O bezwarunkowym cieple, na które zasługuje każdy.
Czas przedświąteczny oznacza ubrane choinki, migoczące ozdoby w sklepach, spotkania ze znajomymi przy korzennym grzańcu i niezliczone telewizyjne powtórki zimowych komedii romantycznych. To też kolorowe reklamy prezentów z roześmianą rodziną w tle i ciągłe przypomnienia, że w tym momencie najważniejsze jest, żeby nie spędzić świąt samotnie. A jak nie samemu – to, jak twierdzi wiele osób, z najbliższymi – mamą, tatą, siostrą, bratem. Wymieniać można w nieskończoność, ale sedno stanowią właśnie rodzice, rodzeństwo i ewentualnie dziadkowie. Oznacza to godziny spędzone przy jednym stole i to nieszczęsne składanie życzeń. Bo co jak tych osób właściwie się nie zna? Nie wie się co lubią, w jaki sposób się relaksują, o czym marzą. Czego im wtedy życzyć? Jak poczuć magię świąt, teoretycznie spędzając miło czas, a w głębi duszy nie czując nic szczególnego? Albo wręcz przeciwnie – z każdą minutą odczuwając coraz większe zmęczenie i chęć ucieczki? Może to wynikać z różnych przyczyn, niekoniecznie braku zainteresowania rodziną. Winny bywa także czasem brak komunikacji, strach przed odsłonięciem się przed drugą osobą czy niedostatek ciepła rodzinnego, które stopiłoby wstyd i pozwoliło swobodnie pokazywać na co dzień swoje właściwe ja.
Blisko, bliżej, najbliżej
Czym właściwie jest ciepło rodzinne? Pierwsze skojarzenia to bezwarunkowa miłość, opiekuńczość, swobodna i miła atmosfera, bezpieczny dom. To także babcia podsuwająca kolejne smakołyki (Może jeszcze kawałek sernika?) i upewniająca się, że do szkoły wyszło się w czapce. To sobotnie popołudnie pachnące świeżym ciastem drożdżowym i budowanie z tatą karmnika dla ptaków. Letnie wyprawy rowerowe, rozmowy przy lepieniu pierogów (bo, jak wiadomo, kuchnia to najlepsze miejsca do zwierzeń) i rodzinne tradycje lub żarty, niezrozumiałe dla nikogo innego. Ale przede wszystkim – to powinna być możliwość bycia dokładnie taką osobą, jaką się chce. Bez poczucia, że za chwilę zostanie się surowo ocenionym. Jak często sytuacja okazuje się aż tak wspaniała? Wszakże mówi się, że z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciach, a nieodłącznym elementem polskich świąt są kłótnie – bo ktoś znowu pyta, kiedy weźmie się ślub, bo jakaś osoba za wolno rozkłada talerze na stole, bo sprawdzian napisany niedługo przed świętami został oceniony na tróję.
Według Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS; dane z 2019 r.) polskie rodziny trzymają się raczej blisko siebie, nie tylko od święta. Zaczynając od miejsca zamieszkania – w tej samej miejscowości czy gminie, co członkowie rodziny, mieszka aż 72% ankietowanych, przez częstotliwość spotkań – co najmniej kilka razy w tygodniu z rodzicami widuje się 73% zapytanych osób, po emocjonalną bliskość – 95% Polaków utrzymuje przyjacielskie, bliskie relacje z przynajmniej jednym członkiem rodziny. Święta i inne uroczystości z rodziną spędza podobny odsetek, w zależności od okazji to 89% (urodziny) lub aż 95% (Boże Narodzenie).
Nie ma w tym nic dziwnego – najistotniejszymi, zaraz za potrzebami czysto fizjologicznymi, dotyczącymi schronienia, pożywienia i snu, są te związane z bliskością i więziami społecznymi – wolność od strachu, miłość, poczucie przynależności i akceptacji. W ogromnym stopniu potrzeby te wypełnia zwykle rodzina. Już od urodzenia to rodzice dbają, żeby dziecko było cały czas nakarmione, wyspane i odpowiednio ogrzane.
Mały człowiek nie może bowiem zadbać sam o własny komfort termiczny. A trzeba wiedzieć, że ciało noworodka jest szczególnie wrażliwe na temperaturę – o wiele bardziej niż organizm dorosłego. Mechanizm regulacji cieplnej musi się jednak najpierw rozwinąć, żeby w późniejszych latach utrzymanie odpowiedniej temperatury nie stanowiło już większego wyzwania. W pierwszych dniach i tygodniach życia istotne jest więc to, żeby rodzice sprawdzali, czy ich podopiecznemu lub podopiecznej nie jest za zimno ani za gorąco. Dzięki temu można uniknąć przegrzania, odwodnienia czy przeziębienia, a jednocześnie przyczynić się do prawidłowego nabywania odporności. W teorii – to naprawdę niewiele; w praktyce – może zaważyć na przyszłym zdrowiu człowieka. Sprawa jest natomiast bardziej skomplikowana, jeśli chodzi o ciepło bardziej metaforyczne, związane z atmosferą i uczuciami otaczającymi dziecko od pierwszych dni.
Związani na zawsze
Więzi zbudowane między rodzicami a dzieckiem stanowią podstawę wszystkich przyszłych relacji, nawiązywanych przez dorosłą osobę. Psychologowie już wiele lat temu nazwali cztery podstawowe style przywiązania – zbiory zachowań przejawianych w bliskich relacjach – zgodnie wskazując typ bezpieczny jako ten najbardziej pożądany. Ludzie, którzy od początku istnienia czują, że ich potrzeby fizjologiczne i emocjonalne zostaną spełnione, a bliska osoba stanowi bezpieczną przystań, przy której można zacumować, podzielić się radościami i troskami, potrafią w późniejszym życiu budować długotrwałe, stabilne związki. Łatwiej także o otwarte wyrażanie emocji i potrzeb, o wysoki poziom pewności siebie, niezachwiany nawet w momentach bycia samotnym. Szacuje się, że taki styl charakteryzuje około 2/3 wszystkich rodzin.
Istnieją bowiem też typy przywiązania określane jako nieadaptacyjne – utrudniające lub wręcz uniemożliwiające budowanie trwałych, zdrowych relacji w dorosłym życiu. Pierwszy z nich to styl lękowy, gdzie potrzeba bliskości jest na równie wysokim poziomie, co strach przed odrzuceniem. Nie wiadomo, czy rodzic będzie, gdy zdarzy się kryzysowa chwila, czy utuli dziecko, kiedy zacznie płakać (trochę jak we wciąż powtarzanej poradzie dla rodziców mówiącej, że jeśli dziecko płacze, to nie trzeba od razu do niego biec – bo wypłacze się i przestanie) i czy w ogóle zasługuje się na uwagę i miłość swojego opiekuna. To tak naprawdę ciągłe przekazywanie informacji, że na pozytywne uczucia trzeba sobie zasłużyć i tylko perfekcyjnie grzeczne i miłe dziecko jest tego warte. Człowiek, wychowywany za młodu w takiej atmosferze, już jako dorosły wciąż wierzy, że partner jest istotniejszy, że żadna relacja nie jest równa, że trzeba godzić się na liczne ustępstwa, żeby utrzymać czyjeś zainteresowanie. Inaczej, nie postępując według zasad wytyczonych przez drugą osobę, nie ma co liczyć na miłość i akceptację.
Kolejny negatywnie wpływający na umiejętność funkcjonowania w społeczeństwie styl to styl unikowy, gdzie to nie brak bliskości, a jej obecność powoduje dezorientację i skrępowanie. Wynika to z ogromnej potrzeby niezależności, ale też utrzymywania dystansu – brakuje zaufania do drugiego człowieka, poczucia, że ktoś może być jego prawdziwym przyjacielem. To osoby twierdzące, że miłość nie istnieje, mające ogromne trudności z okazywaniem czułości i wsparcia. Wolą w samotności przetrawić swoje problemy, a nie zwierzać się komuś innemu. Źródłem takich zachowań i przekonań są niedostępni, zimni opiekunowie, nierozmawiający o uczuciach, nieokazujący emocji, nieprzytulający. Ostatecznie jakakolwiek bliskość w dorosłości kojarzy się ze strachem. Bo jak poradzić sobie z czymś, czego w ogóle się nie zna?
Najrzadziej mówi się o stylu zdezorganizowanym, wykształcającym się głównie w rodzinach, w których występuje przemoc fizyczna lub emocjonalna, uzależnienia czy brak bezpiecznego środowiska dorastania. Pojawia się tu ogromna potrzeba bliskości, której towarzyszy wysoki poziom zaufania do innych, mimo zagrożeń otaczających dziecko. Łatwo tu później o zbyt wielką wylewność, zbyt dużą ufność w stosunku do innych, połączoną z lękiem przed byciem odrzuconym.
Mimo że środowisko rodzinne czasami rzuca kłody pod nogi i nie ułatwia funkcjonowania w społeczeństwie, nie jest tak, że w dorosłości nie ma się wpływu na sposób budowania relacji z innymi. Style nieadaptacyjne można zastąpić tym bezpiecznym, gwarantującym największy komfort w życiu codziennym. Wymaga to oczywiście ogromnej pracy, wspieranej przez psychologów i psychoterapeutów, a także bliskie osoby, inne niż rodzice, mogące pokazać, że ludziom warto ufać, a relacje zazwyczaj bywają satysfakcjonujące.
Nie ma jak u mamy
Intensywny stres we wczesnym dzieciństwie związany z brakiem bezpiecznej więzi z opiekunami wpływa na niemal wszystkie sfery życia: od funkcjonowania emocjonalnego po zdolności poznawcze. Brak rozmów o tym, co się czuje, nie sprawia, że taki mały człowiek przestaje odczuwać smutek, złość czy zawód. Przyczynia się to jedynie do braku umiejętności okazywania swoich emocji w kolejnych etapach życia, a przez to – trudności w wyrażaniu i radzeniu sobie z gniewem, zachowywanie wszelkich trosk dla samego siebie, poczucie, że negatywne odczucia nie mają prawa bytu. Wiadomo, że to nie prawda – wszystkie emocje o czymś mówią, a możliwość swobodnego ich wyrażania pozwala na budowanie głębokich więzi opartych na zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa. Unikanie rozmów o tym, co boli i cieszy, przyczynia się także do trudności w rozwoju empatii oraz rozpoznawaniu emocji u innych. Nie da się bowiem tego zrobić bez treningu – skąd dorosły ma wiedzieć, co oznacza dany wyraz twarzy, jeśli w dzieciństwie nikt mu tej wiedzy nie przekazał?
Bliskość i zdrowe budowanie relacji z dzieckiem jest niezwykle istotnym elementem rozwoju człowieka. Poczucie bycia otulonym miłością i wsparciem pozwala na rozwinięcie pozytywnej samooceny i zbudowanie zaufania do samego siebie oraz do własnych decyzji. Czasami jednak koc ochronny, rozpościerany przez rodziców okala zbyt ciasno, a płomień ogniska domowego płonie za mocno. Ważne jest bowiem znalezienie równowagi między bliskością a nauką samodzielności. Nadmierna troska, dmuchanie na zimne („Nie biegaj tak, bo się przewrócisz!”), ciągły niepokój i lęk okazywany dziecku, sprawiają, że przestaje mieć ono przestrzeń na odnalezienie własnej tożsamości i zdobywanie nowych doświadczeń. Bezwzględne podporządkowanie dorosłym to prosta droga do rezygnacji z własnych wyborów, a co za tym idzie – niemożności wyrażenia kim tak naprawdę się jest.
Nic groźnego nie przydarzy się nastolatkowi, kiedy nie pozwoli mu się kolejny raz wyjść ze znajomymi na ognisko. Nie zdarzy się też raczej nic dobrego – powtarzanie, że świat zewnętrzny pełen jest zagrożeń, uniemożliwianie socjalizacji z rówieśnikami prowadzi jedynie do zamknięcia i, być może, trudności w kontaktach z ludźmi w późniejszym życiu. Niezwykle łatwo też o utratę naturalnej ciekawości i chęci eksplorowania świata – „mama mówi, że to niebezpieczne, więc lepiej będę trzymać się z daleka”.
Balans jednak da się zachować, trzeba tylko włożyć w to trochę wysiłku. Nie ma na to łatwego przepisu, istnieje jednak kilka punktów, o których dobrze pomyśleć, mając na uwadze podtrzymywanie odpowiedniego poziomu rodzinnego ciepła. Potrzebne są na pewno wspólne tradycje i aktywności – lepienie bałwana, jedzenie lodów w upalny dzień, ubieranie choinki. Tak właściwie cokolwiek, co pozwoli na zebranie wszystkich członków rodziny w jedno miejsce i spędzenie z nimi (w satysfakcjonujący dla każdego sposób) czasu.
Jednym z najważniejszym elementów jest już wspomniane niejednokrotnie rozmawianie o problemach i ich wspólne rozwiązywanie. Istotne decyzje (ale nie tylko), szczególnie dotyczące dzieci, najlepiej podejmować z ich udziałem, a najmłodsi członkowie rodziny również powinni mieć prawo głosu. Pomoże to zbudować poczucie bycia ważnym, obdarzonym zaufaniem, a przede wszystkim – mającym wpływ na to, co się dzieje.
Rozmawiać zresztą powinno się nie tylko w sytuacjach kryzysowych czy kluczowych dla rodziny. Podstawą utrzymania ogniska domowego jest wymienianie się swoimi przemyśleniami na wszelkie tematy i interesowanie czymś więcej niż to, co zjeść następnego dnia na obiad i czy trzeba wyjąć naczynia ze zmywarki. Potrzebne są rozmowy, pozwalające rzeczywiście poznać drugą osobę – o jej marzeniach, radościach i smutkach.
Ku niezależności
Otoczenie rodziny ciepłem może wydawać się nie lada ekwilibrystyką – trzeba rozmawiać, ale nie przekraczać granic, pomagać, ale nie zabierać niezależności, okazywać uczucia, ale nie bombardować miłością. Zwykle wystarczy jednak trochę intuicji i zajrzenia do źródeł na temat wychowania dzieci. Często potrzebne są pozornie niewielkie zmiany – zamiast „Nie dotykaj noża, bo zrobisz sobie krzywdę” można powiedzieć „Chodź, pokażę ci, jak to zrobić”. Zamiast „Nie płacz” czasami trzeba po prostu zapytać „Jak się czujesz? Czy coś się wydarzyło?”. Naprawdę warto się postarać, bo z rodziną można wyglądać dobrze nie tylko na zdjęciach.
Będąc już dorosłymi osobami i czując, że ciepło, którym otacza nas rodzina, jest co najmniej na dobrym lub akceptowalnym poziomie, warto nadal dbać o te relacje. Zapytać młodszego brata, co u niego słychać. Zadzwonić do babci i dowiedzieć się, jak ze zdrowiem. Dać mamie cenny prezent – nie kolię z diamentów, a wspólny wieczór w kinie albo teatrze, wyjście na kawę i porcję sernika, czy po prostu – rozmowę bez pośpiechu, zaglądania w telefon i uciekania gdzieś myślami.
Jeśli tego ciepła jednak nie ma i nigdy nie było – to czas, żeby postawić na siebie i zostawić wszystkie oczekiwania rodziny hen daleko. Bywa to niezwykle trudne i bolesne, jak zrywanie plastra z wyjątkowo mocnym klejem. Jak pisała jednak Linn Strømsborg, norweska autorka, w Nigdy, nigdy, nigdy ustami głównej bohaterki, zwracając się do matki: […] zawdzięczam ci wszystko, mimo że nie jestem ci absolutnie niczego winna. Nie prosiłam się na ten świat, lecz wszystko, co robię, muszę robić dla samej siebie. Podobnie jest w twoim przypadku – wszystkie ofiary, które ponosiłaś i które ponosisz, wynikają z twojego własnego przekonania o tym, co jest dla kogoś najlepsze – niekonieczne zaś z tego, że ktoś cię o coś prosi. Jeśli więc nie ma się ochoty na spędzanie kolejnych świąt w gronie ludzi, którzy w jakikolwiek sposób ranią – nie trzeba tego robić. Jeśli istnieją jakiekolwiek inne osoby, przyjaciele (których niektórzy nazywają „wybraną rodziną”), partner, znajomi, dający ciepło, którego się potrzebuje – bez poczucia winy można postawić na nich (a jednocześnie, tak naprawdę, na siebie). W końcu w piosence Matilda Harry Styles śpiewa: Możesz odpuścić. Możesz urządzić imprezę pełną ludzi, których znasz i nie zaprosić swojej rodziny, jeśli ona nigdy nie okazywała ci miłości [tłum. red.].