…za najgłupsze zabójstwa światowej sztuki pisarstwa i postępu społecznego.
Grafika okładkowa: Dominik Tracz
Poniższy artykuł zawiera spoilery fabuły książek Achaja, 13 powodów oraz 365 dni.
Artykuł porusza następujące, potencjalnie rażące, tematy: męski szowinizm, seks, samobójstwo.
Pierwsze dwie dekady obecnego stulecia przyczyniły się do odkrycia wielu tajemnic z różnorakich dziedzin, udoskonalenia przestarzałych urządzeń (tudzież światopoglądów) oraz pozwoliły na swego rodzaju naukową rewolucję (balansującą momentami na granicy bawienia się w Boga – tekst o Neuralink i Elonie Musku wkrótce!). Trendy w książkach pozostały jednak takie same z drobnymi „ulepszeniami”. Zakazana miłość, afery rodzinne, historie o mitycznych stworach i fantastycznych krainach – nawet po tylu latach ludzie nadal pragną i doceniają powieści, w których główny wątek stanowią tego typu wydarzenia. Może ze względu na chęć zapomnienia o codziennych troskach czy potrzebę zatracenia się w magicznym świecie niosącym za sobą dreszczyk ekscytacji, którego brakuje w codziennym, szarym życiu wielu osób.
Wraz ze wzrostem popytu na książki, pisarze, nie chcąc powielać tych samych wątków, zaczęli wykazywać się coraz większą kreatywnością, równocześnie podążając za pragnieniem pozostawienia po sobie charakterystycznego śladu w literaturze. Nie każdy z autorów jednak podołał wymaganiom rzucanym przez teraźniejszego czytelnika, który jest obecnie bardziej krytyczny wobec książek przez niego „pochłanianych”. W przeciwieństwie do tych XIX w., dzisiejszy czytelnicy są o wiele bardziej wyczuleni i świadomi szkodliwości niektórych założeń w literaturze. Takich „niezdrowych” powieści jest jednak coraz więcej na rynku literackim, co jest zjawiskiem niepokojącym, gdyż młode pokolenie dorasta z takimi dziełami, częściowo tworząc obraz świata na ich podstawie. Autorzy zapominają jak ważnym elementem kształtowania zachowań społecznych są książki.
Tymczasem młodzież, szczególnie podatna na presję zewnętrzną, gruntująca swój system wartości, sięga po coraz to bardziej wymyślne pozycje. Co gorsza, wbrew powszechnemu przekonaniu, części z nich nie trzeba szukać na zapomnianych regałach: figuruje ona nawet w rankingu najlepszych sprzedaży. Poniżej zestawienie książek, które w księgarniach powinny co najmniej zostać opatrzone ostrzeżeniem „tylko dla krytycznych czytelników”.
Achaja
Prawie dwadzieścia lat temu Achaja Andrzeja Ziemiańskiego okrzyknięta została mianem powieści przełomowej dla polskiej fantastyki, dziełem, które miało otworzyć nową ścieżkę dla całego gatunku. Autor zdobył wielkie uznanie, krytycy wręcz zasypywali go komplementami, a czytelnicy – niczym małe dzieci w sklepie z zabawkami – chciwie chwytali i „połykali” tę prawie siedmiuset stronicową bestię. Jednak, jak się okazuje, nie wszystko złoto, co się świeci… Nawet jeśli już raz zostało nim okrzyknięte.
Achaja przedstawia czytelnikowi trzy historie: pierwsza dotyczy tytułowej bohaterki, księżniczki, którą macocha wyrzuciła z domu; druga losu skryby Zaana marzącego o zmianie swojego życia; ostatnia – czarodzieja Mereditha. Wraz z rozwojem akcji, losy tych trzech postaci splatają się ze sobą; krzyżują w najbardziej niespodziewanych momentach, wpływając w mniejszym bądź większym stopniu na siebie nawzajem.
Autor zdobył wielkie uznanie, krytycy wręcz zasypywali go komplementami, a czytelnicy – niczym małe dzieci w sklepie z zabawkami – chciwie chwytali i „połykali” tę prawie siedmiuset stronicową bestię. Jednak, jak się okazuje, nie wszystko złoto, co się świeci… Nawet jeśli już raz zostało nim okrzyknięte.
Główna bohaterka jest przedstawiona jako „silna” i „niezależna” kobieta, gdyż, pomimo ciągłego poniżania ze strony macochy, mężczyzn przewijających się przez całą książkę bądź też samego społeczeństwa i jego systemów, zachowuje hart ducha. Zdaje się nawet być zadowolona z losu, który ją spotyka, sprowadzającego się m.in. do zawarcia przyjaźni z własnym gwałcicielem czy zostania wojowniczką w wojsku złożonym z kuso ubranych kobiet potrafiących rozmawiać wyłącznie o tym, jak ładnie wyglądają. Należy w tym miejscu zaznaczyć również, że opisy wyglądu bohaterek, w przeciwieństwie do ich ubioru, nie są skąpe.
Wojowniczki oddają swoje ciała w każdej możliwej sytuacji, na zasadzie handlu lub w akcie przypieczętowania tudzież zawarcia rozejmu. Z perspektywy dzisiejszego czytelnika opisywanie kobiety jako silnej tylko dlatego, że spełnia wszelkie zachcianki, o które się ją poprosi, jest niedopuszczalne. Inne kobiece postacie, nie podzielające entuzjazmu Achai, są przedstawiane jako te mniej atrakcyjne i warte uwagi, a po scenach napastowań, w których ktoś je gwałcił, a one próbowały się bezskutecznie bronić, ukazuje się sytuację tak, jakby nigdy nic się nie stało. Oczywiście brak reakcji innych postaci na krzywdy dziejące się dookoła może być zabiegiem celowym, nie zmienia to jednak faktu, że ukazane tu traumatyczne sytuacje nie mają jakiejkolwiek kontynuacji, na którą zasługują. Czytelnik nie wie, czy kobiety pogodziły się ze swoim losem, zapomniały o nim czy nawet – jak Achaja – polubiły go. Oczywiście zakładając, że Ziemiański uznaje gwałt za traumatyzm. Niezaskakująca byłaby jednak informacja, że tak nie jest. Nierzadko można spotkać u ludzi (a w szczególności u mężczyzn), niestety pobłażliwe podejście do przemocy seksualnej. W co lepszych przypadkach uznają ją za coś okropnego. W co gorszych potrafi nawet paść stwierdzenie, że kobiety sekretnie o niej marzą.
Przedstawione przez Ziemiańskiego realia są osadzone w fantastycznej krainie, ale należy się zastanowić, co jest bardziej nierealne – świat przedstawiony w powieści czy kreacja postaci.
Jak prezentuje się portret mężczyzny w utworze literackim Ziemiańskiego? Zupełnie odwrotnie. Ta płeć naszkicowana została wyraziście i dokładnie – i to nie tylko pod względem wyglądu, z czym można było się spotkać w kobiecych opisach – jej przedstawiciele stanowią prawdziwie potężne, władcze jednostki. W wielu momentach refleksje bohaterów dotyczą waleczności i siły, która naturalnie stoi za płcią męską. W odróżnieniu od nich kobiety (a w szczególności żony) zdają się, według opisów, prawdziwą zakałą ludzkości, ponieważ „są głupie, doprowadzają do wojen, nie wiedzą jak satysfakcjonująco zadbać o swojego mężczyznę”. Fikcyjne postacie oczywiście mogą sądzić, co chcą, ale przy lekturze Achai można odnieść dosyć mocne wrażenie, przez m.in. narrację, że są to jawne i szczere myśli autora, a nie żadnego np. Siriusa. Przedstawione przez Ziemiańskiego realia są osadzone w fantastycznej krainie, ale należy się zastanowić, co jest bardziej nierealne – świat przedstawiony w powieści czy kreacja postaci.
Opowieść ta ma mocne, antyfeministyczne przesłanie (submisyjność, przedstawienie całej kobiecej populacji jako tej słabszej i mniej błyskotliwej), które autor próbował zgrabnie ukryć, udając, że Achaja jest tak naprawdę bardzo postępowa (ponieważ walczy o swoje). Nie sposób jednak uznać, że to nic więcej jak ładnie opakowane kłamstwa. Młode osoby, postanawiające sięgnąć po omawiane dzieło, mogą z łatwością narazić się na styczność z niemoralnym, zakrzywionym obrazem rzeczywistości, myśląc, że prawdziwa kobieta, nawet ta, która jest niezależna i silna (jak tytułowa Achaja), zawsze woli podporządkować się mężczyźnie i co za tym idzie, chętnie mu się oddawać. Docenianie i chwalenie takich dzieł przez krytyków i autorów sprawia, że pośrednio kreuje się pewne przyzwolenie na tego typu zachowania.
Dopiero jakiś czas temu (dzięki świetnemu filmikowi Kasi Babis, w którym opowiada ona o „dziele” Ziemiańskiego w bardziej humorystycznym ujęciu:
Ludzie zaczęli patrzeć z innej perspektywy na zawartość tej książki, a przede wszystkim na jej alarmujące przesłanie. Warto zwrócić również uwagę na to, że sam autor nie widzi nic złego w swoim dziele i na każde zapytanie o pewne wątpliwe jego aspekty nie odpowiada, a nawet atakuje czytelników:
Oczywiście, znajdą się tacy, którzy będą bronić Achai do ostatniego tchu, mówiąc, że szybko się tę książkę czyta, historia wręcz sama biegnie, bo akcja jest wartka, a w rezultacie to tylko przyjemna i lekka historyjka. Może i jest to prawda, ale pozostaje pytanie: czy warto? Jest wiele innych przyjemnych i lekkich historii, które zwyczajnie nie są tak złe.
Tymczasem uprzednio zachwalany przez krytyków cudowny kobiecy autorytet przedstawiony w Achai jest obecnie kwestionowany, co ukazuje jak bardzo społeczeństwo się wykształciło… czy też prawie. Ostatecznie w Polsce trwają walki o coś tak fundamentalnego, jak wolność wyboru. Nadal istnieje presja bycia „prawdziwą” kobietą lub „prawdziwym” mężczyzną – te pierwsze muszą być Matkami Teresami XXI wieku i cierpieć w milczeniu, a ci drudzy nadal muszą pełnić rolę „samczych” głów rodzin oraz nigdy nie okazywać uczuć. Czy naprawdę potrzeba kolejnych dwóch dekad by ujrzeć, że takie myślenie oraz zachowanie nie jest sprawiedliwe?
13 powodów
Ograniczone poglądy bohaterów na różnorodnych poziomach (np. przedstawienie i role różnych płci w społeczeństwie), antykobiece kreacje postaci, toksyczne związki oraz normalizacja przemocy… czego jeszcze brakuje? Oczywiście, chorób psychicznych. To właśnie opis 13 powodów, czyli międzynarodowego bestsellera autorstwa Jaya Ashera.
Na kartach książki czytelnik odnajduje sylwetkę zwyczajnej nastolatki, która w konsekwencji wielu wydarzeń podjęła decyzję o odebraniu sobie życia. Pozostawia po sobie jedynie taśmy z nagraniami zawierającymi chaotyczne wyznania, dlaczego zdecydowała się na taki krok. Sam zamysł wydaje się na pierwszy rzut oka wartościowy – powieść szerzy świadomość problemów psychicznych i konsekwencji zaniedbania zdrowia umysłowego, ale sugeruje również, że samobójstwo jest dobrym wyjściem z beznadziejnej sytuacji. Bowiem Hannah, główna bohaterka, zamiast wyjawić swoje najgłębsze uczucia, sekrety oraz historie przed najbliższymi bądź winowajcami jej problemów, zdecydowała się na rozwiązanie najgorsze z możliwych.
13 powodów uwidacznia jak bardzo Hannah chciała żyć, pragnęła jedynie ujrzeć jedną pomocną dłoń skierowaną w swoim kierunku, by poczuć nadzieję na lepsze jutro i porzucić plan samobójstwa. W opowiadaniu znajduje się scena (ostatnia taśma), w której bohaterka podejmuje desperacką, finalną próbę ratowania swojego życia, postanawia porozmawiać ze swoim nauczycielem – panem Porterem. Hannah otwiera się przed nim, wyznaje to, jak się czuje, opowiada o swoich przeżyciach. Mężczyzna jednak sugeruje, że dziewczyna powinna zapomnieć o traumatycznym wydarzeniu, puścić je w niepamięć. Nie wiadomo, czy nauczyciel zanadto zbagatelizował problem czy udzielił jedynej rady, która pozwoliłaby Hannah żyć bez „łatek” w amerykańskiej szkole, w której ocenianie i wykluczanie ludzi jest naturalnym porządkiem rzeczy. Cała scena stanowi jedną z najbardziej emocjonujących w książce, to w niej bohaterka ostatecznie decyduje się popełnić samobójstwo, nie widząc innej możliwości. Czytając ją można wywnioskować, że niektórzy pedagodzy nie przykładają odpowiedniej wagi do swojej profesji, nie potrafią doradzić swoim podopiecznym. Rzeczywiście takie sytuacje mają miejsce głównie dlatego, że dorośli uważają, że „taki przeciętny nastolatek nie ma czym się przejmować”. Nie musi przecież pracować, utrzymywać rodziny, nie żył nawet wystarczająco długo, by doświadczyć prawdziwej goryczy i rozpaczy istnienia. Osoby pracujące z młodzieżą powinny być jednak bardziej empatyczne i rozważne w swoich interakcjach z osobami młodszymi – mają oni bowiem niezaprzeczalny i duży impakt na ich życie. Zadaniem nauczycieli, mimo wszystko, jest przecież wysłuchanie i pomaganie takim nastolatkom.
Dzieło Ashera dobitnie ukazuje, że czasami samobójstwo „wyzwala” osobę, która je popełnia. Co gorsza, autor wysnuwa w nim wniosek, że nie warto nawet prowadzić dialogu z autorytetami, bo tylko zbagatelizują one problemy, co w konsekwencji tylko pogorszy stan chorej osoby. Jest to niebezpieczne przesłanie, coś tak poważnego i przerażającego jak śmierć nigdy nie stanowi dobrego wyjścia z kłopotliwej sytuacji. Odkrycie swoich lęków przed drugą osobą, opowiedzenie o cierpieniach to coś trudnego, ale życie warte jest tych trudnych momentów. Zawsze znajdzie się ktoś, kto tylko czeka na sygnał świadczący o tym, że coś jest nie tak, by niezwłocznie pomóc. Czasami wystarczy to, by kogoś uratować. Warto również zaznaczyć, że samobójstwa w literaturze są często spotykanym, wrażliwym, delikatnym tematem, do którego powinno się podchodzić z najwyższą ostrożnością. Już Cierpienia młodego Wertera pokazały, że o falę samobójstw nietrudno.
13 powodów zrobiło właśnie to – zromantyzowało czyjąś śmierć, mogąc wywołać u czytelnika pewne, niekoniecznie dobre, lub nawet zamierzone przez autora przemyślenia.
Na to samo wskazują zresztą statystyki samobójstw wśród młodzieży w Polsce. W kraju, w którym w 2020 r. zginęło 814 nieletnich, tematyka odebrania własnego życia nadal jest lekceważona. Współbieżnie rynek literacki i filmowy dosyć często używa motywu samobójstwa jako narzędzia do uatrakcyjnienia swoich dzieł, nie zastanawiając się nad daleko idącym impaktem tej decyzji. 13 powodów zrobiło właśnie to – zromantyzowało czyjąś śmierć, mogąc wywołać u czytelnika pewne, niekoniecznie dobre, lub nawet zamierzone przez autora przemyślenia. Wystarczy przecież podkreślić, że dana książka posiada pewne treści, które są delikatne i ostrzec przed czytaniem, jeśli człowiek mógłby odebrać jakieś fragmenty w sposób dwuznaczny. Zamiast tego, jak często na wystawach w pobliskich księgarniach można ujrzeć całą gamę wątpliwych, dumnie stojących dzieł literackich okraszonych dopiskiem „best seller”?
365 dni
Piękna kobieta zostaje porwana przez bogatego mężczyznę, który pragnie zmusić ją do związku.
Przez porwanie.
Już na tym etapie opisu książki coś jest nie tak. Rodzi się w głowie nawet myśl, że porwana kobieta może nie mieć innego wyjścia, niż się zakochać w swoim porywaczu. Blanka Lipińska ukazała światu piękny proces rozwoju syndromu sztokholmskiego.
Na domiar złego wściekły ex chciał skrzywdzić Laurę, ale oczywiście w ostatniej chwili – niczym rycerz na białym koniu – pojawił się Massimo, który go zabił. Bardzo mafijne rozwiązanie wszelkich problemów. Schwytanie, aresztowanie przez policję i wyrok sądowy są przecież takie nudne.
Książka przedstawia ten stan psychiczny jako mechanizm bardzo naturalny: główna bohaterka (Laura) zaczyna się powoli zakochiwać w swoim prześladowcy (Massimo), gdy ten pokazuje jej, jak bardzo mu na niej zależy. Można to uznać za słodkie, jeśli zignoruje się fakt uprowadzenia jej i zdegradowania do roli zabawki, bez względu na to, że zainteresowana była już w związku. Skoro jednak partner Laury okazał się być zdradliwą osobą, która nie pilnuje swojej kobiety, to wszystko jest przecież w porządku, a jakakolwiek miłość i przywiązanie do drugiego człowieka nie mają znaczenia, wręcz nawet nie istnieją. Na domiar złego wściekły ex chciał skrzywdzić Laurę, ale oczywiście w ostatniej chwili – niczym rycerz na białym koniu – pojawił się Massimo, który go zabił. Bardzo mafijne rozwiązanie wszelkich problemów. Schwytanie, aresztowanie przez policję i wyrok sądowy są przecież takie nudne.
Toksyczny związek głównej pary bohaterów to jednak niejedyny szkodliwy aspekt tego „dzieła”. Znalazły się w nim również bezpośrednie opisy gwałtu: w jednej z początkowych scen Massimo zmusza stewardessę do czynu seksualnego. Podobne wątki oczywiście nierzadko pojawiają się w innych powieściach, jednak zabieg służy zazwyczaj ukazaniu bohatera jako negatywnego, a przynajmniej niemoralnego. W 365 dniach autorka użyła jednak gwałtu jako narzędzia mającego na celu sportretowanie mężczyzny – dyktatora, samca alfa, który dokładnie wie czego chce i bezwzględnie dąży do tego, by to dostać. Nie potępiła czynu, spowodowała wręcz, że czytelnik może sądzić, iż gwałt to coś, co zdarza się na porządku dziennym, przez co powinno się go akceptować. Zapomniała jednak w swojej wypowiedzi o fakcie, że każdy akt seksualny bez obopólnej zgody jest czynem karalnym.
Nie można z kolei mówić o jakimkolwiek przyzwoleniu ze strony kobiety, gdy czyta się sceny erotyczne z udziałem głównej bohaterki. Massimo zmusza Laurę, podczas jednego z ich pierwszych stosunków, do seksu analnego, a co za tym idzie, do penetracji bez żadnego przygotowania. To powinno sprawiać kobiecie dyskomfort, ale okazuje się, że Laura czuje się w zaistniałej sytuacji fenomenalnie. Całość opisu wydaje się tutaj wyjątkowo nierealistyczna. Nie sposób również zapomnieć o tym, że w innej scenie Massimo wszczepia porwanej kobiecie, gdy ta jest nieprzytomna, implant jako środek antykoncepcji, co stanowi bezpośrednią i równocześnie nielegalną ingerencję w ciało drugiego człowieka. Mimo tego Laura jest szczęśliwa i nie zadaje pytań, bo satysfakcjonuje ją to, że przynajmniej nie musi przejmować się kupowaniem prezerwatyw oraz dyskomfortem związanym z ich używaniem.
Powieść Lipińskiej ukazuje relację miłosną bardzo przedmiotowo – mężczyzna chce zabawkę, więc prędzej czy później ją dostaje. Czyny poświadczające siłę uczucia nie powinny polegać jednak na kupowaniu rzeczy ani morderstwie osób sprawiających zagrożenie. Obojętnie w jak szlachetnym celu i jak ładnie opisane, zabicie drugiego człowieka jest niemoralne. Tym bardziej, że pobudki Massima do dokonania czegoś takiego były same w sobie niezdrowe – oparte bardziej na jego zaborczości względem Laury, niż szczerej trosce o jej bezpieczeństwo.
Upiększanie toksyczności relacji Laury z jakimkolwiek obiektem jej miłosnych uczuć jest mocno alarmujące, czytelnik zaczyna się nawet zastanawiać, kto bardziej potrzebuje pomocy dobrego terapeuty.
Kolejne części serii nie zacierają złego wrażenia. Laura kolejny raz zostaje wmieszana w podejrzaną relację z innym mężczyzną, niejakim Nacho, który również ją porywa – w przypadku tej relacji ponownie pojawia się wątek syndromu sztokholmskiego. Massimo oczywiście nie jest zadowolony z tak przewrotnego (bo kto by się spodziewał?) obrotu spraw, więc jak na porządny, zdrowy związek przystało, czuje zazdrość i w akcie zemsty zabija Laurze psa. Upiększanie toksyczności relacji Laury z jakimkolwiek obiektem jej miłosnych uczuć jest mocno alarmujące, czytelnik zaczyna się nawet zastanawiać, kto bardziej potrzebuje pomocy dobrego terapeuty – wspomniani wyżej mężczyźni czy raczej sama główna bohaterka, która wielokrotnie (mniej lub bardziej świadomie) wchodzi w niebezpieczne, wątpliwe relacje.
Pod latarnią
Jest wiele książek na świecie, które zapewne okazałyby się jeszcze lepszymi przykładami opisanych powyżej problemów, jednak wymienione tytuły stanowią obecnie najbardziej popularne czytadła. Oczywiście nie chodzi tutaj o demonizowanie wspomnianych pozycji, a raczej o zwrócenie uwagi na pewne kluczowe i równocześnie szkodliwe aspekty, które nie powinny być zbywane prostym „to tylko książka, to nie jest prawdziwe!”. Gdy nie jest bowiem podkreślona ewidentność pewnych zachowań/poglądów jako należących do postaci fikcyjnej, a nie do autora, linia moralności w ludzkich głowach, zwłaszcza tych mniej krytycznych, może się zatrzeć. Trudno odróżnić świat realny od fasadowości zamieszczanych w wielu powieściach motywów. Istnieje ryzyko, że czytelnik oprze swój światopogląd na relacjach i zjawiskach przedstawionych w czytanej książce i przyczyni się, nawet nieświadomie, do szerzenia zła.
Dlatego – drogi Autorze – ostrożnie.
Dlatego – drogi Czytelniku – ostrożnie.