest w stanie sprostać (np. urazom rdzenia kręgowego).
Zaczęło się od zaprojektowania urządzenia (nazwanego The Link) zdolnego do wytworzenia połączenia z neuronami i kompatybilnego ze współczesną elektroniką, taką jak telefony czy laptopy, by istniała możliwość ich obsługi z wykorzystaniem jedynie myśli użytkownika. Brzmi jak science-fiction? Mówi się również, że będzie ono posiadało umiejętność elektronicznej stymulacji różnych obszarów mózgu, dzięki której ostatecznie istniałaby możliwość wyleczeniazaburzeń takich jak choroby Parkinsona czy Alzheimera.
A co z tymi chcącymi po prostu przewijać odcinki siłą umysłu?
Ponieważ The Link został opracowany głównie do celów medycznych, zdrowi ludzie muszą jeszcze poczekać na swoją kolej. Istnieje jednak możliwość, aby implant z czasem mógł zostać nabyty również przez pozostałą część społeczeństwa. Musk posunął się nawet do stwierdzenia, że przewiduje „symbiozę ze sztuczną inteligencją” prowadzącą do ostatecznych ulepszeń człowieka.
The Link brzmi jak spełnienie marzeń – małe (i bardzo drogie) lekarstwo na wszystkie dolegliwości: wizualna proteza dla niewidomych (wystarczy podłączyć kamerę do oka i urządzenia w celu przekazania obrazu), dłonie dla sparaliżowanych (telefony komórkowe pod kontrolą umysłu, komputery itp.), a nawet mini kamera dla zapominalskich (spekuluje się, że urządzenie mogłoby być zdolne do przechowywania wspomnień).
Ale z całym tym oświeceniem i przyszłymi pomysłami zawsze istnieje ta mała, ciemna chmura zwana rzeczywistością.
Syzyfowa praca
Urządzenie ma być zbudowane z wielu małych i elastycznych nici z elektrodami wykrywającymi sygnały neuronowe. Bardzo ważny jest materiał wykorzystany do wykonania implantu – grubszy lub większy uniemożliwiłby nadążanie za transferem sygnałów neuronowych. Kolejną istotną część stanowi jego obudowa – musi ona wytrzymać kontakt z płynami fizjologicznymi i jonami występującymi w organizmie, dlatego powinna być hermetyczna i wykonana z materiałów biokompatybilnych. Pojawia się jednak nowy problem na drodze pracowników Neuralinku: nici są bardzo małe i trzeba je precyzyjnie wprowadzić do mózgu, co nie jest możliwe do wykonania z wykorzystaniem ludzkich rąk. Dlatego też decydenci postanowili zastąpić je robotycznym odpowiednikiem. Stworzyli system wspomagający neurochirurgów podczas skomplikowanej operacji, która miałaby jednak zajmować mniej niż godzinę. Dodatkowo, wraz z rozwojem technologii, pojawia się przebłysk nadziei na zastosowanie u pacjenta świadomej sedacji zamiast znieczulenia. Oznacza to, że dana osoba zostaje wprowadzana w stan głębokiego uspokojenia (utrzymana jest świadomość, ale bez odczucia lęku, jedynie senności), zamiast być poddana narkozie (utrata przytomności oraz większe ryzyko powikłań). Sedacja jest już powszechnie używana w medycynie, lecz trudniejsza do zastosowania przy nowatorskich operacjach. Jednak mimo możliwych rozwiązań powyższych kwestii, poważny problem stanowi ryzyko nadmiernego krwawienia u pacjenta. Na swojej stronie firma, jako rozwiązanie, prezentuje użycie nici w skali mikronowej i unikanie naczyń krwionośnych w pobliżu powierzchni mózgu. Pomyślano także o stworzeniu kompatybilnej, bezprzewodowej ładowarki do The Link, aby można go było łatwo połączyć z implantem z zewnątrz. Do tego dochodzi aplikacja na telefon, która pomaga w korzystaniu z urządzenia.
Tak więc stworzenie urządzenia, które nadąża za tak szybkim rytmem ruchów neuronów, a jednocześnie będzie uniwersalne dla całej ludzkości, to dość ryzykowne i pracochłonne przedsięwzięciem. Na razie.
Ze względu na wszystkie wspomniane zawiłości, Musk stwierdził, że w momencie premiery implant będzie bardzo drogi, ale firma ma nadzieję, że z biegiem czasu cena zostanie obniżona do kilku tysięcy dolarów. Niestety nawet sam pomysłodawca The Link przyznał, że jest bardzo mało prawdopodobne, aby implant zadebiutował w najbliższej przyszłości. Na razie przeprowadzano tylko testy na zwierzętach, ale już one wykazały pewien postęp – naukowcy byli w stanie przewidzieć pozycję stawów świni na bieżni oraz z sukcesem zakończyli próby, w trakcie których małpa miała kontrolować komputer (zapewniono, że żadne zwierzę nie zostało skrzywdzone podczas eksperymentów). To wszystko jednak wciąż nie wystarcza, by dawać nadzieję na ukończenie urządzenia w najbliższych latach (jeśli w ogóle) lub pokazać jego rzeczywistą kompatybilność z człowiekiem.
Eksperymenty z ludźmi mogły się rozpocząć, gdy w lipcu 2020 r. Neuralink uzyskał od FDA (U.S. Food and Drug Administration, amerykańska Agencja Żywności i Leków) przełomowe oznaczenie umożliwiające przeprowadzanie testów na ludziach zgodnie z wytycznymi agencji dla urządzeń medycznych (m.in. poprawienie wykrywalności lub czytelności kontrolek, etykiet i wyświetlaczy, używanie alertów o niebezpiecznych warunkach oraz efektowne szkolenie użytkowników). FDA zachęca również producentów do przesyłania wstępnego protokołu do testów na ludziach, aby upewnić się, że używane metody będą bezpieczne i akceptowalne.
Nie ma jednak obecnie konkretnych informacji w tej sprawie.
Początek końca
Choć znaleziono rozwiązania niektórych kwestii związanych z budową i funkcjonowaniem The Link, wciąż główną barierę stanowi połączenie wszystkich elementów z milionem neuronów, co jest zadaniem praktycznie niemożliwym nawet przy pomocy Super Robota. Jeśli jednak udałoby się naukowcom tego dokonać, to prace nad wdrożeniem urządzenia znalazłyby się zaledwie w początkowym stadium. Wynika to z ogromnej liczby neuronów znajdujących się w mózgu, połączonych skomplikowanymi systemami koordynacji, z których każdy charakteryzuje się różną szybkością, a także zmienia się zależnie od wykonywanego zadania. Nie wspominając już o tym, że wszyscy ludzie mają swój własny ,,zestaw” komunikacji neuronowej – mapę połączeń, w której komórki nerwowe poruszają się z różną szybkością i występują w zmiennej ilości. Tak więc stworzenie urządzenia, które nadąża za tak szybkim rytmem ruchów neuronów, a jednocześnie będzie uniwersalne dla całej ludzkości, to dość ryzykowne i pracochłonne przedsięwzięciem. Na razie.
Z obiektywnego punktu widzenia, nie ma nic złego w miliarderze inwestującym swój czas i pieniądze w jakikolwiek projekt, nawet bezcelowy. Tym bardziej, jeśli w zamyśle ma szlachetny cel.
Naukowcy i lekarze idą ręka w rękę ze swoimi opiniami na ten temat – słowa takie jak „wysoce spekulatywne” i „nierealne” nie są rzadkością w tej dyskusji. Skrytykowali oni również osiągalność pomysłu leczenia chorób poprzez The Link, a reprezentanci MIT Technology Review podtrzymali ich stanowisko w artykule opublikowanym na ich stronie. Nieufność się rozprzestrzeniła. Nie dodaje również wiarygodności Neuralinkowi fakt, że pięciu na ośmiu członków założycieli opuściło firmę z powodu powolnego postępu technologicznego. Innym, mniej istotnym, cieniem może być nawet przeszłość Elona Muska – jego poprzedni projekt, Hyperloop, był rozwijany od prawie 8 lat, ale nadal nie ma namacalnych dowodów na to, że naprawdę działa. W powietrzu unosi się słaby zapach déjà vu, który trudno zignorować.
W jednym ze swoich ostatnich przemówień Musk wypowiedział się na temat nowych taktyk, aby wzmocnić The Link, na przykład poprzez przyklejanie elektrod do mózgu. Niestety nie jest to idealne rozwiązanie, ponieważ takie podejście odcina niektóre potencjalne ścieżki, którymi neurony mogłyby przewodzić i elektrycznie modyfikować sygnały.
Kiedy nadejdzie jutro
Oczywiście gdyby implant okazał się sukcesem, zmieniłby życie ludzi na całym świecie. Stworzyłby lepszą przyszłość, pełną nadziei i niezależności dla tych, którzy ją stracili. Często można spotkać się z komentarzami ludzi piszących, że Musk nie sprzedaje tak naprawdę aut, rakiet ani czipów, lecz nadzieję. Z obiektywnego punktu widzenia, nie ma nic złego w miliarderze inwestującym swój czas i pieniądze w jakikolwiek projekt, nawet bezcelowy. Tym bardziej, jeśli w zamyśle ma szlachetny cel. A jeśli dopnie swego, cóż, delikatnie rzecz ujmując, uszczęśliwi wiele osób. Brzmi przyjemnie. Gdyby tylko nie fakt, że przedstawiony tu obraz wcale nie jest tak kolorowy, jak się może wydawać.
Każdy człowiek ma pełne prawo do swobodnego gospodarowania własnym kapitałem, jednak na wypłatę Muska pracują również tysiące ludzi. Długie godziny pracy, nietrzymanie się zasad bezpieczeństwa oraz praw pracowniczych – to pewne realia bycia pracownikiem założyciela Neuralinku. Ze względu na to trudno machnąć ręką na sam projekt i stwierdzić: ,,będzie to będzie, nie to nie”, bo już sam proces jego tworzenia implikuje pewne zmienne wcale nieobojętne dla osób postronnych. Trafnie skwitował to Filip Konopczyński w swoim artykule: [Musk to… – red.] (…) marketer tanich marzeń, prestidigitator ery rosnących nierówności i nieuniknionej katastrofy ekologicznej globu. Może zamiast budować rzeczywistość roku 2100, warto upewnić się, że jej dożyjemy?
Czy tym razem Musk opracuje coś realistycznego i namacalnego, co pomoże milionom ludzi? A może sukces The Link skończy się w obszernej wyobraźni magnata? Nie pozostaje nic innego niż poczekać i przekonać się, czy tym razem obietnice znajdą pokrycie.