Farby dla Boga Farb, Kości na Tron z Kości!
W poście wstawionym na Instagram około dwóch lat temu Henry Cavill przyznał się swoim fanom, że uwielbia malować modele do Warhammera 40 000. Aktor zdobył tym wielkie zainteresowanie nie tylko miłośników tej gry, ale także samego wydawcy – firmy Games Workshop, która zaprosiła go do swojego centrum dla gości. Kluczową kwestią jest jednak to, że w ostatnich latach gry bitewne jako hobby zaczęły się wkradać do kultury popularnej. Odbywa się to głównie dzięki strategiom komputerowym, zwłaszcza tym opartym na pozycjach wydanych przez Games Workshop (gdzie prym wiedzie seria Dawn of War), ale swój wkład mają tutaj także seriale. Przykładowo w czwartym sezonie Stranger Things bohaterowie malują modele do Dungeons & Dragons. Wzrost popularności tego typu gier powoduje, że wiele osób, które interesowało się nimi od dawna, ale także tych, które dopiero pragną zgłębić ten temat, szuka odpowiedzi na tkwiące w ich głowach pytania. Na początku jednak warto zdefiniować, o czym tutaj mowa.
Gra zwana wojną
Najogólniej rzecz ujmując, bitewniaki, czy też gry bitewne, to typ gier planszowych opartych na starciach armii modeli wystawianych, składanych i malowanych przez dwóch lub więcej graczy. Mimo podobnych założeń poszczególne tytuły mogą się bardzo od siebie różnić. Cyberpunkowe Infinity N4 wydawane przez Corvus Belli to rozgrywka z wykorzystaniem modeli wysokich na 28 mm, których jest maksymalnie piętnaście na każdego uczestnika. Z kolei stricte historyczne Ogniem i Mieczem, produkowane przez polskiego Wargamera i oparte na prozie Sienkiewicza, to bitwy całych batalionów, gdzie dumna husaria jest wielkości… kłykcia. Przeciwnicy walczą swoimi armiami zgodnie z systemami określającymi zasady starcia oraz liczbę wystawianych modeli. W grach wojennych można znaleźć dowolny temat, poziom oraz skalę rozgrywek.
Najważniejszym jednak elementem bitewniaków jest to, że łączą wiele hobby w jedną pasję. Najoczywistsze jest zamiłowanie do samego grania. W tego typu rozrywce można również odkryć wewnętrznego artystę – i to nawet jeśli komuś zajęcia z plastyki w podstawówce odebrały chęć do twórczej ekspresji. Nie jest to może coś tak uniwersalnego, jak malarstwo na płótnie czy rzeźbiarstwo, ale wciąż pozostawia ogromne pole do popisu. Jeśli kogoś ciekawi, jakie rzeczy tworzą ludzie w tej dziedzinie, warto wyszukać sobie galerie Festiwalu Malarstwa Figurkowego – Kontrast albo konkursu Golden Demon. Siła inwencji artystycznej niektórych uczestników wbija w krzesło. Niestety, choć bitewniaki łatwo się poleca, to jednak są pewne haczyki, które warto wcześniej uwzględnić.
Czy lubię malować/składać modele?
O ile można zakładać, że większość osób zainteresowanych bitewniakami ma jakieś zapędy artystyczne, o tyle wiadomym jest, że nie każdy ma siłę i chęci, żeby swoją armię samodzielnie malować. Najczęściej chodzi o czas, którego dana osoba nie może przeznaczyć na tę część hobby, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Warto tutaj jednak zaznaczyć, że w większość gier MOŻNA grać gołym plastikiem/metalem/żywicą/kombinacją powyższych. W fandomie mówi się, że malowane modele „lepiej rzucają” (mają lepsze wyniki na kościach), niemniej faktem jest, że jedyne wydarzenie w Polsce, które wymaga nałożenia farb na figurki, to SAGA Grand Melee, a i tutaj proszą jedynie o cztery różne barwy na piechocie i pięć na jeździe. Istnieją gry, które nie wymagają obróbki manualnej lub malarskiej swoich elementów. Można do nich zaliczyć m.in. Star Wars: X-Wing oraz Star Wars: Armada, do których statki i myśliwce kupuje się w pełni wykończone. Ci, którzy nie chcą lub nie mogą samodzielnie malować modeli, mogą skorzystać z usług ludzi robiących to na zlecenie. I tutaj pojawia się kwestia kluczowa – cena.
Czy mogę sobie na to pozwolić?
Niektórzy mówią, że nie ma czegoś takiego jak tanie hobby. Gry bitewne są jednym z przykładów potwierdzających tę maksymę. Druk modeli 3D obniżył ceny wejścia w niektóre tytuły, jednak faktem pozostaje, że bitewniaki wymagają nie tylko dużej ilości czasu, ale i pieniędzy. Można spokojnie oczekiwać, że niezależnie o tego, jaką grę i armię wybiera gracz, z reguły cena wyjściowa oscyluje wokół 400–500 zł (w tej kwocie zawierają się również farby, różne narzędzia, podręczniki oraz naprawdę minimalna liczba modeli). Temat cen to zagadnienie na osobny artykuł. Z zasady jednak, jeśli chodzi o materiał, modele z plastiku są często dużo tańsze od tych z metalu czy żywicy, a tematycznie – gry historyczne mają niższe ceny od tych w klimatach fantasy lub science-fiction. Pozostaje jeszcze kwestia czasu. W tempie turniejowym większość gier dostępnych na rynku da się rozegrać w około dwie godziny. W pozostałych przypadkach początkowa partia może zabierać trzy czy nawet cztery godziny! Bitewniaki są czasochłonne bez względu na to, czy chodzi o czas poświęcony na malowanie, czy na granie i jego doskonalenie tak, by zacząć zwyciężać. Warto też wspomnieć o kościach. To może mała rzecz, ale zdarza się, że rzut nimi w kluczowym momencie mówi „nie”. Losowość potrafi frustrować – mimo że większość zainteresowanych tematem liczy się z tym, to należy o tym napomknąć. Kupowanie markowych kości, z symbolem czy w kolorze używanej frakcji, nie wpływa na jakość rzutów, a tylko zawyża cenę.
Czy mam z kim grać?
Jak wiadomo, do tanga trzeba dwojga. Najlepiej ten problem rozwiązuje obecność współgracza w gronie znajomych, ale nie każdy ma to błogosławieństwo. Na szczęście bardzo łatwo tę kwestię rozwiązać. Wiele gier ma większą lub mniejszą dedykowaną grupę na Facebooku, w której można poznać innych zainteresowanych danym tytułem. Łatwo się także dogadać ze sprzedawcami w sklepach z figurkami, często są oni pasjonatami bitewniaków. Dodatkowo w takich miejscach organizowane są pokazy różnych systemów, które pozwalają zasmakować danej gry, zanim się ją kupi. Warto też wspomnieć o ligach – obsługa sklepu organizuje sparingi dla wszystkich, którzy są gotowi spotykać się ze sobą na przestrzeni jakiegoś czasu. Na koniec pozostało jednak jedno duże ALE.
Pewne duże ALE
Osoby rozpoczynające przygodę z bitewniakami muszą wiedzieć, że społeczność tego rodzaju gier ma pewien problem z wychyłem w prawo i niechęcią do kobiet. Głównym i największym w swoim zasięgu winnym jest tutaj Warhammer 40 000. O ile wydawca bardzo chce wierzyć, że satyryzuje faszyzm i teokrację w przedstawionym świecie, o tyle sposób, w jaki gra jest reklamowana i przedstawiana w różnych podręcznikach i książkach, przyciąga bardziej prawicowy element, który często wykazuje dużą nietolerancję wobec kobiet. Wielu członków społeczności alergicznie reaguje na pojawiające się nowe postacie kobiece, o innym kolorze skóry czy nieheteronormatywność wychodzącą poza demony służące bóstwu bólu i rozkoszy. Warto też wspomnieć o częstym i jakże klimatycznym wyzywaniu od heretyków osób, które chciałyby więcej miejsca dla kobiet w kanonie. Problemem jest też często brak jakichkolwiek modeli damskich. Po tych, które są dostępne – cóż – często widać, że zaprojektował je mężczyzna. Na szczęście tendencja w fandomie idzie w kierunku liberalizacji obyczajów i chyba tylko społeczność Warhammera 40 000 jest w tej sprawie mocniej do tyłu.
Z czym to się je?
Ten tekst nie został napisany po to, by zniechęcić czytelników do tego rodzaju gier, ale by pokazać parę dobrych pierwszych praktyk. Mowa przecież o jednym z ciekawszych i przyjemniejszych hobby. Warto tutaj zaznaczyć pewne kroki, które dobrze jest wykonać na początku bitewniakowego cursus honorum. Bardzo ważną rzeczą na starcie jest zapisanie się na naukę grania i/lub malowania, można wówczas znaleźć odpowiedzi na część pytań postawionych we wcześniejszej części artykułu. Praktycznie każdy sklep oferuje takie „szkolenia”, często nieodpłatnie, a pierwszą figurkę można wziąć ze sobą do domu. Jeśli na miejscu znajdują się stoły do grania, łatwo też umówić się na wstępną rozgrywkę. Pracownik pokazuje zasady, układanie armii itd., a co najważniejsze – nie pobiera za to opłaty. Farby, pędzle, modele i inne ważne zasoby najczęściej są dostępne na miejscu, gotowe do wydania. Dobry sklep nigdy nie będzie kazał sobie za to płacić. W Warszawie godnym polecenia tego typu miejscem jest Wargamer przy ulicy Wilczej.
Rzeczy na start
Teraz przyszedł czas na małą listę zakupów. Jeśli chodzi o figurki, zasady itp., praktycznie każdy wydawca oferuje mniejszy lub większy zestaw startowy. Często zawiera on komponenty zarówno dla dwóch, jak i dla jednego gracza. Za najlepszy przykład można uznać A Song of Ice and Fire: The Miniatures Game, która w swoich starterach zawiera praktycznie wszystkie materiały potrzebne na początek. Kolejną rzeczą są farby. Tutaj też większość firm oferuje podstawowy zestaw malarski, często zawierający pędzel; jak wydawca jest łaskawy, to dorzuca jeszcze modele. Godne polecenia są produkty Army Painter – nie dość, że są dobrej jakości, to na dokładkę można dostać broszurkę z poradami dla początkujących. Poza wymienionymi już elementami są jeszcze dwie rzeczy niezbędne dla każdego gracza: kości i miarka. Co do tych pierwszych, jak już wspominano, często można dostać ich specjalne wersje z symbolem danej frakcji na ściance z 6 w wypadku kości sześciennej lub 20 przy dwudziestościennej. Nie warto w nie inwestować, gdyż wyższa cena i błogosławieństwo wydawcy nie przekładają się na jakość wykonania. Z kolei dobrej jakości miarkę, przyrząd wymagany do mierzenia dystansów szarży, marszu, strzału itd., można dostać w IKEA, nie przepłacając. Ważne, by akcesorium miało przedziałki calowe. Jednostki imperialne są, poza małymi wyjątkami, uniwersalną miarą bitewniaków i nie zanosi się tutaj na zmiany. Systemu metrycznego używa się wyłącznie do określania wymiarów modeli i podstawek.
W co warto grać?
To akurat jest pytanie, na które trudno znaleźć uniwersalną odpowiedź. Wiadomo, każdego interesuje co innego. Z pewnością, umawiając się na naukę i czytając poradniki skoncentrowane na pojedynczych grach, można sobie na to pytanie odpowiedzieć. Ale nie znaczy to, że nie da się niczego polecić. SAGA (we wszystkich swoich Erach) jest naprawdę dobrą propozycją na początek. Ma formaty historyczne i fantasy. Używa się w niej praktycznie dowolnych modeli, liczy się jedynie rozmiar podstawki. Nie wymaga dużych zakupów czy ogromu zasad do przyswojenia. Jest to też jeden z najtańszych bitewniaków na rynku. Jeśli chodzi o klimaty fantasy i science-fiction, bardzo dobre gry proponuje One Page Rules. Podobnie jak w grze SAGA, partie toczą się w systemie agnostycznym figurkowo, co znaczy, że mimo posiadania oficjalnej linii modeli można używać dowolnych modeli. Fani OPR-ów, jak w skrócie nazywa się te strategie, często cenią sobie ich prostotę oraz niski próg wejścia. Warto też wspomnieć o grach opartych na istniejących już licencjach. Tutaj prym wiodą te na bazie Gwiezdnych wojen. Są to bitewniaki, w których uczestnicy używają dużej liczby specjalnych kart z umiejętnościami, żetonów i innych elementów, co razem z figurkami zapewnia dużo dotykalności i taktycznych rozkmin, jeśli tak to można ująć. Warto też wspomnieć, że modeli SW: X-Wing oraz SW: Armada nie trzeba dzięki wydawcy malować, jedynie SW: Legion wymaga obróbki figurek.
Na sam koniec należy wspomnieć o jednej ważnej kwestii. Początki w tym hobby nie należą do najłatwiejszych. Pierwsze modele będą wyglądały koszmarnie, z farbą nałożoną warstwami grubszymi niż zimowy sweter. Podczas rozgrywki przeciwnicy wytrą młodą graczką lub graczem podłogę. Najdalej jednak zajdą ci, których cechuje cierpliwość i wytrwałość. W końcu któryś model będzie wyglądał przyzwoicie i uda się pokonać nawet bardziej doświadczonego rywala. Porażek będzie wiele, ale żadna gra strategiczna, czy komputerowa, czy planszowa, czy karciana, nie daje takiej dawki endorfin jak bitewniak. To nie jest tryumf jakiejś frakcji lub nie wiadomo czego wymyślonego przez wydawcę. To osobiste zwycięstwo każdej osoby, która poświęciła swoje nieprzespane noce, krew, pot i łzy, by wbić swój sztandar w ziemię wroga. A to, że czołg, który wygrał partię, to sklejony wczoraj szary plastik, to zupełnie inna kwestia.