Jak przyrządzić serce młodzieńca, czym żywią się dzikie wygłodniałe świnie pozostawione same sobie, jak zrobić idealne zdjęcie martwego pupila – opowie pani Dogs i jej radosna świta spod ciemnej gwiazdy.
Każdy przed czymś ucieka. Narratorka Portrecisty psów przed sprawiedliwością. Jej przybrany syn – przed zemstą rodziny zamordowanego kolegi z wojska. Pan Goliszewski i Achilles Memling – przed odkryciem wielkiej mistyfikacji. Wszyscy w rzeczywistości bronią się przed odpowiedzialnością za własne czyny, zmieniają tożsamości jak rękawiczki, żeby jak najbardziej oddalić się od prawdziwego „ja”, a najczęściej – próbują wywinąć się śmierci, która czyha za rogiem. A czasami nawet za drzwiami pokoju.
Portrecista psów to powieść, której fabułę trudno streścić w kilku zdaniach. Można powiedzieć, że jej akcja dzieje się w czasach dwudziestolecia międzywojennego, gdzieś na Pomorzu, na pograniczu polsko-niemieckim. Można też dodać, że narratorką jest przebiegła złodziejka, kilkukrotna morderczyni i czujna fałszerka własnej tożsamości. Aktualnie przedstawia się nazwiskiem Dogs, które skradła byłemu właścicielowi przejętego przez nią zakładu fotograficznego. Nie zna się wprawdzie na fotografii, ale dość szybko udaje jej się zatrudnić Martina, portrecistę psów, który też, w istocie, nie jest tym, za kogo się podaje. Nie on jeden – kolejne strony książki Chamiera-Gliszczyńskiego to korowód postaci co chwilę ujawniających, intencjonalnie lub przypadkiem, kim są naprawdę lub, czasami, za kogo tym razem postanawiają się podawać. Można spotkać tu wiele znanych nazwisk – Schopenhauera, Karola Kotka (personalia prawdopodobnie podkradzione Karolowi Kotowi, mordercy z Krakowa), Memlinga, a także, wywodzącą się z Biblii, Jezabel.
Warto dopowiedzieć, że trup ściele się tu gęsto, a żadna z postaci nie może być pewna, czy uda jej się przechytrzyć swoich potencjalnych oprawców. Sposoby pozbywania się kolejnych „ludzkich przeszkód” bywają wymyślne – wepchnięcie do studni, poćwiartowanie i podanie ciała na obiad, uduszenie paskiem od torebki, zakopanie w Borach Tucholskich.
Nie to, kto i kiedy umiera, jest jednak najważniejsze. Istotne okazuje się, dlaczego ktoś zabija. Postacie w Portreciście psów zazwyczaj, prędzej czy później, opowiadają historię swojego życia, tym samym zdradzając pochodzenie, tożsamość i motywy postępowania. Znaczną część z nich ukształtowało niesprzyjające, zdegenerowane środowisko (brutalny ojciec, nieprzychylna matka, rywalizujące rodzeństwo), które przekazało im nie tylko smykałkę do czynienia zła, ale też skrzywiony obraz świata i więzi międzyludzkich. Nawet jeśli komuś udało się przeżyć dzieciństwo w dość dobrych warunkach, według narratorki i tak prędzej czy później dosięgną go macki „czarnego słońca” – zła, które czai się w duszach i umysłach ludzkich.
Groteska, surrealizm i duża dawka czarnego humoru są tylko pretekstem do podjęcia tematów poważniejszych, dotyczących istnienia Boga i sensowności religii, natury człowieka, moralności i wpływu środowiska na osobowość. Czasami dyskusja na te tematy podejmowana jest w sposób subtelny: autor sugeruje pewne interpretacje, daje znak, że ten konkretny fragment można zrozumieć trochę dosłowniej, niż wszystkie wcześniejsze. Zdarza się jednak, że wątki filozoficzno-moralne rozpoczynane są zbyt gwałtownie. Wkładanie bohaterom w usta dialogów, mających wyraźny charakter rozważań filozoficznych, jest zbyt dosłownym podejściem do tematu, nie pozostawiającym miejsca na domysły czy własne interpretacje. Często nie współgra to również z ogólnym charakterem powieści. Kontrast między fabułą na pograniczu koszmaru sennego i dywagacjami na temat pochodzenia zła bywa zbyt duży, przez co te poważniejsze fragmenty wydają się zbędne i odejmują lekkości reszcie utworu. Czytelnik już wplątuje się w surrealistyczną konwencję powieści, zaczyna dostrzegać i doceniać gorzką stronę prezentowanego humoru, gdy nagle pojawia się kilkustronicowy, dosłowny dialog filozoficzny. Później napięcie budowane jest od nowa, aby po jakimś czasie znów gwałtownie opaść.
Portrecista psów stanowi ciekawy eksperyment literacki – kuriozalna fabuła i żarty, z których nie wiadomo czy wypada się zaśmiać, połączone z zupełnie poważnymi rozważaniami na temat zła, moralności, życia i śmierci człowieka. Momentami brakuje wyczucia w łączeniu groteski i powagi, co często powoduje konsternację, a czasami przywodzi na myśl dzieła Bruno Schulza. Bywa zabawnie, bywa tragicznie. Bez dwóch zdań jest to lektura, o której nie wiadomo co myśleć i której długo nie można zapomnieć.
Portrecista psów Wojciech Chamier-Gliszczyński Wydawnictwo Czarne Premiera: 23.09.2020
1 comments
Comments are closed.