Ogrody zoologiczne. Dla jednych miejsce relaksu i ciszy, idealna możliwość na spędzenie dnia z rodziną, dla drugich kuźnia bólu i cierpienia zwierząt. Mniejsze, większe, prywatne i państwowe – obecnie każda stolica, a nawet liczniejsze miasta posiadają obiekt, któremu można przypisać miano ogrodu zoologicznego. Czy w XXI w., gdy popularne jest segregowanie śmieci, dbanie o przyrodę oraz bycie eco-friendly, trzymanie zwierząt w niewoli ma rację bytu?
Już od starożytności ludzie wykazywali skłonności do chwytania zwierząt i wykorzystywania ich dla swojej przyjemności. W Rzymie odbywały się wyścigi konne, pokazy egzotycznych zwierząt, a nawet walki z nimi. W średniowieczu natomiast nastąpił rozkwit zamkowych i klasztornych zwierzyńców. Duchowni utrzymywali gatunki mniej spektakularne, jak np. przepiórki czy gęsi, jednakże zapędy władców były o wiele większe. Wzajemne obdarowywanie się egzotycznymi zwierzętami nie było niczym wyjątkowym. W ten właśnie sposób w ręce Karola Wielkiego trafił słoń, Henryk I posiadał lwy i wielbłądy, a Henryk III jako prezent ślubny otrzymał trzy lamparty. Nawet polscy królowie mieli swoje „kolekcje” — na warszawskiej skarpie Kazimierzowskiej znajdowała się menażeria, na terenie której w Potopie odbyła się walka Zagłoby z małpami. Natomiast Jan III Sobieski w swoim pałacu w Wilanowie zebrał pokaźny zestaw zwierząt na czele z kazuarem, rysiem oraz wydrą zwaną Robakiem, którą zyskał od poety Jana Chryzostoma Paska.
Takie, z początku małe, kolekcje zwierząt rosły, zmieniając się w wielkie królewskie ogrody. Początki ogrodów zoologicznych przypominających dzisiejsze sięgają jednak XVII-XVIII w. Rozwój kolonii, nowe odkrycia geograficzne oraz szeroko pojęte otwarcie na naukę sprawiło, że ludzie pragnęli czegoś nowego, egzotycznego. W Amsterdamie rozkwitł handel zwierzętami, na Wersalu król Ludwik XIV założył swój mały prywatny zwierzyniec, a w Wiedniu na terenie Parku Schönbrunn powstał pierwszy, wpisujący się w dzisiejsze definicje, ogród zoologiczny, który nadal jest czynny i przyjmuje gości jako najstarsze zoo świata.
Rozwój przemysłu, a rozwój ogrodów
Przyszła pora na rewolucję. Epoka przemysłowa, wraz z postępującą za nią industrializacją, rozwojem miast i kumulowaniem się w nich ludności, sprawiła, że ogrody zoologiczne zaczynały funkcjonować jako tania rozrywka dla ludzi. Rozrywka, która paradoksalnie zniechęcała do obcowania z naturą — była podana na tacy, społeczeństwo zachłysnęło się egzotyką i to wystarczało. Co więcej, nastąpił wtedy rozwój parostatków i kolei, który pociągnął za sobą wycinkę lasów, wzrost emisji zanieczyszczeń oraz degradację środowiska naturalnego. Bardzo możliwe, że już wtedy wyginęły gatunki, o których istnieniu dzisiaj niestety już się nie dowiemy. Drogą morską można było zdecydowanie łatwiej i szybciej transportować zwierzęta na większe odległości, w wyniku czego ilość gatunków jakie przetrzymywano w niewoli znacząco wzrosła. Warunki, w jakich trzymano wtedy zwierzęta, były makabryczne. Małe, często wręcz klaustrofobiczne klatki, brak wiedzy o potrzebach żywieniowych, życiowych czy behawioralnych, a co za tym idzie — brak możliwości do zachowywania się w zdrowy, normalny dla zwierząt sposób. Ogrody zoologiczne, niczym wymysł szatana, kwitły w najlepsze.
Postęp był jednak sprawiedliwy — razem z ogrodami zoologicznymi prężnie rozwijała się również biologia, zoologia i inne pokrewne dziedziny nauki. W 1860 r. niemiecki zoolog Alfred Brehm napisał swoje opus magnum — Tierleben (Życie zwierząt) — pierwszą, składającą się z sześciu tomów, encyklopedię zoologiczną. Z kolei inny Niemiec, Carl Hagenbeck — treser i handlarz zwierzętami — miał niecodzienną wizję. Chciał stworzyć ogród zoologiczny bez krat, gdzie zwierzęta mogłyby, na tyle, na ile jest to możliwe, swobodnie się poruszać, a od zwiedzających oddzielałyby je doły bądź fosy. Dzięki badaniu skoczności m.in. lwów i tygrysów Hagenbeck mógł dokładnie wyliczyć szerokość fosy, jaka byłaby nieprzekraczalna dla tych zwierząt. Swoją wizję udało mu się zrealizować w 1907 r. w Hamburgu, gdzie powstał Hamburg Tierpark. Co więcej, na terenie wybiegów zostały umieszczone betonowe rzeźby imitujące formacje skalne występujące w naturalnym środowisku zwierząt. Niestety każdy medal ma dwie strony, a Hagenbeck miał swoje za uszami — organizował m.in. europejskie wystawy mniejszości etnicznych pochodzących z innych stron świata. Hamburg Tierpark, oczywiście po wielu modyfikacjach, podobnie jak Schönbrunn można odwiedzać do dzisiaj.
Ogrody dla dobra zwierząt
Lata mijały, a ogrody zoologiczne nadal się rozwijały. Z początkiem XX w., na skutek wielu zmian społeczno-historycznych, pojawiła się nadzieja na polepszenie warunków życia zwierząt, jednak lata 20. i 30. ubiegłego wieku, tzw. „era higieny”, sprawiły, że zwierzęta były postrzegane jako element wystroju mogący przynieść wszelkiej maści choroby, a nie czujący element natury. Z tego powodu wybiegi były bardziej funkcjonalne dla człowieka — minimalistyczne, z betonowanymi podłogami, stalowymi, ogromnymi drzwiami i kratami. Wszystko po to, aby ograniczyć choroby zwierząt i ludzi, których przez surowe warunki utrzymywania, o ironio, pojawiło się znacznie więcej.
Zdecydowanym przełomem okazały się lata 60. Wiele nowopowstałych organizacji chroniących środowisko oraz dbających o dobro zwierząt zaczęło poddawać w wątpliwość potrzebę istnienia ogrodów zoologicznych. Wpływ na to miał również rozwój telewizji, programów dokumentalnych oraz edukacyjnych. Ludzie zaczęli zauważać, w jak okropnych warunkach przetrzymywane są zwierzęta. Spowodowało to bankructwo wielu ogrodów, ponieważ społeczeństwo przestało czerpać radość z oglądania cierpienia zwierząt. Te, które były w stanie przetrwać kryzys, przeszły ogromną metamorfozę.
Przede wszystkim zmieniła się główna funkcja ogrodów. Zamiast zapewniania pustej rozrywki, priorytetem stało się nauczanie społeczeństwa, badania oraz ochrona zagrożonych gatunków. Pierwszym i podstawowym krokiem było całkowite przearanżowanie wybiegów. Na ogromną skalę rezygnowano z krat i klatek. Zmiany przeprowadzono głównie z myślą o dobru zwierząt, jednak miały one też drugi, społeczny aspekt. Odwiedzający wiedzieli, w jakim środowisku żyją dane zwierzęta, więc ogrody musiały stworzyć wybiegi odwzorowujące naturę tamtych terenów. Istotnym czynnikiem przy tworzeniu wybiegów było również umożliwienie zwierzętom spełniania swoich behawioralnych potrzeb takich jak wspinanie czy pływanie. Dlatego też wybiegi musiały (i nadal muszą) być wyposażone w elementy aktywizujące zwierzę. Wreszcie zaczęto też kierować się zasadą duże zwierzę — duży wybieg, co, niestety, nadal nie zawsze jest to przestrzegane. Innym podejściem do „wolności” zwierząt miały być wybiegi immersyjne. Polegały one na całkowitym zrezygnowaniu z barier pomiędzy człowiekiem a zwierzętami. Odwiedzający mieli wchodzić do perfekcyjnie zaprojektowanego ekosystemu, np. dżungli, gdzie zwierzęta chodzą wolno i są dodatkiem do całej ekspozycji, a nie jej integralną częścią. Niesie to jednak za sobą wiele problemów, jak chociażby możliwość przenoszenia chorób zarówno z człowieka na zwierzę, jak i ze zwierzęcia na człowieka. Dodatkowym problemem jest także, mimo zakazu, wszechobecna radość zwiedzających z dokarmiania zwierząt. Ostatecznie zakazany owoc smakuje najlepiej.
Nic nie jest bez skazy
Mimo istotnych kroków w kierunku polepszenia warunków przetrzymywania zwierząt, nadal istnieje ogrom miejsc, które wymagają natychmiastowych zmian. Świadomość ludzi na temat prawidłowej opieki nad zwierzętami nadal nie wszędzie jest na poziomie zapewniającym prowadzenie zoo w prawidłowy sposób. Jeszcze kilka lat temu głośno było o indonezyjskim ogrodzie zoologicznym Surabaya, który przez niektóre media został określony mianem „zoo śmierci”. Od lipca 2013 r. do lutego 2015 r. oficjalnie zmarło tam 105 zwierząt (nieoficjalnie prawdopodobnie więcej). Świat natomiast obiegły drastyczne zdjęcia wychudzonych, zaniedbanych zwierząt w brudnych, ciasnych, przestarzałych klatkach bądź pomieszczeniach. Największy rozgłos przyniosła jednak informacja o lwicy, która — według oficjalnej wersji wydarzeń — została znaleziona martwa w klatce po tym, jak udusiła się poprzez zaplątanie w kable do zamykania drzwi pozostawione przez opiekunów.
O ile w żadnym europejskim bądź amerykańskim ogrodzie raczej nie doświadczymy takich dantejskich scen, o tyle i one nie są bez skazy. W 2014 r. w kopenhaskim zoo doszło do barbarzyńskiego czynu — mimo protestów i petycji zadecydowano o zabiciu dwuletniej, zdrowej żyrafy. Głównym powodem tej decyzji, zdaniem władz ogrodu, był fakt, że jej geny były dostatecznie reprezentowane w innych ogrodach zoologicznych i należało uniknąć kojarzenia osobników spokrewnionych. Na tę decyzję nie udało się także wpłynąć innym ogrodom zoologicznym, które wyrażały chęć przygarnięcia zwierzęcia. Co więcej, żyrafa nie została uśmiercona humanitarnie poprzez uśpienie, a poprzez zwykłe zastrzelenie. Gorzką wisienką na torcie całej tej sytuacji było wrzucenie ciała żyrafy na wybieg drapieżnych zwierząt na oczach zwiedzających, w tym dzieci. Na szczęście tak drastycznych sytuacji na świecie jest jak na lekarstwo. Jednak nawet tak mała ich ilość poddaje w wątpliwość sens istnienia ogrodów zoologicznych.
Po co więc ludziom zoo?
Nie bez powodu mówi się, że największym szkodnikiem Ziemi jest człowiek. Badania wyraźnie pokazują, że odkąd rozpoczął on ekspansję, a przemysł zaczął się rozwijać, natura ucierpiała na tym najbardziej. Według statystyk do 1800 r. na świecie jeden gatunek ginął co 55 lat. W latach 1900-2000 jeden gatunek ginął co roku. Przez ostatnie 30 lat Ziemia straciła około połowy porastających ją koralowców. Szacuje się, że aktualnie u około 90% ptaków morskich można znaleźć kawałki plastiku w żołądku, a jeszcze 60 lat temu było to tylko 5%. Lista zagrożeń dla życia zwierząt i bioróżnorodności jest bardzo długa. Głównymi przyczynami takiego stanu rzeczy było i jest zatruwanie środowiska naturalnego oraz niszczenie siedlisk np. przez wycinanie na potęgę lasów deszczowych.
Jaki jednak ma to związek z ogrodami zoologicznymi? Przede wszystkim kształcą one swoich gości na temat środowiska, występujących dziko zwierząt, programów ochrony zagrożonych gatunków oraz uwrażliwiają na otaczającą ich przyrodę. W dużym stopniu dotyczy to dzieci, w szczególności takich, dla których największym kontaktem z przyrodą jest pobliski park. Pozwolenie im na kontakt z osobliwościami z całego świata czy pokazanie, jaka natura potrafi być piękna, może sprawić, że z małego człowieka wyrośnie światowej sławy biolog. Takie działania są również próbą ochrony, już w dużym stopniu, zniszczonego środowiska przed jego dalszą degradacją. Co więcej, ogrody zoologiczne często są organizatorami lub angażują się w akcje społeczne mające na celu propagowanie zmiany stylu życia na troszczący się o środowisko, uwzględniający segregację śmieci oraz ograniczanie ich ilości, w szczególności plastiku, nie śmiecenie gdzie popadnie, a także rezygnację z samochodu na rzecz roweru czy komunikacji miejskiej w celu zminimalizowania ilości spalin.
Największą zaletą ogrodów zoologicznych jest naprawianie już istniejących problemów, skumulowanych przez lata. Realizują to głównie poprzez hodowlę zagrożonych gatunków. Wiele z nich jest także dzięki temu wprowadzanych do środowiska naturalnego, nawet jeśli oficjalnie wymarły na wolności. Podręcznikowym przykładem jest polski żubr, wcześniej uznany za wymarły, ponieważ ostatni dziki osobnik został zabity w okolicach 1920 r. Jednak dzięki doskonałej pracy naukowców dzisiejszą kilkutysięczną populację udało się odbudować wyłącznie z 12 osobników z różnych ogrodów zoologicznych. Lista gatunków, które spotkała podobna historia, wciąż rośnie, obecnie zawiera między innymi konia Przewalskiego, oryksa arabskiego czy endemiczną (występującą tylko w danym regionie) żabę Panamy Atelopus zeteki.
Zoo dla zwierząt czy zoo dla ludzi?
Ogrody zoologiczne, oprócz hodowli zagrożonych zwierząt, wspierają także reintrodukcję niektórych gatunków poprzez dostarczanie osobników do rozrodu. Mogą na przykład wspomóc opracowaną przez polskiego naukowca metodę „Born to be free” polegającą na utrzymywaniu matki z młodymi w wolierze znajdującej się w naturalnym środowisku. Głównym założeniem takiego rozwiązania jest umożliwienie młodym osobnikom szybkiego i łatwego wyjścia na zewnątrz, kiedy tylko będą gotowe do samodzielnego życia. Umożliwia to otwór w ogrodzeniu, zbyt mały by dorosła matka mogła się przez niego wydostać. Cała procedura przebiega z minimalną ingerencją człowieka. W ten sposób znacząco zwiększyła się polska populacja rysia, cietrzewia oraz głuszca.
W większości w ogrodach zoologicznych opiekunami są miłośnicy zwierząt. Na tyle, na ile mogą, starają się zapewnić im jak najlepsze warunki, dietę czy rozrywkę. Dzięki takim ludziom zoo jest także bezpieczną przystanią dla zwierząt po przejściach. Los okazów odzyskanych z cyrków czy młodych, które z różnych powodów na wolności straciły matkę i nie są w stanie samodzielnie funkcjonować, może całkowicie się odmienić, gdy tylko trafią w ręce kompetentnych ludzi w ogrodach zoologicznych.
Najbardziej kontrowersyjną funkcją ogrodów zoologicznych jest ta, która towarzyszy im od samego początku istnienia — zapewnienie rozrywki. W dzisiejszych czasach o wiele bardziej niż w przeszłości przykłada się uwagę do dobrostanu zwierząt oraz ich potrzeb behawioralnych. Kontrolę nad tym pełnią różne organizacje, takie jak Europejskie Stowarzyszenie Ogrodów Zoologicznych i Akwariów (EAZA) czy Stowarzyszenie Dyrektorów Polskich Ogrodów Zoologicznych i Akwariów. Mimo to często zdarzają się nadużycia, a określone normy nie są w pełni wystarczające dla zwierząt. W konsekwencji zwierzęta wykazują zachowania anormalne, to z kolei odbija się na ich zdrowiu psychicznym, następnie fizycznym, a w drastycznych sytuacjach kończy się na chorobach czy nawet śmierci.
Stworzenie idealnego miejsca
Ustalenie warunków utrzymywania zwierzęcia nie jest prostym zadaniem. W dużej mierze jest to spowodowane faktem, że różne zwierzęta mają odmienne, często skomplikowane potrzeby, wynikające między innymi ze stopnia rozwoju układu nerwowego. Najbardziej rozwinięty jest on u kręgowców wyższych (ptaki i ssaki). Co więcej, poza szerokim wachlarzem zachowań, które powinno się pozwolić im wykazywać, u wielu z tych zwierząt udowodniono występowanie podstawowych emocji, myślenia konkretnego, czyli zdolności uczenia się tzw. metodą prób i błędów, czy ścisłych ról stadnych. Tak zaawansowane zachowania występują o wiele rzadziej u kręgowców niższych (gadów, płazów i ryb). Dlatego ssaki częściej wydają się nam „smutniejsze” niż wąż czy ryba.
Każde zwierzę wykazuje też zupełnie inny schemat zachowań, charakterystycznych dla danego gatunku bądź gromady. Ich znajomość pozwala wychwycić sygnały mogące świadczyć, że coś jest nie tak, jak być powinno. Takim anormalnym zachowaniem, nazywanym również stereotypowym, jest np. poruszanie się po wybiegu po jednej, stałej trasie, samookaleczanie czy nadmierne drapanie się. Według wielu definicji może być ono uznane za stereotypię jedynie, gdy charakteryzuje się ona trzema cechami — powtarzalnością, niezmiennością oraz brakiem konkretnej celowości. Nic w przyrodzie nie dzieje się bez powodu, a wykazywanie przez zwierzęta zachowań tego typu jest jednym z ważniejszych wskaźników ich dobrostanu. W ogrodach zoologicznych można obserwować również bezkręgowce — w ich przypadku sytuacja jest prostsza. Ich układ nerwowy jest bardzo słabo rozwinięty, często wręcz uproszczony i nie pozwala na odczuwanie przyjemności w takiej postaci, w jakiej znają ją ludzie. Naukowcy mają nawet wątpliwości czy prostsze bezkręgowce są w stanie odczuwać ból.
Istnieją więc gatunki, dla których łatwiej stworzyć odpowiednie warunki, są też takie, dla których jest to bardzo trudne, a podejmowane próby utrzymywania tej drugiej grupy często kończyły się i nadal kończą śmiercią zwierząt. Najgłośniejszym przykładem są ssaki morskie, w szczególności orki w ogrodach zoologicznych i parkach rozrywki takich jak Sea World w Orlando. Mimo ogromu wiedzy o biologii tych zwierząt, jakiej dostarczyło trzymanie ich w niewoli, same zwierzęta musiały przypłacić to cierpieniem i niestety, w niektórych rejonach świata, nadal muszą. Czas pokazał, że schwytane orki żyją o wiele krócej; na wolności mogą dożyć nawet 100 lat. Naukowcy twierdzą, że ten drapieżny morski ssak w zamknięciu żyje jedynie do 25 lat, ale mało który osobnik przekracza granicę 20 lat. Dodatkowo większość śmierci tych zwierząt w niewoli jest spowodowana chorobami bądź urazami wynikającymi nie z wieku, a z warunków utrzymywania. Żaden zbiornik nie zastąpi oceanu, nigdy nie będzie tak głęboki. Nie jest też w żaden sposób możliwe odwzorowanie warunków fizykochemicznych wody, a jej chlorowanie oraz ozonowanie tylko pogarsza sytuację.
Niewola wpływa również bardzo niekorzystnie na psychikę zwierząt. Znacząco zwiększa się częstotliwość ataków zarówno pomiędzy osobnikami, jak i w stosunku do ludzi. Zdarzają się też przypadki samobójstw i samookaleczania — pierwsza schwytana orka, Wanda, uderzając o ściany zbiornika zginęła dwa dni po wpuszczeniu jej do basenu. Pomimo prób tuszowania prawdy przez tego typu instytucje, od kilku lat trwają protesty, powstają petycje oraz wychodzi na jaw ciemna strona takich miejsc. Aktualnie istnieje zakaz poławiania oraz rozmnażania orek, a także przeprowadzania pokazów z nimi. Dużym przełomem był film Blackfish wydany w 2013 r., który zniechęcił ludzi do pokazów ze zwierzętami i przyniósł parkom Sea World milionowe straty. Niestety restrykcje te dotyczą tylko Stanów Zjednoczonych. W Rosji oraz Chinach takie działania nadal są praktykowane, a tamtejsza scena polityczna zdecydowanie utrudnia wprowadzenie jakichkolwiek zmian w tej kwestii.
Jednoznaczne stwierdzenie czy ogrody zoologiczne są wymysłem szatana, czy złem koniecznym nie jest możliwe. Nic nie jest czarno-białe, a wydając jakikolwiek skrajny osąd w tej sprawie, można dopuścić się poważnej generalizacji. Nie można wrzucać wszystkich ogrodów zoologicznych do jednego worka, tak samo nie można oceniać jedną miarą wszystkich utrzymywanych gatunków. Z przykrością trzeba stwierdzić, że wiele zwierząt nie musiałoby martwić się o swój los, gdyby nie człowiek i jego zaniedbania. Dlatego bardzo ważna jest obecność ogrodów zoologicznych oraz ich prężne działania mające na celu dobro i przetrwanie wielu gatunków. Niestety.