O wszechświecie pisano już niejednokrotnie, jednak jedynie Andy Weir robi to w tak niepowtarzalny sposób – z science fiction tworząc bardziej science fact.
Grafika okładkowa: Aleksandra Błęcka
Samotny astronauta, misja, która ma ocalić losy świata, i niespodziewany pozaziemski sojusznik… To właśnie Andy Weir w najlepszym wydaniu! Chociaż pierwsza styczność z Rylandem Gracem nie była przyjemna, to każdy kolejny rozdział u jego boku stał się niesamowitą podróżą w nieznane, i nieopisane dotąd, rejony wszechświata. Początkowo nie sposób otrząsnąć się z wrażenia, że po raz kolejny wyrusza się w kosmos z Markiem Watneyem, głównym bohaterem bestsellerowego Marsjanina. Obaj panowie są do siebie zatrważająco podobni, jeżeli oceniać ich kreację, ze zwróceniem szczególnej uwagi na nieco sceptyczne nastawienie do świata, czarny, specyficzny humor, którym raczą wszystkich bez wyjątku, oraz tragicznie beznadziejną sytuację życiową, pozwalającą im wspiąć się na wyżyny swojej myśli naukowej i inżynieryjnej.
W odróżnieniu od Marsjanina, fabuła Projektu Hail Mary kręci się wokół wyprawy mającej na celu uratowanie ludzkości stojącej w obliczu nieuchronnej zagłady. Koncept może nie wydaje się odkrywczy lub świeży, jednak gdy zauważy się, że apokalipsa w tym wypadku wywołana została przez nagłe pojawienie się na powierzchni słońca niespotykanych organizmów pochłaniających energię, całość zyskuje. Astrofagi intrygują, reprezentują nowy rodzaj obcych dotąd nieopisany w literaturze. Stworzenia te bowiem wchłaniają słońce, a jego zanikanie prowadzi do stopniowego, jednakże szybko postępującego, oziębiania się klimatu na Ziemi. Ryland Grace ma za zadanie temu zapobiec.
Konstrukcja fabuły nie jest zbyt zaskakująca, biorąc pod uwagę temat szeroko omawiany już w literaturze, czyli potencjalną zagładę zamieszkałej przez homo sapiens planety. Prawdziwy rollercoster emocjonalny czeka czytelnika w momencie wprowadzenia do akcji nowej, zaskakującej postaci – Rocky’ego. Bohater ten jest swoistą innowacją nie tylko w twórczości Weira, lecz również w literaturze w ogóle. Od momentu, w którym Rocky podbija książkową scenę, wypatrywać można licznych zwrotów akcji i niespodziewanych komplikacji, które wpływają na pozytywny odbiór dzieła.
Najsłabszym punktem książki jest zakończenie, które niejednego czytelnika wprawić może w konsternację. Tym samym ostateczny wydźwięk Projektu Hail Mary pozostawia nutkę goryczy w umyśle czytelnika.
W Projekcie Hail Mary nie brakuje momentów będących potencjalnymi wyciskaczami łez najwrażliwszych odbiorców. Grace pozwala sobie na rozmyślanie o życiu, sensie kosmicznej wyprawy oraz powodzeniu misji. Momenty te uznać można za najbardziej trafiające do serca w całej historii. Fakt, że bohater niejednokrotnie zmuszony jest podejmować trudne i w swoich konsekwencjach ostateczne decyzje, tylko podwyższa wskaźnik napięcia odczuwany w trakcie lektury najnowszej powieści Andy’ego Weira.
Najsłabszym punktem książki jest zakończenie, które niejednego czytelnika wprawić może w konsternację. Ostateczny wybór Rylanda posiada zbyt mało rzetelnych uwarunkowań zarówno emocjonalnych, jak i zdroworozsądkowych, logicznych, by mógł zostać dokonany.Pokierowanie akcji w tę stronę jest zaskakujące, jednakże pozostawia w głowie odbiorcy wiele pytań, na które nie sposób odnaleźć w książce odpowiedzi. Tym samym ostateczny wydźwięk Projektu Hail Mary pozostawia nutkę goryczy w umyśle czytelnika.
Najnowszą książkę Weira polecić można zarówno jego zagorzałym fanom, jak i czytelnikom, którzy w literaturze pragną znaleźć nie tylko rozrywkę, ale również rzetelne naukowe informacje dotyczące otaczającego ich świata – w szczególności sfer niebieskich. Projekt Hail Mary to udana publikacja amerykańskiego literata, która wzbogaca jego dorobek o kolejną zapewne tworzoną z niezwykłym wysiłkiem pozycję. Wśród meandrów losu, który niekoniecznie sprzyja astronaucie, nie brakuje wątków ocieplających fabułę – przyjaźni, podkreślania wagi współprzeżywania z drugą istotą oraz zauważenia, że wspomnienia nie są jedynie tym, co złe, a w niekiedy mogą nawet nieść wybawienie. Reasumując – najnowsza premiera zasłużenie osławionego Amerykanina to powieść, którą po prostu trzeba przeczytać!
Jako dodatek do opinii, pozostawiamy poniżej przetłumaczony (tłumaczenie autorki artykułu) wywiad z Andym Weirem uzyskany za pośrednictwem wydawnictwa Akurat od zagranicznego wydawcy – Penquin Random House.
Rewers: Co zainspirowało cię do napisania Projektu Hail Mary? Czy miałeś jakąś główną ideę, czy może kilka rzeczy wpłynęło na napisanie twojej nowej powieści science fiction, którą tym razem oparłeś na thrillerze?
Andy Weir: Szczerze, to Projekt Hail Mary jest kolekcją pomysłów na historie, które miały być innymi książkami. Kilka z nich pochodzi z powieści Zhek, którą porzuciłem, a reszta to zbiór koncepcji na moje przyszłe teksty. Nawet nie wyobrażałem sobie, że mogą funkcjonować razem, ale później każda z nich wskoczyła na miejsce i naprawdę zaczęły dobrze razem pracować.
Czy możesz opowiedzieć o konceptach naukowych, które zawierają się w książce?
W Projekcie Hail Mary główna koncepcja krąży wokół fikcyjnej substancji, która może być użyta jako paliwo do statku kosmicznego. Oryginalnie była to misterna nanotechnologia wynaleziona przez obcych w Zhreku. Nazywała się „czarną materią” i absorbowała każdy foton albo promieniowanie elektromagnetyczne, masowo przekształcając je w więcej czarnej materii. Jednak, jeśli chodzi o Hail Mary, chciałem, by to był naturalnie występujący fenomen – niestworzony przez żadną inteligencję. Zmieniłem więc to w jednokomórkową formę życia podobną do pleśni. Oddzielnie od tego miałem pomysł na historię o facecie, który budzi się z amnezją na statku kosmicznym, nie mając pojęcia, czemu na nim jest. I ostatecznie, miałem również inny koncept na historię o rozsądnej kobiecie, która ma nielimitowany immunitet na doprowadzenie prac do końca i która używa go do ocalenia świata. Później musiałem znaleźć sposób do eleganckiego ożenienia tych pomysłów. Prawdziwy moment olśnienia nadszedł, gdy zdałem sobie sprawę, że pleśniopodobna forma życia, która żyje na słońcu, może grozić wygaśnięciem wspomnianej gwiazdy. I wtedy wszystko się połączyło.
Wszystkie twoje powieści zawierają ogromną ilość nauki i badań. Czy napotkałeś jakieś biologiczne lub fizyczne problemy, których nie mogłeś rozwiązać z pomocą Google’a i kalkulatora?
Wykonałem ogromną ilość researchu na temat biologii i podróży relatywistycznych. Dużą frajdą dla mnie jest matematyczne zaangażowanie w obliczanie, ile paliwa byłoby potrzebne do takiej podróży i jakie dylatacje czasowe odczuwałby statek. Miałem możliwość pozyskania większości informacji, samodzielnie szukając materiałów. Ale napotkałem problemy, kiedy zacząłem próbować zrozumieć szczegóły dotyczące neutrin. Na szczęście mój przyjaciel z liceum, Charles Duba, po szkole stał się badaczem neutrin. Brał też udział w projekcie, który wygrał nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki w 2015 r. Dobrze więc mieć kogoś takiego we własnych kontaktach. Ponadto konieczne było również zawarcie w książce dużej ilości astrofizyki – dokładne zachowanie gwiazd i to, jak one pracują, tak samo jak to, w jaki sposób astrofizycy wykonują swoją pracę. Wszystkie te zależności były ważne w tej historii, więc skontaktowałem się z astronomami i astrofizykami, by wniknąć w ich codzienne życie. Rozmawiałem również z Andrew Howellem, który pomógł mi z astronomią i naukami gwiezdnymi, Jim Green natomiast wyjaśnił mi podstawy nauk planetarnych i to, jak właściwie funkcjonuje atmosfera, a Cody Don Reeder dał mi niezbędne informacje chemiczne.
Na potrzeby Marsjanina napisałeś programy obliczające, czego potrzebował będzie Watney do opuszczenia planety i wykreśliłeś aktualne okna uruchamiania. Na potrzeby Artemis z kolei naszkicowałeś całą fizykę i ekonomię kolonii księżycowej. Czy jakieś podobne zwariowane rzeczy zrobiłeś w Projekcie Hail Mary?
Oczywiście! Badania to moja ulubiona część! Właśnie ze względu na nie miałem stosy arkuszy kalkulacyjnych, by móc obliczyć wszystko, czego potrzebowałem. Nie tylko rzeczy związane z podróżą kosmiczną, ale również z samą biologią astrofagów. Jak wiele energii potrzebują, by móc emigrować na inną planetę po to, by się rozmnażać? Ile mocy mogą wchłonąć? Jakie jest wewnętrzne ciśnienie na ich błonie komórkowej spowodowane przez neutrina, których używają do przechowywania energii? Dużo zabawy.
Projekt Hail Mary definitywnie wynosi elementy science fiction twojej twórczości wyżej, niż to było w przypadku Marsjanina i Artemis. Jak poradziłeś sobie z tymi elementami? I jak sprawiasz, że wszystko to brzmi realistycznie i wiarygodnie ?
W moim przypadku trik polega na tym, by stworzyć duży koncept z małych aktów. W Projekcie Hail Mary nie ma żadnych naruszeń praw fizyki. Jedyną odmianą od rzeczywistości jest forma życia mogąca pochłaniać i przechowywać neutrina. Wszystko inne pochodzi od tego. Z tak małym pierwiastkiem niewiarygodności (tylko ten, kto posiada duże fizyczne zaplecze, będzie wiedział o problematyczności tematu), łatwo wciągnąć czytelnika w to, co się dzieje.
To był wielki krok w stronę bardziej papkowatej naukowej fikcji dla autora takiego jak ja. Ale chciałem to zrobić i widziałem to jako sposób na stworzenie książki po swojemu.
Andy Weir
Bez zdradzania splotu fabularnego, wprowadziłeś do książki poważny zwrot wydarzeń oraz szalony charakter, który jest całkowicie inny od czegokolwiek, co dotychczas pojawiało się w twojej fikcji, i który okazał się być dla większości ulubionym aspektem powieści. Czy denerwowałeś się, pisząc z tak wielkim rozmachem, niejako ryzykując wprowadzeniem nowej formy obcego?
Denerwowałem się. To był wielki krok w stronę bardziej papkowatej naukowej fikcji dla autora takiego jak ja. Ale chciałem to zrobić i widziałem to jako sposób na stworzenie książki po swojemu. A moja metoda zakładała tony spekulacji, badań, tła fabularnego etc. Opracowałem wszystkie szczegóły omawiające, jak ten bohater może istnieć.
Myślę, że wszyscy tacy jesteśmy. Podczas gdy zabawnie jest oglądać skopaną dupę Jamesa Bonda, naprawdę się z nim nie identyfikujemy. Większość ludzi – w tym ja – czuje się przytłoczona życiem od czasu do czasu. Dzięki temu możemy łatwiej zrozumieć i sympatyzować z charakterem, który jest w naszej głowie i tak samo jak my ledwie wiąże koniec z końcem.
Andy Weir
Czy myślisz, że to ważne, by rzucać sobie duże, „straszne” wyzwania podczas pisania?
Nie! Gdyby zależało to ode mnie, zostałbym w mojej małej szczęśliwej niszy – pisząc w odosobnieniu do końca życia tylko historie naukowe. Ale chcę, by moi czytelnicy byli szczęśliwi, więc zostaję na szczycie mojej gry. Staram się być lepszym i pisać różne elementy historii. Więc myślę, że odpowiedź brzmi „tak”, ale nie dlatego, że ja tak chcę. Ponieważ to jedyna droga do tworzenia dobrej treści dla moich czytelników.
Wydaje się, że rozkoszujesz się wybieraniem bohaterów, którzy czują się kompletnie nieprzystosowani do rozwiązywania stawianych przed nimi problemów, a następnie pokazywaniem, jak mogą oni stanąć na wysokości zadania. Czy świadomie szkicujesz słabeuszy lub wybierasz postaci, które nie są typowymi zawadiackimi bohaterami akcji?
Myślę, że wszyscy tacy jesteśmy. Podczas gdy zabawnie jest oglądać skopaną dupę Jamesa Bonda, naprawdę się z nim nie identyfikujemy. Większość ludzi – w tym ja – czuje się przytłoczona życiem od czasu do czasu. Dzięki temu możemy łatwiej zrozumieć i sympatyzować z charakterem, który jest w naszej głowie i tak samo jak my ledwie wiąże koniec z końcem.
To musiało być coś: zobaczyć swoją pierwszą książkę, Marsjanina, przeniesioną na ekrany kinowe z Mattem Damonem w roli głównej. Projekt Hail Mary również zostanie zekranizowany, a główną rolę zagra Ryan Gosling. Co najbardziej chciałbyś zobaczyć na ekranie?
Jest tam silny wątek przyjaźni i nie mogę się doczekać, aż zobaczę Ryana w roli Rylanda. Ponadto, w segmentach retrospekcyjnych, interakcje między Raylandem i Stratt będzie bardzo miło zobaczyć na ekranie. A jeśli chodzi o czysto wizualny spektakl, jest kilka scen, w których Hail Mary jest bardzo blisko planety, co będzie wyglądało fantastycznie w filmie.
[Film na podstawie Projektu Hail Mary realizuje studio MGM. Decyzję dotyczącą ekranizacji najnowszej powieści Weira podjęto jeszcze przed jej oficjalną premierą. Ze wstępnych informacji wynika, że za kamerą staną Phil Lord i Chris Miller (znani z wielu współprac np. przy filmie Ostatni człowiek na Ziemi czy pierwszym odcinku Brooklyn 9-9), którzy napiszą scenariusz razem z Drew Goddardem (który ma na swoim koncie nominacje do Oscara za scenariusz do filmu Marsjanin).]