Race, wybuchy, krzyki i latające kostki brukowe, czyli dokąd zmierza marsz z okazji 11 listopada.
Grafika okładkowa: Ewa Enfer
Mówi się, że społeczeństwo polskie jest podzielone. To nie tylko teoria, a fakt, który potwierdzają coroczne sondaże dotyczące wyborów parlamentarnych. Dane te pozostają jednak tylko na papierze, przynajmniej do momentu, gdy reprezentanci różnych stronnictw nie wyjdą na ulice, jak dzieje się to między innymi w dniu Narodowego Święta Niepodległości. 11 listopada każdego roku cała Warszawa wstrzymuje oddech. Na wielu ulicach zatrzymany zostaje ruch, by głównymi arteriami miasta przepuścić kolumny obywateli świętujących wolność odmienianą przez wszystkie przypadki.
Nie istnieje jeden spójny sposób na obchodzenie tego dnia. Każde ugrupowanie ma potrzebę przedstawienia swoich wartości, co jest wyrazem możliwości, jakie daje wolność i niepodległość – nie tylko od zaborców, ale ogólna. In varietate concordia (łac. zjednoczona w różnorodności) to przecież dewiza Unii Europejskiej, wieloaspektowa celebracja 11 listopada ma więc wydźwięk pozytywny. Jednak niektóre marsze zawracają uwagę bardziej niż inne.
Zaraz po oficjalnych państwowych obchodach, drugim najgłośniejszym zgromadzeniem jest Marsz Niepodległości organizowany przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, ze słynnym już Robertem Bąkiewiczem na czele. Co roku manifestacja, za którą odpowiadają potocznie nazywani „narodowcy”, zyskuje hasło przewodnie, zazwyczaj ściśle powiązane z aktualną sytuacją społeczno-polityczną. W tym roku wybrano zdanie „Niepodległość nie na sprzedaż”, które odnosi się do ostatniego wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie nadrzędności prawa polskiego nad europejskim. Zgodnie z oficjalnym stanowiskiem organizatorów marsz ma być wyrazem przywiązania do tradycyjnych wartości oraz patriotyzmu. Co innego twierdzą jego przeciwnicy, widząc w manifestacjach, które często kończą się interwencjami policji, jaskrawy przykład ksenofobii, faszyzmu i niebezpiecznie skrajnego patriarchatu.
Marsz ma być wyrazem przywiązania do tradycyjnych wartości oraz patriotyzmu. Co innego twierdzą jego przeciwnicy, widząc w manifestacjach jaskrawy przykład ksenofobii, faszyzmu i niebezpiecznie skrajnego patriarchatu.
Narodowcy – czyli kto?
Żeby zyskać pełniejszy obraz, warto przyjrzeć się bliżej tym, którzy tworzą Marsz Niepodległości. Jakie wartości reprezentują skandujący hasła „Bóg, honor, ojczyzna”, kim są, na kogo głosują i kto ich reprezentuje?
Skojarzenie, które może narzucać się przy wspomnieniu o Narodowcach, to najpewniej słowo „tradycja”. Jest ono o tyle trafne, o ile umieści się je w odpowiednim kontekście. Niezaprzeczalnie, przedstawiciele tego ruchu reprezentują wartości konserwatywne, ściśle związane z patriarchalnym modelem świata i rodziny, w którym rola kobiety zostaje ograniczona do pracy w domu i wspierania swojego małżonka. Zgodna z tradycjonalistycznym światopoglądem jest także relacja z Kościołem Katolickim, którego wartości wpisane są niejako w statut Ruchu Narodowego, będącego partią polityczną od 2012 r. Przejawem owej sympatii wobec KK jest jawna chęć „zwalczania ideologii gender” oraz „ochrona życia od poczęcia”. Co ciekawe, partia postuluje także o poszerzenie dostępu do broni, odwołując się do kwestii obronności Polski, oraz zwiększeniu niezależności gospodarczej i politycznej kraju, by móc wystąpić z „eurokołchozu”.
Przejawem sympatii wobec KK jest jawna chęć „zwalczania ideologii gender” oraz „ochrona życia od poczęcia”. Co ciekawe, partia postuluje także o poszerzenie dostępu do broni, odwołując się do kwestii obronności Polski, oraz zwiększeniu niezależności gospodarczej i politycznej kraju, by móc wystąpić z „eurokołchozu”.
Można powiedzieć, że godnie reprezentują wartości endecji, sześćdziesiąt lat później wciąż szerząc idee chrześcijańskiej demokracji, nacjonalizmu oraz militaryzmu. Ruch Narodowy, podobnie jak i reszta reprezentantów grupy społecznej nazywanej potocznie Narodowcami, odwołuje się do swojego politycznego pierwowzoru – Narodowej Demokracji, założonej przed II wojną światową przez Romana Dmowskiego.
Reprezentantami politycznymi oraz medialnymi tej grupy są znani politycy, tacy jak chociażby Krzysztof Bosak czy Adam Andruszkiewicz, który przez rok pełnił funkcję Ministra cyfryzacji. Najgłośniejszym nazwiskiem, w szczególności z uwagi na niedawne wydarzenia, pozostaje jednak prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości – Robert Bąkiewicz. Rozpoznawalne persony, które reprezentują ową grupę, umacniają ją w świecie politycznym, uprawomocniając możliwość istnienia tak radykalnego fenomenu, jakim są przemarsze Narodowców organizowane corocznie w stolicy. A mają one miejsce nie tylko dzięki wsparciu pieniężnym samych zainteresowanych, lecz również dotacji rządowych przyznawanych na organizację wydarzeń patriotycznych.
Czy jednak można być pewnym, że wydarzenia organizowane przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości mają coś wspólnego z patriotyzmem i obroną wolności? Wydaje się to całkiem wątpliwe.
„Bitwa o Empik” i latający bruk
Narodowcy to specyficzna, bardzo ustrukturyzowana tkanka społeczna. Zaczynając od ugrupowań paramilitarnych, kończąc na całkowicie alternatywnych mediach działających przez portal YouTube, konstruują oni rzeczywistość, w której wyznawane przez nich wartości mają rację bytu. Poglądy tej grupy opierają się nie tylko na kontynuowaniu tradycji patriotyzmu i podtrzymywaniu katolickiego modelu rodziny, lecz także na wrogości wobec odmiennych stanowisk oraz niechęci i poczucia wyższości nad „Innym”. To androcentryczna społeczność promująca idee ksenofobii i nacjonalizmu, a więc postaw, które pośrednio doprowadziły do wybuchu II wojny światowej.
Narracja przekazu jest jasna – „oni” (a więc wszyscy wyznający odmienne poglądy) atakują, więc „my” musimy się bronić. Słowem lub pięścią.
Wspomniane Media Narodowe posługują się silnie propagandowym językiem, który promuje przemoc zamiast dialogu. Tytuły kolejnych materiałów nie tylko stosują znane i szeroko wykorzystywane chwyty retoryczne, lecz także podkreślają bojowy nastrój, w jaki powinny wprowadzić widza przez użycie wykrzykników czy wielkich liter. Narracja przekazu jest jasna – „oni” (a więc wszyscy wyznający odmienne poglądy) atakują, więc „my” musimy się bronić. Słowem lub pięścią.
Wszystkie cechy, które charakteryzują Narodowców, kumulują się w trakcie manifestacji, wybuchając jak petardy tak chętnie przez nich używane. Przebywanie w tłumie, w szczególności w trakcie zgromadzeń takich jak marsze, powoduje zmianę zachowania jednostki przez porzucenie przez nią indywidualnej tożsamości na rzecz grupy społecznej, z którą się identyfikuje. W praktyce oznacza to, że działając w tłumie, ludzie stosunkowo częściej skłonni są do podejmowania zachowań, do których nie posunęliby się w pojedynkę, ponieważ w danym momencie nie odczuwają jednostkowej odpowiedzialności za swoje czyny. Badania potwierdzają również, że odczucie anonimowości w tłumie wzmaga irracjonalność i gwałtowność działań przez iluzję bezkarności.
Co ciekawe, uczestnicy Marszu Niepodległości często pojawiają się na obchodach w kominiarkach, które stają się dla nich niemal gwarantem psychicznym owego braku odpowiedzialności. Być może właśnie dzięki temu ich demonstracje nieraz kończą się interwencjami policji, latającymi kostkami brukowymi i stratami na trasie przemarszu.
W trakcie zeszłorocznych obchodów Dnia Niepodległości doszło do incydentu pod Empikiem na warszawskim Nowym Świecie. Demonstracja zakończyła się atakiem narodowców na oddziały policji przy użyciu kostki brukowej. Hasłem przewodnim marszu było „Nasza cywilizacja, nasze zasady”, odnoszące się do wprowadzania dalszych restrykcji dotyczących rozwoju kolejnej fali pandemii COVID-19. Zdarzenie to, całkiem poważne i zagrażające zdrowiu pozostałych uczestników obchodów, zostało skomentowane z humorem przez spółkę Empik: „Drodzy Panowie! My też tęsknimy za koncertami i chcielibyśmy jak najszybciej znaleźć się pod sceną. Dlatego sugerujemy łatwiejszy i bezstresowy sposób zakupu biletów”. Być może tylko ten humor może nas ocalić od spirali przemocy i nienawiści.
Zatrważający pozostaje fakt, że kolejne Marsze Niepodległości nadal dostają dotacje od Państwa Polskiego, pomimo stwarzania poważnego zagrożenia dla alternatywnych sposobów uczczenia odzyskania niepodległości. W sferze domysłów można pozostawić domniemaną sympatię partii rządzącej do tego ruchu społecznego. Tym samym jednak narracja nacjonalistyczna może stać się dominującą, choć i tak jest już pewnie najgłośniejszą, bo najbardziej widowiskową ze wszystkich reprezentacji różnorodnych środowisk.
Choć polaryzacja społeczeństwa nigdy nie była tak wyraźna jak dziś, z trudem można mówić o pewnej dominacji jednego ze stronnictw. Z jednej strony wielokrotne manifestacje Strajku Kobiet wyznaczają opozycyjną wizję Polski, z drugiej można postawić Stowarzyszenie Marsz Niepodległości. To dwie zupełnie przeciwstawne siły, które wydają się najlepiej oddawać społeczny dualizm. Pytaniem pozostaje, na którą stronę przechyli się szala. I czy być może istnieje trzecia, konsensusowa droga.