Podróż po Rosji wyprowadzająca nas poza schematy postrzegania największego państwa świata. Rejs w samo centrum bolączek, wyobrażeń i pragnień jego mieszkańców. Lot pełen perturbacji, niczym dzieje opisywanego narodu. W skrócie – Miasto biesów.
Grafika okładkowa: Paulina Bala
Już na samym wstępie, abstrahując od detali i końcowych efektów, autorowi należy się wielka owacja. Wielka jak cała Matuszka Rasija, a nawet jak poziom złożoności rosyjskiej tożsamości narodowej (sic!). Bo to właśnie jej opisania, choć z udziałem jednego tylko bohatera, podjął się autor książki Miasto biesów – Albert Jawłowski.
Nim jednak przystąpi się do lektury, warto zdefiniować własne wyobrażenia nt. rosyjskiej kultury, tożsamości, pragnień, stylu życia i opinii na różnorakie tematy. Słysząc „Rosja”, pojawia się zapewne większości społeczeństwa kilka obrazów, duże poparcie dla współczesnego cara – Władimira Władimirowicza, wzmacniane kolejnymi litrami wlewanego w siebie przezroczystego, wysokoprocentowego alkoholu, zachwyt nad dziewięciomajowym pokazem militaryzmu i potęgi państwa, lekki neoimperialny sentyment dla epoki minionej. A wszystko to zbudowane na chrześcijańskim fundamencie prawosławia i idei Wielkiej Rusi. Młodzież zaś nasza wyobraźnia może zwizualizować jako ubranych w przyozdobione trzema paskami dresy, ludzi słuchających techno, prowokujących niedźwiedzie, wspinających się na wysokie budynki i robiących inne niebezpieczne wyczyny. Za to dla ludzi nie z ruskiego miru, a ledwie prigranicy – bardzo niebezpieczne. Wszystko to oczywiście w asyście i entuzjastycznej zachęcie wspomnianego wcześniej alkoholu. Barwne to wyobrażenia. Czy są jednak jakkolwiek realne? I tak, i nie. Jak to w odpowiedziach na pytania o rosyjską tożsamość już bywa.
Opowiadając o dzisiejszej Rosji, autor świetnie operuje obrazami oraz symbolami. Głównym obszarem opowieści jest syberyjski Jekaterynburg. Miasto, w którym ulica Feliksa Dzierżyńskiego – pierwszego szefa Czeka, tajnej policji, tej której funkcjonariusze dokonali morderstwa na ostatnim Mikołaju II i jego rodzinie – krzyżuje się z ulicą… Carską. Zbrodnia ta dokonała się właśnie w jekaterynburskim domu inżyniera Ipatjewa, gdzie dziś pomnik osoby dowodzącej tą zbrodnią – Jakowa Swierdłowa – dumnie spogląda na plakaty przedstawiające Mikołaja II i jego rodzinę rozwieszane z okazji „Carskich Dni” – święta zorganizowanego dla uczczenia setnej rocznicy tragedii. Czy jest to świadome wyeksponowanie pomników historii, mających ukazać dzieje Rosji (czy też wszelkich jej państwowych wariacji), w sposób obiektywny? Według autora, nic bardziej mylnego. W Jekaterynburgu leży również ulica Kraula. Nie byłoby w tym nic intrygującego, gdyby nie fakt, że żaden mieszkaniec miasta, czy całej nawet Rosji, nie udzieli odpowiedzi na pytanie kim ów Kraul był. Nie chodzi tu o styl pływacki, a o pomyłkę kartografów z lat 20. XX w., którzy uznali skrót od Krasnaja Ulica (Kra.Ul) za ulicę Kraula i tak już zostało. Obyło się bez refleksji oraz jakiejkolwiek reakcji skostniałych i jałowych struktur władzy.
Tego typu symbolicznych zawiłości w książce jest mnóstwo, nie tylko na niwie urbanistycznej. Kolejnym wątkiem wartym wprowadzenia jest osoba Borysa Jelcyna. Komunistyczny aparatczyk[1], najpierw lokalny jekaterynburski działacz, później już towarzysz wierchuszki[2] szczebla centralnego. Następnie demokratycznie wybrany prezydent Federacji Rosyjskiej. Dziś, w ramach jego spuścizny, w gmachu Demidov Plaza, rzecz oczywista w Jekaterynburgu, znajduje się Centrum Jelcyna. Oferuje ono odwiedzającym podróż przez historię Rosji, w duchu liberalnym i demokratycznym, potępiającym zbrodnie, carskie samodzierżawie i sowiecki totalitaryzm. W owej multimedialnej podróży pojawiły się nawet odwołania do średniowiecznej Republiki Nowogrodzkiej, państwa demokracji wiecowej, wyganiającego poza mury miasta wszystkich rządców o despotycznych ciągotach. Sposób tej narracji był w dużej mierze odzwierciedleniem rosyjskich marzeń lat 90. XX w. Niestety marzeń płonnych.
Lata 90. w Rosji to okres intensywnych zmian gospodarczych. W Polsce kształt transformacji gospodarczej nadawał, coraz szerzej dziś krytykowany, plan Balcerowicza, Rosjanie mierzyli się ze skutkami planu Gajdara. Rozentuzjazmowani, już wolni, dostali bolesną lekcję kapitalizmu. Łącząc to z postępującą oligarchizacją państwa, marzenia o szczęśliwym, dostatnim życiu w demokratycznej Rosji zaczęły odpływać niczym kra na morzu arktycznym. Liberalna i prozachodnia opozycja zaczęła być marginalizowana. Po erze Jelcyna władze postanowiono powierzyć niegroźnemu, o stosunkowo małych wpływach, byłemu agentowi KGB, Władimirowi Putinowi. Po krótkim okresie prosperity, spowodowanej dobrą koniunkturą na rynku surowców energetycznych, głównym pokarmem serwowanym obywatelom zaczęła stawać się propaganda. Wojna w Czeczenii, Gruzji, zajęcie Krymu, wojna na Ukrainie czy w Syrii, to wszystko stanowi aktualnie główne paliwo dla rosyjskiego reżimu. Dziś jednak, kiedy pensje od lat maleją, obywatele czują coraz bardziej, że na państwo liczyć nie mogą. Autor dosadnie obrazuje odbiorcy niemoc władz lokalnych, uzależnionych od tych na Kremlu. Również Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego jest dziś zagubiona, a w wielu aspektach podporządkowana władzy, stając się wręcz Departamentem ds. Religii, a nie niezależnym związkiem wyznaniowym. Z książki wyłania się nie tyle obraz Rosjan mających wiele różnych nurtów tożsamości, które mogą obrać i którymi mogą podążyć, co raczej ludzi pozostawionych samym sobie, opuszczonych, zawiedzionych i wykorzystywanych przez kolejny z systemów, tym razem putinowską oligarchię. Autor zwraca również uwagę na sytuację młodych obywateli, często świetnie wykształconych, posiadających wielkie ambicje. Wszystko to spotyka bolesna konfrontacja z nepotyzmem, klientelizmem i skostniałymi strukturami władzy. Rosjanie potrzebują dziś wybawcy, istnego Mesjasza i znaleźli go w osobie cara Mikołaja II.
Od początku lat 90. XX wieku wraca pamięć o Mikołaju II i jego śmierci. Przybiera ona jednak z roku na rok coraz to bardziej mistyczne rozmiary. Dziś ostatni car Imperium Rosyjskiego jest męczennikiem, wręcz zbawcą, zabitym za Rosjan i za całe chrześcijaństwo. Bohaterem ikon, wychwalanym Ojcem, adresatem modlitw, przyćmiewającym często samego Jezusa. Również ofiarą spisku, kończącego piękny okres wielkiej, prawosławnej Rosji. Spisku będącego emanacją i dopełnieniem zepsucia trawiącego świat już od czasów rewolucji francuskiej. Nie jest pewne czyjego – liberałów, zwolenników ekumenizmu, często oskarża się również Żydów oraz Masonów. Przejawów i wersji tego typu teorii w książce Alberta Jawłowskiego znaleźć można wiele.
Miasto biesów stanowi zatem zaskakującą, przewrotną i niezwykle smutną opowieść o tym, czym rosyjska tożsamość dzisiaj jest. Także o tym, dlaczego taki właśnie obraz posiada. To historia ilustrowana wieloma mocnymi przykładami. Książka ta wyjaśnia i tłumaczy żywą potrzebę stworzenia nowego mitu, siły przewodniej, tak potrzebnej dziś rosyjskiemu narodowi. Narodowi, który z gorliwością neofity, widzi ją w zmarłym ponad sto lat temu ostatnim carze Mikołaju II Romanowowi i bezwzględnie realizuje.
[1] pogardliwie o działaczu i urzędniku aparatu partyjnego, kiedyś zwłaszcza w odniesieniu do urzędników partii komunistycznej (sjp)
[2] potocznie: kierownictwo, ogół ludzi sprawujących władzę; naczalstwo (sjp)