Po głośnej akcji #MeToo temat gwałtu i napaści seksualnych wybił się na pierwsze strony gazet, prowokując do refleksji nad sensownością współczesnego systemu karnego. Niedawno duńscy ustawodawcy zredefiniowali pojęcie gwałtu, które od teraz będzie opierało się na braku zgody jednej ze stron, tymczasem wrocławski sąd stwierdza, że nic poważnego się nie dzieje, gdy ofiara nie krzyczy. Po seansie I MAY DESTROY YOU nie da się pozostać obojętnym.
Pomimo dosyć trudnej tematyki reżyserce (Michaeli Coel, która zarazem jest odtwórczynią głównej roli) udało się nie zmiażdżyć widzów powagą swojego dzieła. I MAY DESTROY YOU to wielowymiarowe doświadczenie, które funduje prawdziwy rollercoaster emocji, przeżyć, a zarazem prowokuje do myślenia i zadawania sobie pytań. Nieraz wpędza w zakłopotanie, zasiewając ziarno niepewności i strasząc uczuciem dyskomfortu, które jednak nie pozostawia po sobie niesmaku, a jedynie dziwną satysfakcję, że pozostaje się jedynie obserwatorem, a nie (na szczęście) uczestnikiem przedstawianych wydarzeń.
Po premierze serial ten przemknął wszystkim koło nosa, nie wzbudzając większego zainteresowania. Błędnie. Trudno wskazać, co mogło go w tamtym momencie przyćmić. Jest to zdecydowanie jedna z lepszych produkcji tego sezonu, której siła powinna rezonować znacznie dłużej niż dwanaście tygodni emisji. I MAY DESTROY YOU w inteligentny sposób obnaża kulturę gwałtu. Obnaża, jak bardzo spowszedniało nam tańczenie na granicy tego, co można jeszcze uznać za dopuszczalne, a co już powinno być piętnowane i negowane, choć tak się nie dzieje. Robi to dobitnie boleśnie, ale nie bez dawki humoru, która wydaje się niezbędna, aby przetrwać. Przede wszystkim naświetla problem przekraczania granic w relacjach partnerskich, porusza problem gwałtu, jego postrzeganie, odczuwanie, przeżywanie oraz – w końcu – radzenia sobie z traumą.
Gorączka sobotniej nocy
Sama warstwa wizualna serialu zasługuje na uwagę. Liczne nocne ujęcia budują niepowtarzalny klimat, który absorbuje widza całkowicie. Celnie dobrana muzyka nadaje rytmu ułatwiający poruszanie się się po ukazywanym świecie. Bliskość bohaterów, których da się zarazem lubić jak i nienawidzić, również wpływa na współodczuwanie podbijające efekt bliskości budowanej przez sposób narracji. Widz ma wrażenie, że sam uczestniczy w przedstawianych mu wydarzeniach. Dostaje szansę bliższego przyjrzenia się bohaterom, którzy ukazywani są często w bardzo intymnych sytuacjach. Przygląda się im wtedy, gdy pozostają sami, kiedy walczą ze swoimi myślami, kiedy mają szansę przygotować swoją kreację, którą pokażą innym, bądź wtedy, gdy starają się zrozumieć to, co właśnie im się przydarzyło. Te drobne momenty są niezwykle istotne.
Chociaż fabuła skupia się przeważnie na przeżyciach Arabelli (granej przez Michaelę Coel), niektóre odcinki odsłaniają więcej szczegółów na temat życia jej przyjaciół – Terry oraz Kwame, którzy w odmienny sposób doświadczają przekroczeń granic w sferze seksualnej. Bella zostaje zgwałcona w trakcie wyjścia na miasto ze znajomymi. W tej sytuacji nie podlega dyskusji, że to ona jest ofiarą, która ma pełne prawo używać tego słowa wobec siebie. W powietrzu jednak zawieszone zostaje pytanie kto jest odpowiedzialny za taki, a nie inny bieg wydarzeń po blackoucie dziewczyny. Czy tylko osoba, która dosypała jej czegoś do drinka? Czy może także znajomi, którzy nie zainteresowali się jej stanem, a może i w pewnym stopniu byli zamieszani w tę sytuację?
Nie tylko rozrywka
Istotnym elementem tej historii jest również to, że bohaterowie są w większości czarnoskórzy. Nie zabrakło więc w serialu wątków równościowych ukazujących dyskryminację oraz stereotypowe postrzeganie ludzi kolorowych. Co ważne, nie jest to główny filtr, przez który ogląda się wydarzenia. Czasem kolor skóry bohaterki nie ma najmniejszego znaczenia, gdyż widzimy w niej siebie, swoją znajomą, kogoś bliskiego. Chyba o taką równość w kulturze właśnie walczy ruch Black Lives Matter. Emancypacja nie dotyczy tu jednak jedynie koloru skóry. Znormalizowane w serialu zostały również rzeczy dosyć oczywiste, a jednak nadal nieuznawane za standardowe. Przykładowo bardzo rzadko ukazywana w filmach scena seksu w trakcie okresu (!), który jest czymś powszechnym i wcale nie obrzydliwym. Tak samo jak zadbanie o to, by partner zabezpieczył się przed stosunkiem, co w praktyce jest niezwykle ważne, w szczególności w przypadku one-night standów.
Wszystko, co spotyka ludzi bez wcześniejszej zgody w kontekście naruszania intymności, jest napastowaniem. Granicę można przekroczyć słowem, gestem, niepożądanym zachowaniem w łóżku, nawet pomimo wcześniejszej zgody na seks.
Nie bez powodu znaczenie ma podkreślenie, że Bella może nazywać się ofiarą. Nie jest do końca oczywiste, kiedy ktoś zyskuje prawo do użycia tego słowa wobec siebie w oczach społeczeństwa, ponieważ nadużycia seksualne to niezwykle szerokie spektrum zachowań, co można zaobserwować na przestrzeni całego serialu. Wniosek w tym przypadku nasuwa się sam. Wszystko, co spotyka ludzi bez wcześniejszej zgody w kontekście naruszania intymności, jest napastowaniem. Granicę można przekroczyć słowem, gestem, niepożądanym zachowaniem w łóżku, nawet pomimo wcześniejszej zgody na seks. Nadal nie jest to dla wszystkich oczywiste. Nadal nie jest to dla wszystkich zrozumiałe, co prowadzi do cichego przyzwolenia na catcalling czy inne „łagodniejsze” formy nadużyć. Brak zrozumienia, powtarzanie do znudzenia banałów: przecież nic się nie stało, do niczego nie doszło, nie włożył w ciebie w swojego penisa, jesteś przecież mężczyzną, sama się na to zgodziłaś i oczywiście sama się o to prosiłaś.
Po przerażeniu, dezorientacji, strachu przychodzi złość, bezsilność i brak możliwości odwrócenia tego, co się już wydarzyło. Złość na oprawcę i tych, którzy pozwolili na to, by wydarzyły się rzeczy, które nie powinny nigdy mieć miejsca, a także złość na tych, którzy nie traktują tego poważnie.
Wszechobecna kultura gwałtu przyzwyczaiła ludzi do patologicznych zachowań, dając sprawcom pozwolenie oraz siłę na dokonywanie kolejnych przekroczeń. To wywołuje złość. Arabella jest jej symbolem.
Czego nie widać na pierwszy rzut oka
Zgodnie z raportem Fundacji na Rzecz Równości i Emancypacji STER aż 87% badanych kobiet doświadczyło jednej lub kilku form molestowania seksualnego, a jedynie mniej niż 5% z nich zgłosiło ten przypadek policji. Według badania CBOS 25% osób zatrudnionych bądź uczących się było ofiarami molestowania, a jednak nadal problem ten jest bagatelizowany. Wszechobecna kultura gwałtu przyzwyczaiła ludzi do patologicznych zachowań, dając sprawcom pozwolenie oraz siłę na dokonywanie kolejnych przekroczeń. To wywołuje złość. Arabella jest jej symbolem.
Złość to siła niszczycielska i nieposkromiona. To siła, która porywa tłumy, łączy w trudnych przeżyciach, raz motywuje, a innym razem popycha do czynów, których nie popełnilibyśmy w innej sytuacji. Bella przeżywa wszystkie możliwe emocje związane z doświadczeniem gwałtu. Jest wściekła na białych mężczyzn, którzy trzymają pieczę nad obyczajowością, prawem, systemem edukacyjnym. Nie jest kryształowa, również popełnia błędy. Gubi się w swoim uporze i emocjach, zdaje się być realną osobą, a nie jedynie wykreowaną postacią. Widz razem z nią daje się ponieść falom emocji i przeżyć, by ostatecznie wybrać swoje zakończenie tej historii.
Podobnie jak w rzeczywistości złość jest uzasadniona. Jedynie w 8 z 31 państw europejskich definicja gwałtu opiera się na braku zgody. W polskim prawie gwałt definiowany jest poprzez zaistnienie „rzeczywistego, a nie pozornego” oporu ze strony ofiary, a brak zgody ma być manifestowany „przez głośne protesty, prośbę lub krzyk”. Do tego właśnie zapisu odwołał się wrocławski sąd, skazując 26-letniego gwałciciela na rok więzienia w zawieszeniu, opierając swój wyrok na fakcie, że 14-letnia ofiara w trakcie stosunku nie protestowała. Cała sytuacja wywołała odzew w kręgach feministycznych (i nie tylko), rozpoczynając akcję pod hasłem #jateżniekrzyczałam. Niestety nadal nie ma w polskim prawie ani słowa na temat świadomej zgody na seks, bez której każde naruszenie powinno być traktowane jako napastowanie. Taka zmiana znacząco przyczyniłaby się do uproszczenia procesów dotyczących wykorzystywania osób pod wpływem alkoholu bądź innych środków odurzających.
W kręgach feministycznych już od jakiegoś czasu podnosi się świadomość granic, które mamy prawo, a nawet obowiązek stawiać. I granice te nie dotyczą tylko i wyłącznie mojej płci.
I MAY DESTROY YOU stało się dla mnie, jako widza, feministki, starszej siostry i córki, zapalnikiem. Coel w sensowny sposób wskazuje słabe punkty w murze, który sami sobie wybudowaliśmy, żeby uchronić się przed prawdą. Po seansie coś we mnie pękło, kiedy sama uświadomiłam sobie, ile zachowań, obserwowanych na domówkach, w barach, wśród moich znajomych, wcale nie jest normalnych. W kręgach feministycznych już od jakiegoś czasu podnosi się świadomość granic, które mamy prawo, a nawet obowiązek stawiać. I granice te nie dotyczą tylko i wyłącznie mojej płci. Gwałt postrzegany jest jako dominacja mężczyzny nad kobietą, traktowany jest jako (jednak) oznaka siły samca. Co więc ma powiedzieć chłopak, który padnie ofiarą napastowania? Nie ma znaczenia, kim będzie oprawca, kobietą czy mężczyzną, on jako ofiara uznany zostanie za słabego, „niemęskiego”. To nadal ogromne tabu, które wymyka się statystykom z powodów społeczno-kulturowych. Coraz więcej kobiet ma odwagę mówić i krzyczeć o tym, że padły ofiarami napastowania. Powoli, bardzo powoli znika przeświadczenie, że to ofiara jest winna przestępstwa, że to ona sprowokowała oprawcę, podpuściła i z pewnością sama się o to prosiła. Mamy dość i nie będziemy dłużej milczeć.