Clint Eastwood – od zbieracza butelek do najdłużej aktywnego zawodowo filmowca świata.
Grafika okładkowa: Jadwiga Wąsacz
Clint Eastwood nie miał łatwego dzieciństwa ani życia usłanego różami. Wychowywał się w dość typowej, amerykańskiej rodzinie. Ojciec pracował jako wędrowny robotnik, w związku z czym dużo podróżował razem z synem. Nic nie zapowiadało przyszłej, błyskotliwej kariery. Po latach aktor wspominał, że w szkolnym przedstawieniu zagrał jedynie raz. Gdy skończył edukację i odbył, obowiązkową wówczas dla wszystkich młodych Amerykanów, służbę wojskową, swoje ambicje skierował jednak w stronę sztuki filmowej. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, decyzja ta zaważyła na jego przyszłości i obliczu amerykańskiego kina.
Od zera do Człowieka bez Nazwiska
Po serii epizodycznych ról telewizyjnych, na młodego i niedoświadczonego, ale wyróżniającego się wzrostem, aktora zwrócił uwagę włoski reżyser Sergio Leone, który powierzył mu główną rolę w swoim filmie Za garść dolarów. Co prawda, fabuła tego dzieła może wydawać się banalna – do małej wioski, gdzieś na pograniczu Stanów Zjednoczonych i Meksyku, przybywa tajemniczy, uparcie milczący rewolwerowiec, postanawiający wykorzystać spór dwóch miejscowych gangów dla własnej korzyści.
Aktualnie przeciętny widz nie zdaje sobie sprawy, jak wielkim powiewem świeżości na rynku filmowym była ta produkcja oraz jej dwie kontynuacje: Za kilka dolarów więcej oraz Dobry, zły i brzydki. Filmy te zyskały miano „dolarowej trylogii” i zapoczątkowały nowy gatunek w historii kina – spaghetti western. Do tej pory westerny kręcili niemal wyłącznie Amerykanie, a w latach 60. ten sztandarowy wcześniej nurt w sztuce filmowej przeżywał widoczny kryzys. Produkcji tego rodzaju powstawało dalej całkiem dużo, w znakomitej większości były jednak oparte na tym samym schemacie – starcia dobrego stróża prawa (najczęściej szeryfa) z bandytami. Ponadto obowiązywał wówczas tzw. Kodeks Haysa, czyli zbiór zasad, który związywał twórcom ręce w kwestii bardziej realistycznego ukazania przemocy i problematyki erotycznej na ekranie (więcej o Kodeksie Haysa w artykule Dominika Tracza Nagość w kinie). Trylogia Leone zrewolucjonizowała gatunek także pod tym względem. Eastwood we wszystkich jej częściach grał w gruncie rzeczy tę samą postać, tajemniczego człowieka „bez nazwiska”, mającego więcej wspólnego z cynicznym rzezimieszkiem niż romantycznym poszukiwaczem przygód. Jego oszczędny sposób gry, rzadkie, cedzone z trudem zdania oraz ironia, również w stosunku do płci pięknej, budziły szok u widzów nawykłych do klasycznych amantów złotej ery kina.
Kowboj na miejskim bruku
Po spektakularnym sukcesie „trylogii dolarowej” posypały się propozycje z Ameryki. Eastwood przyjmował role żołnierzy-twardzieli w pseudowojennych, i może słusznie dziś już nieco zapomnianych, widowiskach jak Tylko dla orłów czy Złoto dla zuchwałych. Nadal grywał także w westernach. Prawdziwa sława miała jednak nadejść z zupełnie innej strony.
Lata 70. nie były dla USA zbyt szczęśliwe. Wojna w Wietnamie, rewolta hipisów oraz kolejne afery na najwyższych szczeblach władzy nie nastrajały społeczeństwa zbyt życzliwie w stosunku do rządu. Trzeba było kogoś, kto przywróciłby ludziom wiarę w utracony porządek moralny. Wówczas na arenę wkroczył Brudny Harry. Ten kreowany przez Clinta tytułowy inspektor policji z San Francisco kierował się w życiu twardym kodeksem etycznym, a do przestępców najpierw strzelał, zamiast próbować ich zatrzymać. Władze i przełożeni nie byli zachwyceni, ale gdy miasto zaczął terroryzować maniak celujący do obywateli z dachów i domagający się ogromnego okupu, nikt inny nie wydawał się odpowiednim kandydatem, by stawić mu czoła. Zachowania głównego bohatera, stwarzające pozory samosądu wobec przestępców, wywołały liczne kontrowersje. Stały się one na tyle silne, że już rok później powstał sequel przygód Harry’ego, Siła magnum, o zupełnie innej wymowie. W tej produkcji bowiem główny bohater tropił grupę policjantów wykonujących wyroki na uwolnionych przez przekupne sądy gangsterach. Cykl o Harrym Callahanie doczekał się kolejnych, mniej udanych części. Stanowił też prawdziwy przełom w dziejach kina akcji, o czym świadczą powstałe później podobne produkcje w tym m.in. popularny cykl z Melem Gibsonem – Zabójcza broń. Ponadto postać nowoczesnego, wielkomiejskiego „szeryfa” wykreowana przez Clinta, przywróciła, przynajmniej częściowo, wielu widzom poczucie wiary w sprawiedliwość oraz zaspokoiła potrzebę oglądania mocnych protagonistów filmowych, których w dobie kina kontestacji było coraz mniej.
Miękka dusza twardziela?
Z biegiem lat Eastwood zaczął szukać dla siebie nowych wyzwań. Jego oszczędny styl gry i kolejne kreacje twardych bohaterów zmęczyły krytykę, która zaczęła wyrzucać mu „drewniactwo”. Skupił się więc na reżyserowaniu filmów, odnosząc z czasem coraz większe sukcesy w tej dziedzinie. W 1992 r. jego antywestern, stanowiący swego rodzaju podsumowanie własnych kowbojskich ról, Bez przebaczenia, zdobył cztery Oscary, w tym dla najlepszego filmu i reżysera. Trzy lata później Eastwood zaskoczył publiczność nastrojowym melodramatem Co się zdarzyło w Madison Country, gdzie wystąpił w roli uwodziciela Meryl Streep. Dla widzów przyzwyczajonych do chłodnego emocjonalnie, dystansującego się od kobiet, wizerunku aktora, był to prawdziwy szok. Jednocześnie jako reżyser wypracował swój własny, pełen wydarzeń stanowiących powody do emocjonalnych wzruszeń, styl. Opowiada w nim konkretne, raczej osadzone w dobrze znanych przeciętnemu amerykańskiemu widzowi prowincjonalnych realiach, historie. W 2004 r. kolejną pulę czterech oscarowych wyróżnień zdobyła historia kobiety zawodowo uprawiającej boks, o wiele mówiącym tytule – Za wszelką cenę.
Mimo podeszłego wieku Clint zdaje się nie spuszczać z tonu, a kolejne filmy, takie jak Gran Torino czy Przemytnik, tylko to potwierdzają. Wydaje się zatem oczywiste, że najstarszy czynny zawodowo gwiazdor Hollywood nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.