Czy czytelnicy przestali kochać papier?
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
Odkąd na rynku wydawniczym pojawiły się elektroniczne wersje książek, trwa zaciekła walka między zwolennikami papierowych wydań i e-booków.
Internet daje natychmiastowy dostęp do tysięcy książek bez wychodzenia z domu – wystarczy znaleźć e-booka, zapłacić i od razu można zacząć go czytać. Wydanie papierowe wymaga albo wyjścia z domu do biblioteki (a później zwrócenia egzemplarza w terminie), albo wybrania się do księgarni (jeśli do tej internetowej – czekania na kuriera albo wyprawy do paczkomatu). Normalne więc, że od pojawienia się na rynku pierwszego czytnika Kindle w 2007 r. prorokowana jest zagłada papieru. Czy faktycznie nadchodzi era wyłącznie elektronicznego szelestu?
O czym marzą czytelnicy?
Wiosna 2020 przyniosła coś zaskakującego – bombardujące ze wszystkich stron zachęty do pozostawania w domu. Część osób ich posłuchała, część nie – tym drugim jednak nie zawsze chciało się oczekiwać w długich kolejkach na dostanie się do księgarni. Nie ma więc nic zaskakującego w tym, że właśnie wtedy wzrosła popularność e-booków – dostępnych od ręki, niewymagających narażania się na kontakty z innymi ludźmi czy oczekiwania na kuriera. Księgarnia TaniaKsiazka.pl zaobserwowała, że w porównaniu do poprzedniego roku, tylko w okresie od połowy marca do połowy kwietnia 2020 ich sprzedaż wzrosła dwuipółkrotnie. Podobne statystki podaje Empik, zaznaczając również, że o ile wcześniej ok. 14% klientów wybierało wersje cyfrowe książek, to rok później było ich 20%. Wzrost zainteresowania e-bookami zanotowały również platformy zajmujące się wyłącznie sprzedażą cyfrowych wydań, tj. Legimi, Publio czy Woblink.
Wpływ na zwiększenie popularności, poza epidemią, może mieć też przekonanie, że w taki sposób czyta się ekologiczniej – oszczędza się drzewa i chroni środowisko. Czytniki e-booków nie pozostają oczywiście bez wpływu na otoczenie, jednak w ich przypadku kupuje się jeden i starcza on na długi czas, mieszcząc setki książek. Papierowe wydania pochłaniają natomiast kolejne zasoby, chociaż, trzeba zaznaczyć, pochodzą one zwykle z wycinek pielęgnacyjnych, które i tak zostałyby wycięte – zamiast do spalenia czy na kompost, trafiają więc do fabryki papieru. Wady i zalety książek papierowych i elektronicznych dokładnie opisała m.in. Julia Wizowska zajmująca się tematyką eko i zero waste.
Wydania cyfrowe mają też coś, czego nie mają książki papierowe – mogą pomagać, a niektórym wręcz w ogóle umożliwiać czytanie. Osoby o słabym wzroku lub ze zdiagnozowaną dysleksją, dzięki możliwości zmiany rozmiaru czcionki, odstępu między liniami czy trybu wyświetlania tekstu (np. zmniejszenie liczby słów występujących w jednej linii), mogą dopasować go do własnych potrzeb – czego nie da zrobić się w przypadku wersji papierowej (o ile nie została wydrukowana w sposób dostosowany do takich osób; nie zdarza się to jednak zbyt często).
Mordercy pamięci
Mimo tak wielu zalet e-booków statystyki z badania przeprowadzonego w Stanach Zjednoczonych w bieżącym roku pokazują, że niewielu jest zwolenników czytania jedynie w tej formie. W 2020 r. 65% Amerykanów deklarowało przeczytanie przynajmniej jednej książki w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Zdecydowana większość z nich (37%) sięgnęła po wersję papierową, 28% po taką i taką, a jedynie 7% czytało tylko wersję elektroniczną (w tym przypadku kategoria zawierała również audiobooki). Chociaż mogłoby się wydawać więc, że e-booki wygrywają z papierowymi książkami – niewiele osób w rzeczywistości korzysta tylko z tego medium. Zaskakujące jest porównanie ze statystykami z roku 2014 – czytniki posiadało wówczas 32% dorosłych ankietowanych; w ubiegłorocznej edycji – już tylko 19%.
Książki cyfrowe nie są tak naprawdę niczym nowym – pierwszy Kindle pojawił się na rynku w 2007 r. – więc to nie nowość sprawia, że czytelnicy sięgają po nie rzadziej. Wciąż powtarzane są jednak te same mity dotyczące e-booków zniechęcające do sięgania po e-książki. Najczęściej można usłyszeć ten mówiący, że ta forma nie sprzyja zapamiętywaniu treści i skupianiu się na czytanym materiale.
Jedne z najpopularniejszych badań na ten temat, powielane w kolejnych artykułach popularnonaukowych i publicystycznych, zostały przeprowadzone w 2010 r. przez Anne Mangen, naukowczynię z Norweskiego uniwersytetu. Ponad dekada w nauce to szmat czasu, w tym okresie można było uzyskać zupełnie inne wyniki podobnych badań – mimo to, przeciwnicy cyfryzacji czytelnictwa wciąż powołują się na te same, starsze. Przy okazji zupełnie ignorują materiały, których używano do zbadania zapamiętywania treści – w znacznej większości badań jako e-booki traktowano materiały czytane z ekranu komputera, a nie czytnika. Nietrudno domyślić się, że nie powinno się traktować tego wymiennie – czytniki mają znacznie więcej opcji ułatwiających zapoznawanie się z treścią (chociażby możliwość dostosowania rozmiaru czcionki, strony, zastosowania ustawień umożliwiających osobom z dysleksją skupienie się na tekście) niż programy dostępne na komputer przeznaczone do otwierania plików tekstowych. Ponadto ogromne znaczenie ma rozmiar ekranu – czytniki są znacznie mniejsze niż ekran komputera – a także fakt, że w przeciwieństwie do innych urządzeń elektronicznych, nie rażą światłem bezpośrednio oczu czytelnika. Wprawdzie do podświetlenia stron w czytniku używa się zazwyczaj białych diod led (odpowiedzialnych za tworzenie niebieskiego światła), ale oświetlają one ekran od boków, dzięki czemu światło jest zdecydowanie łagodniejsze. Część urządzeń pozwala również na zmianę temperatury oświetlenia na ciepłą, a co za tym idzie – stworzenie warunków bardziej przyjaznych i zbliżonych do czytania tradycyjnej książki niż treści wyświetlanej na ekranie.
Wnioski płynące z badania Mangen sugerowały, że czytanie wersji elektronicznej ma znaczący wpływ na zapamiętywanie i orientowanie się w treści książki. Trzeba jednak zaznaczyć, że po pierwsze – e-booki przygotowane były w formacie pdf, niekoniecznie najlepiej dostosowanym do zapoznawania się z nim za pomocą czytników; po drugie – w momencie badania tylko dwie osoby na 25 z grupy czytającej książki elektronicznej miało wcześniej styczność z czytnikami e-booków. Większość grupy musiała więc najpierw nauczyć się czytania w ten sposób, znaleźć opcje najlepsze dla siebie i dopiero przenieść swoją uwagę z nowego urządzenia na faktyczną treść opowiadania.
Między grupą czytającą książkę papierową a grupą z e-bookami nie było żadnych różnic w poziomie empatii okazanej bohaterom, zrozumieniu narracji i zanurzeniu w fabule. Rozbieżności pojawiły się w obszarze linii czasowej opowiadania – osoby czytające e-booki rzadziej potrafiły umiejscowić wydarzenie w odpowiednim miejscu fabuły. Trzeba jednak zaznaczyć, że przedział poprawnych odpowiedzi wynosił od 44 do 57% – w ani jednej, ani drugiej grupie nie był więc to oszałamiający wynik.
Sama autorka zaznacza też, że 28-stronicowe opowiadanie może nie być wystarczająco długie do sprawdzenia tego, jak rzeczywiście wygląda proces czytania książek elektronicznych. Podkreśla też to, co pomijają książkowi tradycjonaliści – że typ urządzenia, formatowania tekstu i doświadczenie w używaniu czytników mogą mieć wpływ na ostateczne dane.
Tradycja kontra nowoczesność
Czytanie, w jakiejkolwiek formie by się nie odbywało, zawsze przynosi korzyści: rozwija słownictwo, wyobraźnię, pamięć, a przede wszystkim – empatię. W walce, w której po jednej stronie stoją książki papierowe, a po drugiej e-booki, nie można wyłonić zwycięzcy. Rynek wydań papierowych przynosi większe dochody, a popularność papieru wciąż jest większa niż książek cyfrowych. Coraz więcej osób docenia jednak dostępność, możliwości i wygodę, jaką za sobą niosą e-booki. Dlatego w podróż częściej zabiera się czytnik, czyta z doskoku w pociągu, samolocie czy autobusie. W domu – sięga po wersje papierowe, budując wokół czytania rytuał – zaparza ulubioną herbatę, otula się kocem i chłonie zapach papieru oraz farby drukarskiej.
Współzałożyciel Legimi, Mikołaj Malaczyński, zwraca uwagę też na to, że nie tylko różne wersje literatury czyta się w różnych okolicznościach, ale również czyta się inne rzeczy. W wersji cyfrowej największą popularnością cieszy się literatura rozrywkowa, kryminały, książki obyczajowe, romanse, fantastyka. Po reportaże czy książki popularnonaukowe nadal częściej sięga się w wersji tradycyjnej. Czy oznacza to, że czytniki e-booków negatywnie wpływają na możliwości skupienia się na tekście? Nie – raczej wiąże się to z innymi, wspomnianymi już zachowaniami wokół procesu czytania. W zdecydowanej większości łatwiej skupić się na treści w spokojnym, cichym miejscu, nie w pociągu, między jedną stacją metra a drugą.
Mimo że w rzeczywistości wersje elektroniczne i papierowe nie różnią się zawartością ani wartością, jaką za sobą niosą, to przez wiele lat e-booki nie miały (i wciąż nie mają) zbyt dobrego PR-u. Oskarżano je o negatywny wpływ na zapamiętywanie treści, pozbawianie czytania „tego czegoś” (magii, duszy – w zależności od czytelnika) i ograbianie autorów z zysków przez możliwość pobrania książki za darmo z różnych stron internetowych. Czy e-booki rzeczywiście są tak straszne, jak je malują? Raczej nie. Czytelnicy nie przestali też kochać papieru. Jeśli więc każdemu coraz łatwiej znaleźć coś dla siebie – nie tylko w sensie gatunku, ale też sposobu czytania, optymistycznie można oczekiwać, że kolejny raport czytelnictwa pokaże wzrost procentu osób sięgających po książki. A czytanie zawsze przynosi coś dobrego, żadna forma lub okoliczności nie są lepsze czy gorsze od innych.