Pan Miyazaki pewnie nigdy nie lubił się spieszyć. Zwolnij i ty, przyjacielu, doświadcz czaru przestoju.
Grafika okładkowa: Edyta Szozdowska
Mając osiem lat i prawie zasypiając na kolanach swojego taty.
Mając piętnaście lat, gdy za oknem dominowała szarość i nieprzyjemny chłód.
Mając już większą część swojego życia za sobą i mając potrzebę poczucia znajomego ciepła, wgłębienia się w świat, który był i nadal jest azylem.
Historie stworzone przez Hayao Miyazakiego, przedstawione w filmach Studia Ghibli, zawsze kojarzyły się z uczuciem komfortu, czegoś bliskiego i znajomego już przy pierwszym seansie. Dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że większość bohaterów oraz lokacji tam przedstawionych nie istnieje (albo nie zostało jak dotąd odkrytych). Światy pełne fantastyki, tajemniczych, ale przyjaznych stworzeń i magicznych przygód – wszystko tak boleśnie nierealne w porównaniu ze znanym życiem, jednak jakimś przebiegłym sposobem nadal znajome.
Wiatr zmian
Studio Ghibli powstało w 1984 r. za sprawą Hayao Miyazakiego, Isao Takahaty oraz Toshio Suzukiego, kiedy to, po premierze filmu Nausicaä z Doliny Wiatru,nie uzyskali oni zgody producentów na realizację kolejnych pomysłów. Stąd też nazwa (ghibli) nawiązująca do wiatru ze wschodu, wiejącego w kierunku Mekki, który miał symbolizować zmiany, jakie wniesie ich twórczość do świata animacji. Po prawie czterdziestu latach działalności, szeregu branżowych nominacji i wygranych nagród (w tym Oscara za film W Krainie Bogów), trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Niesłabnąca sława animacji Studia Ghibli przyczyniła się także do okrzyknięcia Hayao Miyazakiego „japońskim Waltem Disneyem”. Stosowane przez tego drugiego techniki animacyjne, sposoby na rozwój bohaterów czy skupianie się na pozornie zbędnych detalach to nauki, jakie przez lata świat wyciągał (i wyciąga) z dzieł powyższego studia animacyjnego. Nikt jednak dotąd nie zdołał tak subtelnie i naturalnie jak japoński geniusz połączyć fantazji z realizmem.
Czas to pojęcie względne – tylko słońce szepcze po jakimś czasie, że na dzisiaj koniec beztroski, ale już za kilka godzin można z powrotem wsiąknąć w ten piękny świat; przyjmie on w swoje ramiona tak samo gościnnie jak za pierwszym razem.
Bajki dla starszych
Będąc dorosłym, nieco inaczej patrzy się na niektóre bajki. Przeważnie z tym ciepłym, otulającym uczuciem, które sprawia, że ma się ochotę wrócić do dziecięcych lat. Oglądając filmy Studia Ghibli ma się nawet wrażenie, że tak one wyglądały; jak letnie popołudnie, podczas którego leniwie leży się na trawie z bezchmurnym niebem nad głową. Czas to pojęcie względne – tylko słońce szepcze po jakimś czasie, że na dzisiaj koniec beztroski, ale już za kilka godzin można z powrotem wsiąknąć w ten piękny świat; przyjmie on w swoje ramiona tak samo gościnnie jak za pierwszym razem.
Z drugiej strony natomiast nadchodzi smutek, bo czasami nie sposób jest człowiekowi przypomnieć sobie dzieciństwa w pełni. Czy aby na pewno tak wyglądał świat z perspektywy niewinnych oczu? Nawet nie cały, tylko ten mały fragment dostępny wówczas dla tych krótkich, ale szybkich nóżek. Czy to nie jest przykre – nie pamiętać do końca własnego dzieciństwa? Chociaż to właśnie ta fragmentaryczność wspomnień pozwala na większe docenienie niewinnych lat, kiedy istnieje pewna świadomość, że takich momentów było o wiele więcej, tylko nie sposób ich sobie przypomnieć w mglistej głowie dorosłego człowieka. I w tym wielka rola Ghibli, bo pozwala widzowi wciągnąć wewnętrzne dziecko z powrotem do beztroskiej rzeczywistości, gdzie można na nowo tworzyć wspomnienia w świecie, który już dawno temu został porzucony – w bardziej lub mniej świadomy sposób. Na tym właśnie polega prawdziwy geniusz Hayao Miyazakiego – przypomina coś, co powinno pozostać okryte kocem magii i wyobraźni, a nie podeptane przez chłodny realizm mózgu.
Banalny geniusz
Każdy film wywodzący się od wspomnianego studia animacyjnego jest jedyny w swoim rodzaju, chociaż jednocześnie na tyle zwyczajny, że mógłby powodować uczucie znużenia. Tak się jednak nie dzieje. Dlaczego?
Oglądając m.in. Szept serca,ktoś mógłby zacząć zastanawiać się nad obecnym w nim kojącym i uspokajającym klimatem, wręcz wprawiającym w trans. Dlaczego tak łatwo jest widzowi zagłębić się w historię? Czy to piękna muzyka? Nie, nie. Inne bajki również zawierają magiczne piosenki, melodie. Może specyficzna kreska i kunszt rysowników? Również nie. Istnieją przecież prostsze, takiej samej jakości, a nawet ładniejsze „kadry”. W takim razie to musi być łapiąca za serce historia!
Pudło! Hayao Miyazaki tworzył różne opowieści – od tych mniej zawiłych, lżejszych, do prawdziwych wyciskaczy łez – a mimo to wciąż w każdym jego filmie czuć tę samą melancholię. Gdzie zatem znajduje się ten wspólny mianownik, który sprawia, że kreacje twórcy są tak wyjątkowe?
To przestoje; momenty, w których można w spokoju odetchnąć i odpocząć. Nic wyjątkowego się nie dzieje – główny bohater gotuje obiad w kuchni, biegnie po zakupy lub siedzi bezczynnie przy stole. Na pierwszy rzut oka większość scen wydaje się zbędna. Nie wnoszą nic szczególnego do fabuły, jedynie wydłużają i tak już długie historie, no bo kto chciałby patrzeć przez dziesięć minut, jak bohater idzie drogą, skoro można od razu przeskoczyć do sceny pełnej akcji i tempa? A jednak właśnie dzięki nim tak łatwo wtopić się w animowany świata studia Ghibli. Widz, sam wręcz, może poczuć zapach świeżo parzonej herbaty i sadzonych jajek, stając się niezauważonym przez nikogo gościem w ruchomym zamku Hauru lub skorzystać z, co prawda chwilowej, sielanki na łonie natury, tak jak bohaterowie Grobowca świetlików. Czuć spokój. To właśnie dzięki momentom znanym każdemu z prawdziwego, namacalnego świata, można zdać sobie sprawę, że nikt nigdy nie jest do końca osamotniony w swoich przeżyciach. Wszyscy zawsze gdzieś pędzą, mają swoje historie do opowiedzenia, zarówno bardziej banalne, jak i wyjątkowe. Tragedie, farsy – wszystko miesza się w jedno. Ale to nieistotne. Nie trzeba się przejmować. Sam fakt, świadomość istnienia równoległych torów życiowych innych ludzi, daje swego rodzaju ukojenie, dzięki któremu filmy studia Ghibli są takie wyjątkowe.
Przestoje to przerwy od zgiełku własnej historii. Chwila na podziwianie krajobrazu, ludzi dookoła. Przypomnienie, że do każdego celu prowadzi pewna droga. Nie warto o niej zapominać, a przejść ją i doświadczyć jej osobliwego uroku.
Diabeł tkwi w detalach
Przestoje to przerwy od zgiełku własnej historii. Chwila na podziwianie krajobrazu, ludzi dookoła. Przypomnienie, że do każdego celu prowadzi pewna droga. Nie warto o niej zapominać, a przejść ją i doświadczyć jej osobliwego uroku.
To kolejna cegiełka do geniuszu Hayao Miyazakiego – zwraca uwagę na drobne aspekty codzienności, które dopełniają podróż bohaterów, ale też nadają jej realizmu. Miła sąsiadka z bloku obok mówiąca dzień dobry!, kot pijący mleko obok osiedlowego spożywczaka, pewien poważny dżentelmen biegnący przed siebie (pewnie do pracy), przepraszający za przelotny i przypadkowy dotyk – to wszystko już gdzieś było, zakopane głęboko we wspomnieniach, które podczas seansu mają szansę wydostać się na powierzchnię. Widz może wręcz usłyszeć głos tajemniczego narratora, mówiącego: Pamiętasz tę drogę? Od kilku lat codziennie ją przechodzisz, idąc do szkoły. A ten opuszczony budynek, do którego jeszcze nie miało się odwagi wejść i jedynie w myślach odkrywało jego mroczne zakamarki? A te urocze, czerwone maki, które co kilka miesięcy pojawiają się w tym samym miejscu, a ty, powtarzając to niczym mantrę, za każdym razem stajesz chociaż na chwilę i je podziwiasz?
Produkcje Studia Ghibli są jak podróż w głąb swojej wrażliwości i swoich tęsknot, wystarczy tylko się odważyć, zamknąć oczy i poddać tej pięknej wędrówce, stać się częścią historii, która tak naprawdę zawsze należała do widza.