Pandemia COVID-19 przyczyniła się do zamrożenia wszystkich wydarzeń kulturalnych niemal na całym świecie. Kanał Show Must Go On, chcąc zaoferować choć trochę normalności, udostępnia na YouTube nagrania największych musicali, zupełnie za darmo. W związku z niniejszą okazją, szefowie działów Literatura, Film oraz Teatr zdecydowali się przeprowadzić dyskusję dotyczącą jednego z udostępnianych spektakli – Upiora w Operze, w inscenizacji Royal Albert Hall na 25-lecie istnienia sztuki.
Poniższy artykuł zawiera spoilery fabuły oraz spektaklów Upiora w Operze.
Tancerka Christine otrzymuje angaż we francuskiej operze, gdy główna solistka Carlotta rezygnuje ze swojego stanowiska, w związku z niewyjaśnionymi zjawiskami, o które oskarża się niejakiego Ducha Opery, bądź potocznie – Upiora. Upiór ten to muzyczny impresario, geniusz i wielki twórca, fatalnie oszpecony przez naturę i skrywający się za białą maską. Gdy słyszy zadziwiający głos Christine, zakochuje się w niej w jednej chwili, natomiast dziewczyna, ślepo wierząca, że Upiór jest jej zmarłym ojcem, musi wybrać miłość do swojego wybranka Raoula, bądź wieczność u boku charyzmatycznego twórcy, w operowych podziemiach.
Dominik Tracz: Jak oceniacie Upiora w Operze, jako musical sensu stricto?
Milena Jaworska: Jak dla mnie, musical jest w porządku, choć wiele w nim niewykorzystanego potencjału. Webber pisząc tę sztukę nie był konsekwentny, czy to względem swoich postaci czy wydarzeń. Na przykład relacja Upiora z Christine. Opiera się na wielu niedomówieniach i elementach, które są nieistotne z perspektywy całości musicalu, jak wątek Anioła Muzyki, za którego Christine uważa zamaskowanego nieznajomego, by następnie wziąć go za swojego zmarłego ojca. Zresztą nie jest to całkiem pewna interpretacja, ponieważ sztuka nie oferuje żadnego wyjaśnienia w tej materii. Co więcej, z perspektywy kontynuacji, Love Never Dies, sensu nie ma także scena licytacji: w moim przekonaniu występuje tam dużo starsza Christine, a przecież wiadomo, co Webber zrobił z jej postacią w sequelu. Niemniej jednak, mimo wielu wad, wciąż podchodzę do Upiora z sympatią, bo wybrane tematy muzyczne i wykonania potrafią szczególnie pobudzić moje emocje i zapewnić świetną rozrywkę.
Konstancja Orzechowska: Dla mnie wszystko było całkiem dobrze zrobione, chociaż finał zawodzi. Jak wspomniała Milena, brakuje logiki w niektórych scenach. Chociaż cała sekwencja w tzw. Lochu Rozpaczy jest prawdziwie przejmująca, tak końcowa scena, gdy przyjaciółka Christine – Meg – odkrywa pozostawioną maskę i przytula ją do policzka, całkiem nie pasuje do całokształtu wykreowanego przez Webbera. Rozumiem, że mogło stanowić to niejakie podbudowanie do kontynuacji, ale co z tego, gdy nie ma to sensu w kontekście tej jednej sztuki? Przez cały musical nie zauważyłam żadnych przesłanek sugerujących uczucia dziewczyny wobec Upiora. Nie wykluczam, że mogłam przeoczyć jakieś delikatne sugestie, jednak, jeśli były, to powinnam przynajmniej jednej się dopatrzyć.
Dominik Tracz: Tak, całkowicie się z wami zgadzam. Osobiście uwielbiam Upiora, ale nie należy do mojego panteonu ulubionych musicali. Dużo w nim dłużyzn, nijakich tematów muzycznych i utworów, a fabuła faktycznie nie jest do końca konsekwentna. Cenię jednak, że zdecydowano się w tej sztuce na taki rozmach: spadający żyrandol, bogata scenografia i kostiumy. Muzyka z kolei jest bardzo różnorodna. Są piosenki nijakie i nudne, a inne absolutnie zachwycają, jak tytułowy Upiór w Operze, czy Point of No Return.
Ale do rzeczy – co myślicie o inscenizacji w Royal Albert Hall?
Milena Jaworska: Największy zawód – żyrandol. Naprawdę. Biorąc pod uwagę rozmach inscenizacji i wagę jubileuszu, nie potrafię pojąć, dlaczego ten żyrandol nie spadł. Fakt, był piękny, bogato zdobiony i imponująco duży, lecz kiedy pozbawia się widza satysfakcji ze sceny, na którą czeka się najbardziej, powstaje uczucie konsternacji, co skutecznie psuje odbiór całości dzieła.
Dominik Tracz: Tak, dokładnie. Myślę, że budżet można było z powodzeniem przeznaczyć na opuszczenie żyrandolu, zamiast animacji na ekranie, który w rezultacie stanowi główny element scenografii, znacznie ją uszczuplając.
Milena Jaworska: Też. Zwróć uwagę ogólnie na efekty specjalne. Mając taką przestrzeń i warunki, naprawdę nie wygląda to imponująco. W dodatku zepsuto moją ulubioną scenę Point of No Return. W filmie – tętniąca od uczuć, w tej inscenizacji – wyzuta z jakiegokolwiek ładunku emocjonalnego i kuriozalna. Poprzez błędne działania reżyserskie, obecność Upiora jest nielogiczna.
Dominik Tracz: W inscenizacji Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku[1] pokazano to dużo trafniej. Widz mógł zobaczyć, że Upiór zabija partnera Carlotty, nie pamiętam już jego imienia, zakłada jego strój i bierze udział w spektaklu tak, by nikt go nie rozpoznał. Akcenty położono na pokazanie rozmiarów obławy na Upiora, ilości straży w każdym kącie teatru. Nie jest natomiast ukazany sposób, w jaki Duchowi Opery udaje się przechytrzyć ochronę; po prostu wchodzi na scenę, co zaprzecza wszelkim logicznym zasadom.
Milena Jaworska: Dokładnie. Zarówno musical, jak i ta inscenizacja, mimo mojej wielkiej miłości , stanowi absolutny festiwal niedomówień, które potrafią zirytować widza.
Dominik Tracz: A co powiecie o wykonaniach i obsadzie?
Milena Jaworska: Ramin Karimloo absolutnie świetny. Bez porównania z Gerardem Butlerem, który zagrał w filmie.
Dominik Tracz: Ramin według mnie to największy ewenement współczesnej sceny musicalowej. Zachwyca w każdej sztuce. Nie wiem, czy widziałaś jego Valjeana – genialny.
Konstancja Orzechowska: Też uważam, że jest świetny! Mam jednak problem z Sierrą Boggess w roli Christine. Jej interpretacja tej postaci ma w sobie mało delikatności. Christine według mnie powinno głosowo trzymać się daleko od wykonań operowych.
Dominik Tracz: Zgadzam się. Chyba na tym polega kontrast między Christine, a Carlottą. Ta pierwsza potrafi zaśpiewać głosem delikatnym, a nie silnym i operowym, czym zyskuje sobie zainteresowanie Upiora. Szczególnie powinno to zostać zaznaczone w Think of Me oraz podczas wokalizy w Phantom of the Opera.
Konstancja Orzechowska: Nie wiem, jak Wy, ale ja uważam, że doskonałym wyborem obsadowym była Emmy Rossum, która grała filmową Christine.
Milena Jaworska: Zdecydowanie.
Dominik Tracz: Też się zgodzę, choć myślę, że równie dobra, a nawet lepsza, jest Edyta Krzemień, która zazwyczaj odgrywa jej rolę na polskim podwórku.
Milena Jaworska: O tak, z tym też się zgadzam.
Dominik Tracz: A co myślicie o scenografii i kostiumach w Royal Albert Hall? Szczerze mówiąc, trochę się zawiodłem. Po takim rozmachu oczekiwałem pokaźnych rekwizytów, barokowych zdobień, złoceń itd. Na niekorzyść inscenizacji, zdecydowano się na wielki ekran LED znajdujący się w centrum sceny, na którym wyświetlane było tło wydarzeń, kosztem staromodnych zabiegów scenograficznych. Szkoda. Rozumiem zamysł ekranu, widzowie w dalszych miejscach mogliby nie widzieć dobrze sztuki, jednak w tym wypadku można było umieścić ekrany poza sceną. Mając porównanie z inscenizacją w Białymstoku, jestem bardzo zawiedziony, że dużo większy budżet nie zagwarantował realizatorstwa na poziomie produkcji TM Roma, który to wystawiał swoją wersję Upiora na deskach Filharmonii Podlaskiej.
Milena Jaworska: Wolałabym zobaczyć większy przepych w scenografii. Za to kostiumy bardzo przypadły mi do gustu – były strojne, bogato zdobione, potrafiły zrobić wrażenie. Ogólnie mam bardzo ambiwalentne odczucia względem tej inscenizacji. Z jednej strony można było poczuć wielki rozmach i dobrze bawić się podczas sztuki. Z drugiej zaś potrafię wskazać tak wiele aspektów, które skutecznie przeszkadzały mi w delektowaniu się przedstawianą historią, że nie jestem w stanie szczególnie pozytywnie ocenić tego, co zobaczyłam.
Dominik Tracz: Zatem jak oceniacie w skali Rewersu?
Konstancja Orzechowska: Dla mnie to był przyjemny seans, ale za błędy realizacyjne nie dam więcej, niż 5,5/10.
Milena Jaworska: U mnie podobnie. Mimo mojej wielkiej miłości do sztuki, muzyki i historii, daję 5/10.
Dominik Tracz: Zgadzam się z wami. Bawiłem się bardzo dobrze, a te problemy realizacyjne nie irytowały mnie jakoś szczególnie, ale nie mogę ich bagatelizować. 5,5/10.
[1] Spektakl non-replica, przeniesiony z TM Roma na deski Opery i Filharmonii Podlaskiej. Premiera: 24.05.2013r.; reżyseria: Wojciech Kępczyński; przekład: Daniel Wyszogrodzki.