Łyżka dziegciu w beczce wina.
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
Zarys fabuły Na rauszu Thomasa Vinterbergabrzmi całkiem komediowo – czterech znajomych, nauczycieli z duńskiego gimnazjum, postanawia przeprowadzić eksperyment polegający na utrzymywaniu stałego poziomu alkoholu we krwi. Przyświeca im sugestia fińskiego psychiatry i filozofa, Finna Skårderuda, zgodnie z którą człowiek, do osiągnięcia optymalnego poziomu funkcjonowania, powinien cały czas utrzymywać stan lekkiego rauszu, czyli pół promila alkoholu. Są tu więc dwa elementy – zabawna strona nauki, w której jest miejsce na nawet najbardziej kuriozalne stwierdzenie (tak naprawdę to, co powiedział Skårderud, jest raczej anegdotą, niż poważnie traktowaną teorią) i czterech przyjaciół bawiących się coraz lepiej podczas eksperymentu. Sytuacja zdaje się więc bardzo komiczna. Problem jednak w tym, że wcale taka nie jest.
Pij więcej, pracuj lepiej
Martin (Mads Mikkelsen) to wypalony zawodowo, znudzony życiem nauczyciel historii. Coraz wyraźniej dostrzega, że dawno przestał być osobą, którą był w młodości – porzucił pasje, a ambicje zawodowe przepadły w zderzeniu z rutyną ojcostwa. Do tego nie dogaduje się z żoną (właściwie prawie w ogóle z nią nie rozmawia) i nie ma zbyt wielu przyjaciół. Jedynymi osobami, z którymi jeszcze się spotyka, są jego koledzy z pracy, również z zawodu nauczyciele. Do grupy tej należą: Tommy (Thomas Bo Larsen), rozwodnik mieszkający z psem; Nikolaj (Magnus Millang), ojciec dwójki małych dzieci, nie do końca radzący sobie z rolą rodzica i Peter (Lars Ranthe), o którym wiadomo właściwie tylko tyle, że jest samotny i kocha muzykę.
Umawiają się, że będą pić tylko w godzinach pracy, nie po godzinie dwudziestej i nie w weekendy, nie będą też przekraczać ustalonego poziomu odurzenia. Nie chcą przecież wpaść w alkoholizm.
W Na rauszu na próżno szukać wybuchów wielkich emocji, szczególnie w scenach, gdy wszyscy bohaterowie są trzeźwi. Nie powinno to dziwić, temat przewodni filmu stanowi w końcu wszechobecny marazm i brak powodów do radości, sprawiające, że cała czwórka dołącza do zaproponowanego przez Nikolaja eksperymentu. Wszyscy czynią to bez większych obaw, wierząc w to, że pół promila alkoholu we krwi rzeczywiście pomoże w rozwiązaniu nękających ich problemów. Umawiają się, że będą pić tylko w godzinach pracy, nie po godzinie dwudziestej i nie w weekendy, nie będą też przekraczać ustalonego poziomu odurzenia. Nie chcą przecież wpaść w alkoholizm. Pierwsze efekty są obiecujące, na tyle, że że zaczynają coraz bardziej przesuwać granice; próbują jednego promila, indywidualnej dawki, stanu maksymalnego upojenia. Im częściej i więcej mężczyźni piją, tym więcej emocji zaczynają wyrażać.
Jeszcze jeden kieliszek szampana
Siłą Na rauszu jest subtelność przekazu. Vinterberg nie demonizuje alkoholu, nie próbuje nikogo przekonać, że należałoby żyć w całkowitej abstynencji. Pokazuje jedynie (a może aż), jak bardzo zakorzeniona jest w ludziach kultura picia i jak wstydliwy problem nadal stanowi alkoholizm. Anika, żona Martina, w pewnym momencie mówi: Nie przeszkadza mi to, że pijesz. Cały kraj chleje na potęgę. Ale teraz wszyscy o tobie wiedzą.
Na rauszu to również w pewnym sensie film schematyczny, co w tym przypadku paradoksalnie nie stanowi jego wady. Na zmianę pojawiają się podobne sekwencje scen: spotkanie przyjaciół w kameralnym gronie – przeniesienie imprezy do lokalu – nocne, zwariowane pomysły – trudny poranek. Stateczne, powolne, przygaszone, pełne ciszy i niewypowiedzianego żalu sceny przeplatają się bezustannie z tymi dynamicznymi, kolorowymi, pełnymi muzyki, ludzi, śmiechu i zabawy. W tych pierwszych, jeśli pojawia się muzyka, to najczęściej są to utwory Czajkowskiego i Szuberta, a obok niej – kolejne kieliszki whisky, wina czy szampana. Dopiero wtedy, po kilku łykach wysokoprocentowego alkoholu, wszyscy i wszystko ożywa, nabiera barw.
Chociaż momentami wydawać by się mogło, że w filmie niewiele się dzieje, skutki pozornie nic nieznaczących wyborów bohaterów ujawniają się później. Nie ma scen pozbawionych sensu, zupełnie nieistotnych. Wszystko jest ważne i dlatego, mimo stateczności i powolnego rozwoju akcji, dzieło wymaga od widza ciągłej uwagi. Ostatecznie seans kończy się z poczuciem wyczerpania emocjonalnego, a może wręcz bycia na kacu.
Tym, co niekoniecznie może przypaść do gustu widzom przyzwyczajonym do ekspresji charakterystycznej dla Hollywood, jest pewien chłód emocjonalny, sporadyczne wyrażanie uczuć w bezpośredni sposób. Film został zrealizowany jednak przez duńskiego reżysera, role odegrane przez skandynawskich aktorów, a całość miała odzwierciedlać realia Danii – trudno więc tutaj o ciepło.
Tym, co niekoniecznie może przypaść do gustu widzom przyzwyczajonym do ekspresji charakterystycznej dla Hollywood, jest pewien chłód emocjonalny, sporadyczne wyrażanie uczuć w bezpośredni sposób. Film został zrealizowany jednak przez duńskiego reżysera, role odegrane przez skandynawskich aktorów, a całość miała odzwierciedlać realia Danii – trudno więc tutaj o ciepło. Prezentowane zachowania są więc naturalne i całkowicie zrozumiałe dla pierwotnej grupy odbiorców. Trudno również oczekiwać, żeby postacie zastygłe w magmie codzienności wykrzykiwały co chwilę, co im leży na sercu. Być może przez to bohaterowie wydają się tak zwyczajni – reagują na wszystko jak zwyczajni ludzie, bez przerysowanej mimiki czy ciągłej potrzeby mówienia. Gra aktorska odzwierciedla po prostu realia życia pozbawionego jakichkolwiek radości.
Film Vinterberga można interpretować na wiele różnych sposobów. Jedni dostrzegają w nim celebrację życia, przełamanie nudy i marazmu, odkrycie siebie. Drudzy – dramat związany z nadużywaniem alkoholu, problemy wynikające z tak dużej dostępności napojów wyskokowych i opieraniu na nich większości spotkań towarzyskich. Prawda jest, jak zwykle, gdzieś pośrodku. Losy bohaterów trzeba śledzić ze szczególną uwagą, żeby nie potraktować Na rauszu jako kolejnej komedii opartej na głupawych gagach związanych z imprezowaniem.
Wyróżnienie: REWERS POLECA
Na rauszu (tytuł oryg.: Druk)
Reżyseria: Thomas Vinterberg
Scenariusz: Thomas Vinterberg/Tobias Lindholm
Premiera (Polska): 19 marca 2021