Nie czytasz? To ty w ogóle jesteś jeszcze człowiekiem?
Nie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książki i Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka – to jedne z najpopularniejszych facebookowych profili poświęconych czytaniu książek. Ale nie tylko temu – wydaje się, że jedną z ich głównych misji nie jest promowanie czytelnictwa, a utrzymanie obserwatorów w przekonaniu, że, dzięki zamiłowaniu do literatury, są lepsi, należą do elitarnego grona ludzi oświeconych, w przeciwieństwie do osób preferujących inne rodzaje rozrywki. Publikują mnóstwo historyjek obrazkowych i cytatów podkreślających wyższość literatury, m.in.: Jedno jest pewne, jeżeli ktoś czyta książki, ma znacznie większe szanse osiągnąć w życiu sukces czy Mieszkanie bez książki ciemniejsze jest niż bez lampy. Fetyszyzują też kupowanie i posiadanie dużych ilości książek, jak gdyby sam fakt posiadania ich na półce był wartością – pomijając właściwie całkowicie rolę bibliotek czy istnienie e-booków. Obserwatorzy prześcigają się w liczbie posiadanych książek – ktoś pisze o siedmiuset, ktoś inny o kilku tysiącach.
Jednocześnie to wszystko wydaje się niezwykle powierzchowne – szybkie przeskakiwanie między kolejnymi pozycjami, rzadko rzeczywista ocena wartości czytanego dzieła i gromadzenie kolejnych książek na półkach. W pewnym sensie pasuje to do definicji snobizmu – nawet jeśli wybierane lektury nie są najwyższych lotów.
Jeszcze więcej barier
Jedną z istotnych cech snobizmu stanowi bowiem niezbyt duże zorientowanie w dziedzinie, w której dana osoba się wypowiada, a poza tym chęć zaimponowania innym i okazania swojej wyższości poprzez demonstrowanie wiedzy na dany temat. Zazwyczaj snobów kojarzy się z bywalcami oper, teatrów czy drogich restauracji. Przy okazji ukazania się kolejnego raportu opisującego stan czytelnictwa czy wspomnieniu, że preferuje się oglądanie seriali lub granie w gry komputerowe niż czytanie książek, można spotkać też snobów czytelniczych. Objawiają się najczęściej w mediach społecznościowych, nie tylko pogardzając innymi sposobami spędzania wolnego czasu, ale też oceniając to, gdzie kupuje się literaturę (Jakub Żulczyk musiał osobiście stawać w obronie dostępności w niskiej cenie jego Czarnego Słońca w pewnej sieci dyskontów).
Prawdziwą burzę w 2021 r. wywołała dyskusja telewizyjna między Mają Staśko a Zygmuntem Miłoszewskim dotycząca stanu czytelnictwa w Polsce. Staśko zwróciła wówczas uwagę, że snobizm i wyższościowe połajanki nie są dobrym sposobem promocji czytelnictwa, a także wykluczają osoby, które z miliona powodów mogą nie czytać. Przyczyn nieczytania rzeczywiście jest wiele, a nie, tak jak sugeruje część dziennikarzy i publicystów, wyłącznie lenistwo i wybór łatwiejszych form rozrywki. Często o tym, czy się czyta, decyduje środowisko, w którym ktoś się wychował (więcej w tym artykule), możliwość skupienia się na czynności czytania (a w tym mogą przeszkadzać zaburzenia psychiczne, lęki, stres czy inne czynniki wewnętrzne i zewnętrzne), wyrobione nawyki dotyczące literatury (wiedza, jak wybierać książki, co pasuje do gustu danej osoby, a co nie). Można też po prostu nie lubić czytać albo preferować inne przejawy kultury.
Oczywiście nie oznacza to, że zupełne odcinanie się od świata czytanego jest dobre – tak samo jak nie jest dobre ignorowanie innych form przyswajania wiedzy i rozwoju czy patrzenie z góry na osoby, które albo rzadko sięgają po książki, albo wcale. Czy słowa Tomasza Lisa sugerujące, że Polską rządzi akurat ta partia, bo większość Polaków nie czyta (i w domyśle – jest głupia), zachęcają do sięgnięcia po lekturę? Albo czy Marcin Dobski, pisząc w odpowiedzi do Mai Staśko: taki snob ze mnie, że wykąpałem się rano, a jak ktoś miał możliwość, ale nie skorzystał, to może czuć się wykluczony ze społeczności czystych?, ignoruje nie tylko zróżnicowane powody nieczytania, ale jednocześnie też problem ubóstwa, ironicznie porównując możliwość sięgnięcia po książkę do możliwości wzięcia kąpieli.
Ta sama dyskusja, powtarzająca się cyklicznie, raczej nie wpływa pozytywnie na chęć zajrzenia do książki. Za każdym razem powtarza się to samo – ubolewanie, że Polacy czytają tak mało, że tak kiepskie lektury są na szczycie najchętniej wybieranych, że stajemy się coraz głupsi. Za każdym razem zapomina się też, że w raporcie uwzględniane jest przede wszystkim (jeśli nie tylko) czytanie książek. A ze słowem pisanym ma się kontakt nie tylko w taki sposób – młodzi ludzie czytają ciągle, są wręcz przytłoczeni informacjami i napływem coraz to nowych tekstów w internecie. Sięgają po reportaże zamieszczane na stronach internetowych, po fanfiki (o tym, czym są fanfiki – w artykule Pau Malickiej), bez przerwy czytają krótkie wiadomości. Wszystkiego jest tak dużo, że w pewnym momencie można nie być w stanie przyswoić już więcej – i właśnie dlatego nie sięga się po dłuższe formy. Ale to nie jest już traktowane na równi z tomami książek. Chociaż obcowanie z literaturą niezaprzeczalnie rozwija mózg, poprawia kompetencje językowe i kształtuje umiejętność przyjmowania cudzej perspektywy, nie jest to jego ekskluzywna funkcja. Obcowanie ze słowem pisanym w ogóle jest niezwykle korzystne, dlatego dobrze by było w kolejnych edycjach raportów brać pod uwagę nie tylko książki, ale także inne formy przyswajania pisanych informacji i historii.
Przyjemność, nie kara
Wiadomo już, że zawstydzenie nie stanowi skutecznej metody wychowawczej ani edukacyjnej – dlaczego więc korzystać z niej w literackim świecie? Takie podejście do czytania – oceniające, stawiające nieczytających albo czytających mało w pozycji kogoś gorszego – wcale nie pomaga w promocji czytelnictwa. Podobnie zmuszanie do czytania – traktowanie go jako obowiązku (jak np. w szkole) czy kary przynosi skutek odwrotny do zamierzonego. Lepiej skupić się na przyjemności płynącej z lektury, traktować czytanie jako jeden z wielu możliwych sposobów spędzania czasu i jako rozrywkę równą oglądaniu filmów, seriali czy graniu w gry komputerowe. Każda z nich pobudza inne obszary mózgu, uczy czegoś innego i to właśnie ten aspekt powinien być szczególnie podkreślany.
Nie powinien być natomiast kładziony nacisk na elitaryzm i tworzenie zamkniętego, magicznego kręgu ludzi rozumiejących literaturę. Rękę do tego przyłożyła niestety polska noblistka, Olga Tokarczuk, mówiąc: nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze. Te książki, które piszemy, są gdzieś zawieszone, zawsze się z czymś wiążą. O ile z pierwszą częścią wypowiedzi trudno się nie zgodzić – jak zostało wspomniane wyżej, nie każdy musi lubić czytać – o tyle podkreślanie, że literatura nie jest dla każdego, cóż… niezbyt zachęca, żeby w ogóle kiedykolwiek po nią sięgnąć. Przekreślanie tych, którzy na starcie nie mają wiedzy pozwalającej zrozumieć wszystkiego, co zostało zawarte w danej pozycji, to natomiast strata ogromnego grona odbiorców. Książki przecież mają też uczyć – dlaczego więc nie może sięgać po nie ktoś, kto jeszcze nie ma wykształconej wrażliwości i kompetencji, żeby w pełni z nich korzystać? Chyba że miłośnicy literatury – koniecznie przez wielkie L – wolą zostać w swoim wąskim gronie, nadal poklepywać się po plecach i nadal co roku narzekać na raporty czytelnictwa.
Wracanie co roku do tej samej dyskusji lepiej zastąpić zastanowieniem się, jak przedstawić literacką fikcję (i nie tylko) jako dobrą alternatywę do treści cyfrowych, krótkich wiadomości na Twitterze lub po prostu – jako przyjemność, sposób odpoczynku. Zamiast stawiać się na pozycji kogoś lepszego, bo w danym roku ukończyło się ,,czytelnicze wyzwanie” i przeczytało jedną książkę tygodniowo (chociaż, oczywiście, warto dążyć do swoich celów), lepiej pomyśleć o tym, dlaczego inne formy spędzania wolnego czasu są dla kogoś przyjemniejsze. Może zaproponować wyzwanie polegające nie na liczbie przeczytanych dzieł, a na sięganiu po coś, po co zwykle nie wyciągnęłoby się ręki? Uwzględnić audiobooki jako pełnoprawną i pełnowartościową formę literatury? Tak często pogardzani przez uznanych twórców youtuberzy i podkasterzy nierzadko potrafią bardziej zachęcić do czytania niż niejeden pisarz – tak jak np. prowadzący Dwóch Typów Podcast, nie będąc ekspertami ani booktuberami, w niemal każdym odcinku opowiadają o wysłuchanych przez siebie książkach. Przedstawianie ich z pozycji przeciętnego, nieposiadającego obszernej wiedzy na temat literatury czytelnika sprawia, że łatwiej sięgnąć po coś z polecenia – nie tworzy się bowiem wrażenia niedostępności.
W końcu, jak w jednym z wywiadów na pytanie: A czytanie nas nie nobilituje? Nie czyni bardziej wartościowymi? Łukasz Orbitowski stwierdził: W żadnym razie. Znałem oczytanych chujów i dobrych ludzi, którzy nigdy nie przeczytali żadnej książki. Literacki snobizm, wywyższanie się na podstawie własnej biblioteki, licytowanie się na liczby przeczytanych książek, słynne akcje w stylu „nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka” po prostu mnie mierżą […]. Przepraszam, nie mogę. Książka nie jest specyficznym nośnikiem kultury. Jej wartość jest taka sama jak komiksu, gry, podkastu, serialu czy tym podobnych. A wartości ludzkiej nie można oceniać po tym kto, ile przeczytał.