Czyli – Boże, spraw, żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce.
„Prokrastynacja” wydaje się kolejnym młodzieżowym słowem roku, wymysłem pokolenia Z. Nic bardziej mylnego – chociaż pierwsze znaczące badania na jej temat opublikowano dopiero pod koniec XX w., to pisał o niej już Marek Aureliusz, cesarz rzymski panujący niemal dwa tysiące lat temu. Po łacinie procrastinatio oznacza odwlekanie, zwłokę, a w przełożeniu na język codzienności to po prostu dobrowolne odkładanie na później obowiązków i postanowień pomimo świadomości negatywnych tego konsekwencji. Prokrastynacja to zjawisko, które dotyka ok. 15-20% społeczeństwa; wśród studentów odsetek ten wynosi 80-95% (więcej na ten temat w artykule Piersa Steela). Początkowo za jej główną przyczynę uznawano nieumiejętne planowanie czasu, ale szybko okazało się, że nawet osoby z kilkoma kalendarzami, rozpisujące dokładny grafik na każdy dzień, mierzą się z problemem odwlekania.
Robić albo nie robić, oto jest pytanie
Chociaż dla postronnego obserwatora prokrastynacja i lenistwo wyglądają identycznie, towarzyszą im zupełnie różne stany emocjonalne. Człowiek leniwy nie przejmuje się tym, że nie wykonał jakiejś pracy lub że zadanie przypadło w efekcie komuś innemu, nie czuje się też winny nieróbstwa. Tymczasem osoba prokrastynująca – inaczej prokrastynator lub odwlekacz – odczuwa silną awersję do rozpoczęcia danego zadania, a towarzyszą temu wyrzuty sumienia i wstyd. Czasem emocje te nasilają się, prowadząc do skrajnych, irracjonalnie wyolbrzymionych uczuć, a nawet autodestrukcyjnych myśli i przekonań, np. „do niczego się nie nadaję”, „i tak mi się nie uda”, „na pewno zrobię to źle i wszyscy mnie znienawidzą”.
Osoby skłonne do prokrastynacji są często, o ironio, bardzo ambitne. Swoją pracę chcą wykonać w minimalnym czasie. Cechuje je również perfekcjonizm, co tworzy idealną pożywkę dla odwlekania – „jeśli zrobię to kiedy indziej, gdy będę bardziej zmotywowany, osiągnę lepszy efekt końcowy”. Tak naprawdę jednak każdy dzień bliżej deadline’u potęguje awersję do podjęcia działania oraz negatywne emocje i myśli prokrastynatora o danym zadaniu. Im większa niechęć, tym trudniej się zabrać do pracy, przez co rośnie opór i powstaje perpetuum mobile prokrastynacji.
Do odwlekania są również skłonne osoby o niskim poczuciu własnej wartości. Od początku uznają one swoją pracę za źle wykonaną, więc przekładają zadanie na później, żeby odwlec nieuchronną porażkę. Tu jednak znów do akcji wkracza poczucie winy – osoby te zarzucają sobie lenistwo, co jeszcze bardziej zniechęca je do działania i zaniża ich samoocenę.
Jak i dlaczego prokrastynacja działa?
Gdyby jednak prokrastynacja składała się wyłącznie z negatywnych emocji, nikt by jej nie praktykował. Gdzie więc tkwi haczyk? Zazwyczaj zamiast pracy odwlekacz poświęca się czemuś, co lubi robić lub co w porównaniu z obowiązkiem sprawia mu większą przyjemność. Potencjalnym rozpraszaczem może być wszystko – sprzątanie mieszkania, spotkanie ze znajomymi, opieka nad pupilem, hobby, którego dawno się nie praktykowało, a najczęściej przeglądanie wszelkiego rodzaju social mediów.
Dokładny mechanizm prokrastynacji zależy od charakteru i motywacji danej osoby. W najprostszym ujęciu opiera się on na niezdolności lub nieumiejętności zastosowania odroczonej gratyfikacji, czyli odmawiania sobie małej nagrody w danym momencie i zwiększania tym samym zysku w przyszłości. Przykładowo rezygnacja z wydatków na drobne przyjemności owocuje później większymi oszczędnościami, które można przeznaczyć na jakiś luksusowy zakup. W przypadku prokrastynacji małą nagrodę stanowi chwilowa przyjemność płynąca z odwlekania, np. przeglądanie social mediów zamiast pisania raportu zleconego przez pracodawcę, a dużą nagrodę w nieokreślonej przyszłości – lepsze wykonanie projektu skutkujące podwyżką, premią czy awansem. Krótko mówiąc, prokrastynując, poświęca się cel główny, odroczony w czasie, na rzecz chwilowej przyjemności.
Największy problem stanowi fakt, że po kilku tygodniach tworzy się nawyk, nad którym przestaje się mieć świadomą kontrolę. Mózg nabiera przyzwyczajenia i dochodzi się do momentu, w którym automatyczną reakcją na myśl o pracy jest sięgnięcie po telefon.
To się leczy!… Mniej więcej
Chociaż w skrajnych przypadkach odwlekanie może przybierać formę chroniczną, pogarszając tym samym poziom pracy i ogólny dobrostan swojej ofiary, nie jest to zaburzenie psychiczne, które trzeba leczyć. Na prokrastynację istnieje tak naprawdę jeden skuteczny sposób, a mianowicie samodyscyplina.
Osoby ambitne mierzą się z problemem odkładania spraw na później z obawy przed porażką, bo wolą czegoś nie zrobić, niż zrobić to w niezadowalający sposób. W rzeczywistości wykonanie czegoś dostatecznie dobrze, a nawet zupełnie źle, ma lepsze skutki dla psychiki niż odkładanie tego w nieskończoność. Każda podjęta próba to jednocześnie krok w kierunku realizacji długoterminowych celów. Stając do walki z prokrastynacją, nie należy się do pracy zmuszać, ale dać sobie wybór, pamiętając o marzeniach i planach, do których się dąży. Patrząc na wybór z tej perspektywy, podjęcie decyzji staje się dużo prostsze.
W praktyce można wykorzystać „metodę krzesła”. Krzesło stawia się obok miejsca pracy w taki sposób, by nie było skierowane w stronę okna czy telewizora. Jeśli w trakcie wykonywania obowiązków pojawi się chęć sięgnięcia po telefon, posprzątania pokoju lub włączenia serialu, należy przesiąść się na przygotowane krzesło i po prostu patrzeć w ścianę. Na efekty nie trzeba długo czekać – do głosu szybko dochodzi nuda, a w porównaniu z nią nawet myśl o pracy przestaje być straszna. Ta przerwa daje również moment na spokojne i logiczne przemyślenie zadań do zrobienia, a nawet medytację. Biorąc pod uwagę, jak stresujące jest dla prokrastynującego odwlekanie, taka chwila bywa zbawienna.
Prokrastynacja to w dużej mierze problem z motywacją, poszukiwanie celu w postawionym sobie (lub często narzuconym z góry) zadaniu. Można czasem spojrzeć na nią z innej strony i, przyłapując się na odwlekaniu, zapytać: „Dlaczego to robię? Czemu nie mam ochoty wziąć się za to zadanie? Co mogę zrobić, żeby mi się chciało?”. Akt prokrastynacji zazwyczaj zostaje zignorowany z obawy przed dyskomfortem psychicznym, ale warto przyjrzeć się temu bliżej, potraktować jak swego rodzaju drogowskaz i poświęcić chwilę na analizę swoich emocji, motywacji i planów.