Spowiedź trzydziestolatka zamrożonego w czasie.
Grafika okładkowa: Agnieszka Sikora
Ocena Pokolenia Ikea, pierwszej powieści Piotra C., na portalu Lubimy Czytać nie zachwyca. Średnia oscyluje wokół piątki, najczęściej przyznawana punktacja wynosi sześć, a w dziesięciostopniowej skali to po prostu przeciętna książka. Recenzje użytkowników z ostatnich miesięcy nie zostawiają na niej suchej nitki: myślałam, że będzie prosta, ale okazała się prostacka; przez chwilę było zabawnie. I tylko przez chwilę. Zaraz potem zrobiło się żenująco i niesmacznie;okropna. Trywialna, popowa w najgorszym sensie, płytka. Nie wiem, o kim, o czym jest – na pewno nie o ludziach i na pewno nie o relacjach.Wbrew temu, Piotr C. zdołał jednak zebrać wokół siebie rzeszę fanów. Na Facebooku śledzi go niemal 400 tysięcy osób, z zachwytem obserwując jego działalność. Być może są to te same osoby, które sięgnęły po Pokolenie Ikea dziesięć lat temu i nie poszły w swoim spojrzeniu na świat ani o krok dalej. Bo pierwsza (ale i kolejne) powieść Piotra C., podobnie jak i fanpage, to strefa zamrożona w czasie. Strefa, w którą wkroczył Państwowy Instytut Sztuki Filmowej, przyznającmilion złotych na realizację filmu na podstawie krótkiej opowieści Pokolenie Ikea.
Niepoprawność polityczna
Głębi w Pokoleniu Ikea jest jednak niewiele, a całość sprawia wrażenie, jakby autor próbował na siłę udowodnić, że potrafi być zabawny i coś wie o życiu.
PISF może wydawać pieniądze na to, co chce (chociaż projekty, którym przyznawane są dotacje powinny przynajmniej sprawiać wrażenie rokujących sukces), jednak realizacja Pokolenia Ikea wydaje się być wyjątkowo nietrafionym pomysłem. Sama powieśćzadebiutowała w odcinkach na łamach tygodnika Angora, a dopiero później, w okolicach 2012 r., została wydana jako całość. Nie zmieniła się jednak forma – nadal bardziej przypomina zbiór krótkich anegdot lub opowiadań, a nie powieść z odpowiednią dla gatunku strukturą i linią fabularną. Najbardziej odpowiadającym formatem filmowym byłby więc zbiór gagów, luźno ze sobą połączonych, z wieloma przeskokami czasowymi i zmianami lokalizacji.
Ale problemy nie kończą się na reżyserii – następny krok stanowi dystrybucja. Trudno określić, do jakiej grupy wiekowej powinno być skierowane powyższe dzieło filmowe – obecni trzydziestolatkowie żyją już trochę inaczej niż zostało to przedstawione u Piotra C., a ówcześni adresaci powieści dziesięć lat później mają już zapewne inne priorytety niż imprezowanie i umawianie się na jak największą liczbę randek. Aktualnie dużo osób, zamiast angażować się w kolejne, średnio udane relacje, woli postawić na rozwój, dokształcanie się i dbanie o siebie. Styl życia i treści proponowane przez autora nie tylko mogą więc być niezrozumiałe dla tej grupy wiekowej, ale momentami nawet obraźliwe.
Pokolenie Ikea miało stanowić spowiedź trzydziestoletniego korposzczura, przedstawienie sposobu myślenia i funkcjonowania tej grupy wiekowej. Być może to jedna z przyczyn obecnych negatywnych opinii o książce – jak już zostało wspomniane, dekadę później życie osób w tym wieku wygląda trochę inaczej. Zmieniły się też akceptowalne żarty. A w prozie Piotra C. nie brakuje czarnego, „niepoprawnego politycznie”, a tak naprawdę rasistowskiego i mizoginistycznego humoru. Duża część obecnych trzydziestolatków unika tego typu żartów, a nierzadko ostro reaguje na wszelkie przejawy dyskryminacji.
Poza tym proza przepełniona jest również wulgaryzmami, niby częstymi w codziennej komunikacji, lecz brzmiącymi sztywno i nienaturalnie w dialogach Piotra C. Być może miały one podkreślać głębię wypowiedzi, wydobywać kontrast między prostym słownictwem i prawdziwością przekazu. Głębi w Pokoleniu Ikea jest jednak niewiele, a całość sprawia wrażenie, jakby autor próbował na siłę udowodnić, że potrafi być zabawny i coś wie o życiu.
Z jednej strony czytelnik dostaje więc godziny świetnej zabawy porównywalnej do słuchania żartów pijanego wujka na weselu, tym razem w wykonaniu młodego człowieka. Z drugiej – trafiający prosto w serce ludzi starych duchem przekaz kiedyś to były czasy. Poza ogromną ilością kiepskich żartów, Pokolenie Ikea zawiera bowiem to, w czym odnajdują się również czytelnicy książek Jakuba Czarodzieja. Narzekanie na współczesne czasy i młode pokolenia.
Powieść zaczyna się od przemyśleń na temat upływającego czasu (standardowe: Wiecie, że dzieci, które urodzą się w tym roku, będą rocznikiem 2011? To, kurwa, przygnębiające), zawierających nutę przekonania, że kiedyś było lepiej. Kiedyś, czyli wtedy, gdy można było kupić gumę Donald albo wyobrażać sobie, że XXI w. będzie dla ludzkości przełomowy. Teraz już nawet nie ma na co czekać, bo jest się dorosłym, a świat się zmienił – młodzi są jacyś inni, nawet nie wiedzą czym jest kaseta.Przeszłość to idylla, przyszłość – nie za wiele można od niej oczekiwać. Zaskakujące i odkrywcze.
Wszystkie kobiety Czarnego
Głównym bohaterem Pokolenia Ikea jest Piotr C., ksywka: Czarny. Przystojny, inteligentny (ukończone prawo. Średnia 4,7), dobrze zarabiający w ,,kopro” (tak właśnie Czarny określa korporację, w której pracuje – nie ,,korpo”, a właśnie ,,kopro”). Najważniejsze zainteresowania: imprezy i kobiety. Dużo kobiet, traktowanych w sposób przedmiotowy i z góry (poza współpracowniczką, Olgą, ale ona nie jest taka jak inne dziewczyny, chociaż i tak jest ciągle wkurwiona. Ale jest kobietą i musi się starać dwa razy bardziej, żeby ktoś zwrócił uwagę na coś więcej niż tylko cycki [których, moim zdaniem, nie ma]).
Dalej dziewczyny, z którymi umawia się główny bohater, nazywa ,,szprotami”. Ma również dokładnie opracowany wzór na obliczenie ich atrakcyjności ,,na żywo” na podstawie zdjęć. Czarny nie szuka związku ani głębszych relacji – liczy jedynie na dobrą zabawę i niezobowiązujący seks. Nic w tym złego, gdyby poderwane przez niego kobiety były świadome celu i charakteru spotkań oraz świadomie się na to zgadzały. Przytaczane przez głównego bohatera rozmowy sugerują jednak, że zazwyczaj tak nie jest.
Czarny wydaje się też być zupełnie niezainteresowany tym, żeby kogokolwiek przynajmniej powierzchownie poznać. Dziewczyna może mówić na jakikolwiek temat – swojej kariery, zainteresowań czy chociażby jak podoba jej się miejsce spotkania, a on i tak będzie starał się skierować rozmowę na podteksty seksualne. Jeśli to się nie udaje – spotkanie zostaje natychmiast zakończone, a bohater przeszukuje kontakty, żeby znaleźć inną szybką randkę. Ewentualnie sięga po tajną broń – alkohol. Drogą do upragnionego celu nierzadko jest bowiem upicie partnerki, a ulubioną praktyką Czarnego – proszenie barmana o podwójną porcję alkoholu w drinku dla towarzyszki. Później: tańczysz. Upijasz. Jak z trudem trzyma się na nogach, pakujesz w samochód i wieziesz na chatę.
Przy całym zaangażowaniu Czarnego w podrywanie wszystkich napotkanych na drodze kobiet, wykazuje on „standardowe” dla swojego pokolenia podejście do przeciwnej płci i stałych związków. Małżeństwo to dla niego koniec wolności, wręcz więzienie. Żona na pewno co chwilę będzie się obrażała i wymagała od mężczyzny, żeby też zajmował się obowiązkami domowymi.
Z kolei jednak kobiety, które nie stronią od kontaktów seksualnych to już szlaufy i nie należy im się szacunek. Standardy te oczywiście nie stosują się do bohatera. Ostatecznie klucz otwierający wszystkie zamki… wiadomo, jest dobrym kluczem.
W Pokoleniu Ikea nie brakuje też stereotypowego podejścia do seksualności mężczyzn – Czarny z lubością wyśmiewa się z kolegi, który akurat nie ma ochoty na randki bez zobowiązań, podejrzewa u niego problemy z erekcją i bycie homoseksualistą. Oczywiście bowiem główny bohater, do kompletu, musi być przynajmniej subtelnym homofobem – według niego właśnie w tak wygląda standardowy sposób mężczyzny na poderwanie innego mężczyzny:
Ok boomer
Niezależnie od tego, czy treść Pokolenia Ikea powinna być traktowana z dystansem, nie tłumaczy to faktu, że wszystkie wykreowane przez autora postaci są niesamowicie płaskie. Głównego bohatera cechuje to, że jest lekkoduchem, zainteresowanym jedynie seksem i imprezami. W jego życiu pojawiają się kolejno: zafascynowana wampirami ze Zmierzchu, udająca mroczną, zbuntowana nastolatka (rodzice wysyłają ją na kurs językowy do San Francisco, a ona jest z tego powodu zrozpaczona); kobieta zaczynająca pierwszą randkę od pytań o wiarę i deklaracji, że może wychowywać dzieci tylko z kimś, kto jest katolikiem; dziewczyna mówiąca, że jest na diecie, ale na spotkaniu zamawiająca mnóstwo słodyczy i colę zero oraz, oczywiście, niezbyt inteligentna blondynka, dająca się złapać na kłamstwa na temat znajomości ze sławnymi osobami i pseudopsychologiczne testy.
Wszystkie postaci drugo- i trzecioplanowe są natomiast tylko zbitkami stereotypów. Dodatkowo zbytnie podkreślenie wyróżniających je cech sprawia, że całkowicie tracą sens. Zamiast stanowić element humorystyczny lub ilustrujący opisywane zachowania i typy osób, wypadają nienaturalnie i gubią cały potencjał komediowy.
W Pokoleniu Ikea uwidacznia się też nieporadność Piotra C. w pisaniu dialogów – ludzie po prostu nie mówią w taki sposób, jaki prezentuje autor. Oczywiście, zdarza się, że rozmowa się nie klei, słychać w niej zgrzyty, ale zazwyczaj nie brzmi to jednak jak dwie, osobne rozmowy przypadkiem połączone w czasie.
Wszystko, co pojawia się w Pokoleniu Ikea,jest puste i banalne, nie niesie za sobą żadnej istotnej myśli. Teoretycznie nie musi – istnieją przecież lektury przeznaczone jedynie do tego, żeby dobrze się przy nich bawić i oderwać myśli od codzienności. Jednak i w takim przypadku potrzebna jest przynajmniej minimalna linia fabularna, coś więcej niż zbiór humorystycznych scenek. Powtarzalność, na dłuższą metę, jest niezwykle męcząca. Można więc przewidywać, że o ile treść powieść Piotra C. nie przejdzie jakiejś niezwykłej metamorfozy, to i film pozostawi odbiorców z podobnym wrażeniem – pytaniem, co właściwie się obejrzało i po co. Być może pojawią się kolejne krytyczne komentarze na temat tego, jak bardzo przekonania Piotra C. na wszelkie prezentowane tematy są przestarzałe i szkodliwe. Prawdopodobne też, że nastąpi wysyp niezbyt pozytywnych recenzji filmu i książki. Ale Piotra C. i tak to nie obchodzi. Nie dość, że państwo sfinansowało jego film, to ponadto dawno sam to przewidział.