Japonia, ziemia obiecana. Japonia, miejsce nieszczęścia. Japonia, pułapka, w której Anna Cima więzi bohaterkę Obudzę się na Shibui.
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
Jana ma siedemnaście lat, kiedy wyjeżdża na wakacje do Japonii. Zafascynowana kulturą, sztuką, a szczególnie japońskimi aktorami – marzy o pozostaniu w tokijskiej dzielnicy Shibuia na zawsze. Kilka lat później, jako dwudziestolatka, studiuje japonistykę na uniwersytecie w Pradze i nadal fantazjuje o opuszczeniu Czech, przynajmniej na chwilę. Zajmuje się głównie japońskimi kryminałami i powieściami grozy, pomijając resztę reprezentantów orientalnej literatury. Przez przypadek jednak w jej ręce wpada opowiadanie mało znanego (zarówno w Czechach, jak i Japonii) pisarza, Kawashity. Tak zaczyna się jej długoletni romans z jego twórczością, a także rzadziej eksplorowaną stroną kultury japońskiej.
Obudzę się na Shibui Anny Cimy to powieść wielowątkowa, prowadzona jednocześnie w trzech czasoprzestrzeniach. Jej narratorami są: nastoletnia Jana snująca się bez końca po Shibui, na zmianę z jej dorosłą, dwudziestokilkuletnią wersją – studentką japonistyki. W poszczególnych rozdziałach ukryte są również fragmenty opowiadań i powieści Kawashity, coraz dłuższe i bardziej zaawansowane, wraz z postępem prac Jany nad przekładem twórczości z japońskiego na czeski. Czytelnik otrzymuje więc nie tylko opowieść o Japonii z perspektywy cudzoziemca, ale także stosunkowo długie wyimki z literatury i historii japońskiej.
Jednak wraz z rozwojem historii oddzielne wątki splatają się w zaskakująco spójną, nierozerwalną całość, a wszystkie osie narracji zbiegają się ostatecznie w jednym punkcie. Nie oznacza to jednak, że wszystko się wyjaśnia – zakończenie historii jest otwarte, dość nagłe i daje czytelnikowi możliwość wysnucia wielu różnorodnych interpretacji.
Tak duże nagromadzenie różnych zabiegów literackich początkowo może sprawiać wrażenie chaosu. Wydaje się, jakby autorka chciała przekazać za dużo zbyt szybko, wykorzystując do tego zbyt wiele narzędzi. Wątki, chociaż przepełnione informacjami, traktowane są dosyć pobieżnie; Cima skacze od jednego do drugiego, jakby nie mogła zdecydować się, co będzie najistotniejsze dla dalszej części opowiadania. Jednak wraz z rozwojem historii oddzielne wątki splatają się w zaskakująco spójną, nierozerwalną całość, a wszystkie osie narracji zbiegają się ostatecznie w jednym punkcie. Nie oznacza to jednak, że wszystko się wyjaśnia – zakończenie historii jest otwarte, dość nagłe i daje czytelnikowi możliwość wysnucia wielu różnorodnych interpretacji.
Istotnym elementem powieści, o którym wszyscy cały czas rozmawiają i wokół którego bezustannie krążą myśli Jany, jest Japonia. Ale nie ta opisywana jako daleki, niezrozumiały dla Europejczyków i pełen dziwactw kraj, niemal w całości wyjęty z mangi czy anime. Fascynacja bohaterki (ale i autorki) krajem kwitnącej wiśni oparta jest przede wszystkim o niszową, mało popularną kulturę i literaturę japońską, a także dawne tradycje i wierzenia. Odbija się to w treści Obudzę się na Shibui, w którym Japonia nie stała się karykaturą samej siebie, ale została sportretowana w realny, zderzający nowoczesność z tradycją, sposób. Stereotypy, o ile w ogóle się pojawiają, dotyczą raczej typowych, europejskich miłośników mangi, którzy swoimi zainteresowaniami nie wychodzą poza łatwo dostępną kulturę popularną.
To, jak Japonia jest przedstawiana, zmienia się wraz z rozwojem głównej bohaterki – im więcej rozumie i wie Jana, tym więcej dowiaduje się również czytelnik i tym bardziej skomplikowany i niejednoznaczny obraz opisywanego kraju dostaje.
Interesującym zabiegiem jest również zestawienie odległej, fascynującej Japonii z przyziemną rzeczywistością praskiej społeczności akademickiej. Autorka, umieszczając zakochaną w Shibui bohaterkę w znanym sobie środowisku, wyraża równocześnie swoją i Jany miłość do dwóch bardzo różnych krajów – znajomego, bliskiego i w pełni zrozumiałego oraz obcego, kuszącego nowością i tajemnicą.
To, co zwraca uwagę, to dosyć mała liczba postaci w stosunku do wielości wątków poruszanych na przestrzeni powieści. Autorka najwięcej uwagi poświęca Janie, jej znajomemu Viktorowi oraz autorowi Kochanków i Rozdwojenia (Kawashicie). To, co niewątpliwie łączy te postacie to fakt, że początkowo niesamowicie trudno poczuć do nich sympatię czy jakiekolwiek inne, ciepłe uczucia. Jana przedstawiana jest jako zafascynowana Japonią nastolatka, ostentacyjnie czytająca podręczniki do nauki języka japońskiego, przemądrzała i patrząca z góry na osoby, których pasje uważa za mniej wyrafinowane niż jej własna. Podobnie zachowuje się Viktor Klíma, który w rozmowach z innymi osobami skupia się przede wszystkim na wytykaniu ich błędów i popisywaniu się swoją wiedzą. O Kawashicie natomiast wiadomo niewiele – trudno powiedzieć, czy taka osoba w ogóle kiedykolwiek istniała, a jeśli tak – to jak mroczny sekret musiała skrywać, że konieczne było wymazanie jej zarówno z historii rodziny, jak i literatury czasów, w których żyła.
Z czasem każda z postaci zyskuje dodatkowe cechy, dojrzewa, a jej zachowania stają się coraz bardziej zrozumiałe. Pychę i przemądrzałość zastępuje melancholia, tęsknota i smutek. Bohaterowie zaczynają przyciągać do siebie czytelnika zarówno niesamowitą wrażliwością, jak i hartem ducha, objawiającym się upartym dążeniem do celu. Odzwierciedlone jest to w języku narracji, który z potocznego i nieco pretensjonalnego zmienia się w dojrzały, elokwentny i podszyty subtelną poetyckością. Pozostałe postacie pojawiają się epizodycznie i zazwyczaj nie mają zbyt dużego wpływu na dalsze wydarzenia. Przy tym żadna z nich nie sprawia wrażenia sztuczności czy jednowymiarowości, Cima nie zawiesza się jedynie na tym co „tu i teraz”, sięga głębiej – do rzeczywistych czynników mogących wpłynąć na takie, a nie inne zachowanie bohatera w teraźniejszości. Nie wszystko jest jednak idealne – jedna z przyjaciółek Jany, pochodząca z Japonii i mieszkająca w Czechach, w początkowych dialogach popełnia wiele błędów językowych i przedstawiono to jako jedną z istotniejszych cech ją reprezentujących. W dalszej części powieści ta charakterystyka znika, czyniąc postać właściwie bezbarwną i potrzebną jedynie do tego, żeby na scenę wprowadzić jej, ważniejszego dla rozwoju fabuły, brata.
Książka Cimy nie zostaje literacką miłością od pierwszego wejrzenia. Czytelnik potrzebuje czasu, żeby poczuć klimat, oswoić się z bohaterami i zrozumieć chronologię wydarzeń. Jana nie jest typową protagonistką, budzącą sympatię od samego początku i zachęcającą do poświęcania jej kolejnych wieczorów. Przebrnięcie przez pierwsze, chaotyczne i nieporadne rozdziały owocuje jednak morzem informacji na temat kultury i historii japońskiej, a także jest po prostu przyjemną, lekką lekturą na jesienne i zimowe wieczory. To, co wyróżnia Obudzę się na Shibui to elementy niedosłowne, oderwane od rzeczywistości, dodające całej opowieści lekkości i kolorytu. Gdyby nie to, książka Cimy byłaby tylko kolejną historią traktującą o marzeniach o byciu tam, gdzie nas nie ma.
Obudzę się na Shibui kończy się w momencie, w którym inne powieści dopiero zaczynałyby nabierać tempa. Wątki łączą się ze sobą, pojawia się wystarczająco dużo informacji, by móc domknąć wszystkie sprawy i szczęśliwie zakończyć historię. Cima postanawia jednak uciąć narrację w najbardziej ekscytującym momencie, zostawiając czytelnika z pytaniami, na które, być może, nigdy nie znajdzie odpowiedzi. To, w połączeniu z wielowątkowością i wielowymiarowością historii, sprawia, że książka Anny Cimy jest pozycją wyjątkową, rozbudzającą w czytelniku ochotę na dalszą lekturę, pełną piękna płynącego z bogactwa japońskiego dziedzictwa kulturowego. Dalsza część historii zapewne nigdy nie powstanie i zdaje się, że czytelnicy na zawsze zostaną z lekkim niedosytem, bez odpowiedzi na pytanie „jak to się skończyło?”. I będzie to rozwiązanie najlepsze z możliwych, bo co bardziej zapada w pamięć niż historia bez domknięcia?
Obudzę się na Shibui
Anna Cima
Premiera: 2020r.
Wydawnictwo Dowody na Istnienie