Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
Maia Tamarin to zwyczajna dziewczyna z ubogiej rodziny, która utrzymuje się z krawiectwa. Praca u boku schorowanego ojca nie jest jednak spełnieniem jej marzeń – chciałaby zostać nadworną krawcową Cesarza Khanujina, władcy A’landi, a żeby otrzymać ten zaszczytny tytuł musi okazać się najlepszą szwaczką w całym kraju…
Zamysł książki Tkając świt Elizabeth Lim był wyjątkowo obiecujący: orientalne klimaty, spełnianie marzeń, miłość, a do tego waleczna bohaterka, która jest w stanie dowieść, że w kobietach drzemie potężna siła w postaci determinacji, uporu, precyzji niezbędnej do wykonywania nawet najtrudniejszych zadań, a także w postaci równowagi wewnętrznej, gwarantującej spokój i opanowanie. Został on jednak niefortunnie wykonany.
Najbardziej przykre dla czytelnika jest powielanie schematów. Jak ostrzegał od początku blurb (tekst widoczny na okładce), Tkając świt to połączenie Mulan z Projektem Runway. Porównanie można nawet nieco rozszerzyć, ponieważ nie brak w książce elementów zaczerpniętych prosto z Aladyna czy Pięknej i Bestii.
Najbardziej przykre dla czytelnika jest powielanie schematów. Jak ostrzegał od początku blurb (tekst widoczny na okładce), Tkając świt to połączenie Mulan z Projektem Runway. Porównanie można nawet nieco rozszerzyć, ponieważ nie brak w książce elementów zaczerpniętych prosto z Aladyna czy Pięknej i Bestii. Maia bowiem nie chce wyjść za piekarza imieniem Cal, który mógłby przynieść jej pewnego rodzaju „wybawienie”, ratując od ubóstwa. Jej stosunek do mężczyzny jest dokładnie taki sam jak odczucia Belli do Gastona. Natomiast w trakcie swojej podróży stanowiącej znaczną, bo najdłuższą część książki, Maia u boku Edana przemieszcza się latającym dywanem, będącym niejako symbolem Aladyna, a na pewno znakiem charakterystycznym tej opowieści. Dodać również należy, że podobieństwo do Mulan jest w przypadku Tkając świt niemalże stuprocentowe. Maia na wezwanie Cesarza stawia się w Letnim Pałacu, by wziąć udział w konkursie krawieckim, mającym wyłonić nowego nadwornego krawca. Jest zmuszona podawać się za Ketona, ostatniego żyjącego brata, który w wyniku walki na wojnie i odniesionych ran przestał chodzić, przez co nie mógł wziąć udziału w krawieckim wyzwaniu. Dziewczyna ukrywa więc swoją tożsamość, z uporem maniaka naśladuje typowo męskie, niekiedy grubiańskie, nawyki i utyka (tylko wtedy, gdy w ferworze pracy nie wypadnie jej ten szczegół z głowy). Zmagania z utrzymaniem pozorów i tworzeniem wizerunku osoby płci męskiej do złudzenia przypominają historię Mulan. Niestety, momentami działa to na niekorzyść książki – nikt nie chce przecież czytać powtórzonej historii. Istnieją jednak elementy, które wyróżniają Tkając świt spośród innych powieści młodzieżowych.
Tkanie intrygującym pomysłem na wzbogacenie fabuły książki? W powieści Elizabeth Lim wszystko kręci się wokół tkactwa, szycia, igieł i nitek, a nawet pantofelków ze szkła (czyżby Kopciuszek?) i papierowych żakietów. Moda przedstawiona jest w tej historii jako istotna część ludzkiego życia, mająca niebagatelnie duży wpływ nawet na losy kraju. Kreacja tego wątku dopuszcza do głosu fantastykę i pewnego rodzaju baśniowość; powstać mają bowiem trzy wyjątkowe suknie utkane kolejno: ze śmiechu słońca, z łez księżyca oraz z krwi gwiazd. Pozornie niemożliwe zadanie stanowi clou całej książki, jest punktem wyjścia do licznych zwrotów akcji, których w Tkając świt nie brakuje, oraz pozwala na wprowadzenie motywu podróży, stanowiącego zarówno najjaśniejszy punkt fabuły, jak również wartość dodaną dzieła.
Pochwalić należy płynny i przystępny sposób narracji, wiążący się ściśle z przyjemnym językiem autorki. Został on dobrany idealnie do gatunku książki i jej tematyki. Opisanie relacji romantycznej rozwijającej się stopniowo między Edanem, czarodziejem Cesarza Khanujina, a Maią również zasługuje na docenienie. Elizabeth Lim stworzyła rzeczywiste uczucie, na miarę dobrego romansu, a nie przerysowaną, płytką i nieuzasadnioną fabularnie miłość.
Opisanie relacji romantycznej rozwijającej się stopniowo między Edanem, czarodziejem Cesarza Khanujina, a Maią również zasługuje na docenienie. Elizabeth Lim stworzyła rzeczywiste uczucie, na miarę dobrego romansu, a nie przerysowaną, płytką i nieuzasadnioną fabularnie miłość.
Ostatecznie Tkając świt plasuje się w gronie tych przyjemnych, niezobowiązujących lektur, które można przeczytać w jeden wieczór przy filiżance ulubionej herbaty. Pozostaje więc czekać na kontynuację dylogii Krew gwiazd, która – jak poinformował wydawca – jest obecnie w przygotowaniu.