Kaptur, nóż, wykrzywiona w niemym krzyku twarz i cztery filmy, które przeraziły i zelektryzowały publikę na całym świecie.
Grafika okładkowa: Dominik Tracz
Nie sposób przejść obojętnie wobec Krzyku, czyli jednego z najbardziej ikonicznych horrorów z końcówki ubiegłego wieku. Dzieje się tak nie tylko z powodu chwytliwej, zapadającej w pamięć nazwy filmu, ale również za sprawą rozgłosu, który towarzyszył produkcji, niczym druga skóra, zaraz po premierze. Pozostaje więc postawić pytanie: co tak przyciągnęło ludzi przed ekrany kinowe?
Znajomy – choć niemniej przerażający – grymas, wytłoczony na masce mordercy, zdziałał cuda. Obudził w widzu ciekawość, a ta, jak zwykło się mawiać, jest pierwszym stopniem do piekła. To jednak tylko niewielka, choć bezsprzecznie znacząca, część fenomenu horroru. Niebywałe osiągnięcie artystyczne, podkreślone licznymi nagrodami (m.in. Saturnem w kategoriach: najlepsza aktorka, najlepszy horror i MTV Movie Awards za najlepszy film; obie przyznane w 1997 r.), przełożyło się na sprzedaż biletów, dzięki czemu produkcja przyniosła również sukces komercyjny, zarabiając ponad 173 mln dolarów[1].
Skąd ta popularność?
Amerykański horror, w reżyserii Wesa Cravena, kategoryzowany jest jako slasher, łączący w sobie elementy grozy i filmu kryminalnego, pozostaje wciąż świetnym i samoświadomym pastiszem popkulturowym. Zadziwiającym więc pozostaje fakt, że podobny eksperyment okazał się artystycznym i kasowym sukcesem, pomimo istnienia tak wielu lepszych produkcji na rynku horrorów. Niepowtarzalnym, biorąc pod uwagę wykorzystanie sztuki, lecz przewidywalnym i spranym niczym stare ogrodniczki, jeśli chodzi o fabułę. Krzyk łączy w jedno wszystkie elementy znamienne dla horroru; czym właściwie odziera macierzysty gatunek z jakiejkolwiek tajemnicy. Opierając się na utartych schematach, Wes Craven wyreżyserował dzieło, które nie powinno zaskakiwać. Jednak pokazanie zasad rządzących horrorem oraz stworzenie świadomych tychże reguł bohaterów otworzyło widzowi drogę do zrozumienia potężnej, dotąd niedostępnej dla przeciętnego odbiorcy, machiny filmowej, co niejednego mogło wprowadzić w zdumienie. Ten odważny krok wniósł do świata kinematografii nową jakość i nowy suspens, który wciąż potrafi trzymać w napięciu. Twórcy postanowili ruszyć tropem tego, co znane, lubiane, a przede wszystkim doceniane przez miłośników grozy, stosując niespotykaną formę. Zaryzykowali, ale w efekcie ryzyko to się opłaciło, a nawet zwróciło z nawiązką. Przy okazji udowodniło, że schematyczność nie musi być od razu taka zła, nawet jeśli zarys fabuły można opisać w następujący sposób: późny wieczór na peryferiach niewielkiego miasteczka Woodsboro, tak charakterystycznego, podobnego do wszystkich innych w USA, młoda dziewczyna, która dziwnym trafem jest sama w wielkim domu, i telefon dzwoniący znienacka. Brzmi znajomo? Podobne obrazy widzowie mieli możliwość zobaczyć przy okazji premiery Halloween w reżyserii Johna Carpentera z 1978 r., horroru z telefonem w roli głównej, gdzie przedmiot naszkicowany został jako zapalnik katastrofy bohatera, oznaka nieuchronnej i najczęściej krwawej śmierci. Podążanie utartą ścieżką niespodziewanie zjednało Krzykowi wielu miłośników, a można przypuszczać, że nie było szczególnie ambitnym posunięciem twórców. Warto zauważyć przy tym, że Wes Craven, reżyser Krzyku, pracował również przy produkcjach takich jak Wzgórza mają oczy czy przy osławionym Koszmarze z ulicy wiązów, znał więc kompozycje wizualne grozy jak własną kieszeń.
Innowacji brak
Spośród innych produkcji Krzyk wyróżnia podejście do samego widza. Film pozwala bowiem każdemu sprawdzić swoją wiedzę na temat horroru. Dodatkowo napawa entuzjazmem w momentach, kiedy na ekranie dostrzec można bohaterów zakochanych w filmach grozy pokroju kultowego Halloween, który bezpośrednio pojawia się w scenie imprezy licealistów. Nie da się ukryć, że odwołania do ikon prezentowanego w Krzyku gatunku filmowego dodają smaku całej kompozycji, są również podstawą do zbudowania nowego spojrzenia na horror, opartego na doświadczeniu powziętym nie tylko na podstawie wiedzy ogólnej na temat slasherów, ale również ze szczegółowej analizy najlepszych reprezentantów.
Banalna fabuła i specyficzny humor, które dla jednych będą kiczowate, drugim otworzą oczy na prawdziwy sens filmu i dodatkowo delikatnie rozbawią. Satyra niesie za sobą myśl przewodnią – Krzyk jest horrorem o potędze horroru
Banalna fabuła i specyficzny humor, które dla jednych będą kiczowate, drugim otworzą oczy na prawdziwy sens filmu i dodatkowo delikatnie rozbawią. Satyra niesie za sobą myśl przewodnią – Krzyk jest horrorem o potędze horroru. Warto również zauważyć, że w latach 90. reprezentowany przez niego gatunek filmowy był najmniej cenionym, utożsamiano go bowiem z szeroko pojętym kiczem i przesadą, kulturą niską, a co się z tym wiąże, przeznaczano na produkcje tego typu bezwzględne minimum finansowe. Budżet projektu Wesa Cravena nie był wysoki, ale pozwolił stworzyć dzieło na tyle dobre, że zdecydowano się na jego kontynuację (o czym później). Krzyk odmienił losy kina, sprawiając, że znalazło się w nim więcej miejsca na przerażenie, które – jak też udowodnili jego twórcy – było i wciąż jest przez widzów pożądane i lubiane.
Prostą, klarowną historię urozmaica wyjątkowo charakterystyczna postać mordercy. Nie sposób zaprzeczyć, że czarny charakter niemalże w każdym filmie ma niesamowite znaczenie, jednak w obrazie grozy jest on podwójnie ważny. Zwykle właśnie ta postać zostaje w pamięci odbiorcy na dłużej, wywołuje najsilniejsze emocje: wprowadza napięcie, pobudza odczuwanie stresu i wprawia w ruch machinę akcji filmowej. Maska przedstawiona w Krzyku zdaje egzamin niepowtarzalności na piątkę. Wykorzystanie słynnego wizerunku, znanego z obrazu norweskiego malarza i grafika Edvarda Muncha, w horrorze niosło za sobą ryzyko. Tak szeroko analizowane, podziwiane przez wielu dzieło powinno reprezentować sztukę wysokich lotów, a paradoksalnie trudno do niej zaliczyć wspomnianą produkcję. Po bliższym przyjrzeniu się symbolice maski, która kryje twarz mordercy, można dokonać odkryć mających znaczący wpływ na odbiór i ocenę dzieła.
Góry, niebo, woda i pierwszoplanowa postać tworzą jedność, taką, która wywołuje w człowieku silne emocje; stanowi dramatyczne, do głębi przejmujące przeżycie, oddane dobitnie za pomocą wykreowanej przez artystę nietypowej, zniekształconej przez niemy krzyk twarzy człowieka.
Dramatyczne przeżycie
Zanim jednak tajemnica mordercy zostanie odkryta, należy sięgnąć do źródła – poddać interpretacji i analizie obraz, będący pierwowzorem rzeczonego charakterystycznego rekwizytu filmowego. Dzieło Muncha obrazuje silne zespolenie człowieka z naturą, co podkreśla wyrysowanie postaci ludzkiej za pomocą obłych, pokrętnych linii oraz fakt, że wszystko na obrazie zlewa się, łączy ze sobą. Góry, niebo, woda i pierwszoplanowa postać tworzą jedność, taką, która wywołuje w człowieku silne emocje; stanowi dramatyczne, do głębi przejmujące przeżycie, oddane dobitnie za pomocą wykreowanej przez artystę nietypowej, zniekształconej przez niemy krzyk twarzy człowieka. Twarzy nietypowej ze względu na swoje ukształtowanie: bardziej przypomina ona bowiem rozciągniętą czaszkę – bladą, zapadniętą, z wybałuszonymi w całkowitym osłupieniu oczami, przerażoną i przerażającą – niż naturalne ludzkie oblicze. Do dzisiaj kwestią sporną w kontekście Krzyku pozostaje tożsamość bohatera ukazanego w centrum obrazu. Trudno uznać, czy postać przedstawia mężczyznę czy kobietę, a jeśli już uda się oszacować jej płeć, trudność stanowi wiek. Część badaczy uważa, że artysta namalował dziecko i chociaż wydaje się, że pomysł ten został powzięty nieco zbyt pochopnie, bo niewiele aspektów obrazu na to bezpośrednio wskazuje, nie sposób zaprzeczyć, że każda teza, nawet ta najbardziej nieprawdopodobna, może okazać się prawdziwa w przypadku twórczości Muncha. Ikona malarstwa zachodnioeuropejskiego, jak również jeden z najsłynniejszych obrazów zestawiany często nawet z Moną Lisą Leonarda Da Vinci, zapisała się w pamięci miłośników sztuki jako dzieło przybliżające problemy gnębiące każdego człowieka, zwracające uwagę na to, jaką potęgą jest cierpienie, niepokój, tragiczne rozdarcie. Ekspresjonistyczny majstersztyk pozostaje w ostatecznym rozrachunku tworem o mocno dramatycznym wydźwięku. Niezrozumiałym jest, dlaczego pozostawia w głowach wciąż tak wiele pytań, chociaż Edward Munch nakreślił jednoznacznie inspirację, która posłużyła mu do stworzenia Krzyku. Jak napisał:
Może zatem klarowną i właściwą interpretację można poznać, ufając w pełni słowom malarza?
Obraz nie film, horroru nie przypomina
Odniesienie cech zaczerpniętych ze sztuki do wydźwięku i kreacji filmowego Krzyku staje się proste po zapoznaniu z pierwowzorem. Charakterystyczne dla munchowskiej postaci emocje, przekładają się niemalże bezpośrednio na odczucia mordercy wykreowanego przez Wesa Carvena. Wszyscy, którzy chwytali za nóż z maską na twarzy, doświadczyli w życiu cierpienia, co prawda w przypadku każdej z osób miało ono inną podstawę, ale ich „krzyk” nieodzownie był oznaką frustracji, bólu, poczucia słabości z powodu wykluczenia ze środowiska czy niskiej samooceny – tego, z czym najciężej samodzielnie sobie poradzić. Duch ekspresjonizmu został zachowany dzięki postrzępionej, podatnej na drgania powietrza szacie. Ruch postaci sprawiał, że szata zaczynała falować dokładnie tak, jak tło na obrazie Muncha. Nie można więc stwierdzić, że saga Krzyku jest płytkim, jednowymiarowym filmem. Paradoksalnie wygląda na to, że produkcja Dimension Films również skrywa pod maską pewne sekrety, a na pewno głębokie drugie dno.
Wszyscy, którzy chwytali za nóż z maską na twarzy, doświadczyli w życiu cierpienia, co prawda w przypadku każdej z osób miało ono inną podstawę, ale ich „krzyk” nieodzownie był oznaką frustracji, bólu, poczucia słabości z powodu wykluczenia ze środowiska czy niskiej samooceny – tego, z czym najciężej samodzielnie sobie poradzić.
Więcej i bardziej
Drugaczęść produkcji kontynuuje historię Sidney Prescott (Neve Campbell), która cudem ocalała z rąk swojego chłopaka. Choć dziewczyna stara się wyrzucić z pamięci tragiczne wydarzenia, znane widzowi z poprzedniej odsłony, anioł śmierci zdaje się dalej wisieć nad jej głową. Na ekrany miasteczkowych kin wchodzi właśnie nowy horror – Cios, oparty na bestsellerowej powieści dziennikarki Gale Weathers (Courteney Cox), która dotyczy, oczywiście, zdarzeń rozgrywających się w filmowym pierwowzorze. Zawiązanie dalszego wątku fabularnego nie rzuca na kolana i, subiektywnie oceniając, pozostawia nieco do życzenia w kwestii tempa i toru prowadzenia akcji, jednak w ostateczności nie wypada najgorzej. Zręcznie nakreślona fabuła, niemniej bardziej zaskakująca niż wcześniej, pasuje do motywu przewodniego tej części. Zasada sequeli brzmi, jak w filmie niejednokrotnie wspomina Randy Meeks (Jamie Kennedy), więcej i bardziej! Bohaterowie znani z oryginałukonsekwentnie pojawiają się również w tej części, żaden z aktorów nie zostaje wymieniony na kogoś innego, a to działa na korzyść filmu; pozwala widzowi nadal sympatyzować z ulubionymi postaciami. Być może Krzykowi 2 brakuje nieprzewidywalności, jednak nie da się ukryć, że został zrobiony z większym rozmachem i naciskiem na sam wizerunek znany z nieruchomego oblicza mordercy. Największą obawę stanowi jednak lekki ton filmu. Można orzec, że tym razem jest on nazbyt trywialny, sprawia, że produkcja spada do kombinacji bardziej młodzieżowej. Żadne wady nie są jednak w stanie zabić w widzu oczekiwania na kolejny powrót do Woodsboro.
Zapomnij o zasadach
Mordercza jatka w trzeciej odsłonie. Co twórcy zaserwowali fanom w kolejnej części Krzyku? Śmierć na planie Ciosu 3. Głównych bohaterów Gale Weathers (Courteney Cox) i Dwighta Rileya (David Arquette), którzy naturalnie powinni być najbardziej zagrożeni atakami zabójcy, zaangażowano w śledztwo. Miejsce pobytu Sidney Prescott pozostawało dla wszystkich tajemnicą, a w zaistniałej sytuacji należało jak najszybciej ją odnaleźć i zapewnić jej bezpieczeństwo. Sądząc po opisie, zapowiadało się ciekawie, jednak w ostateczności Krzyk 3 prezentuje się dosyć marnie. Podstawowym zarzutem jest brak obecnego w filmie napięcia, które przyczyniało się do wydobycia z filmu niepowtarzalnego, dedykowanego tylko tej produkcji delikatnie mrocznego klimatu. Sceny morderstw okrojono do niezbędnego minimum. Momentami można zadać sobie całkowicie uzasadnione pytanie, czy ten film nadal reprezentuje gatunek horroru. Wieje nudą, aż ciarki przechodzą. Brak większego rozlewu krwi i szybkiego tempa akcji spróbowano zatuszować błyskotliwym humorem, jednak w subiektywnej ocenie jest go za dużo. Na pochwałę zasługuje rozwój postaci Gale Weathers, która zderza się ze swoimi przyzwyczajeniami i ze stanowczej, wymagającej i najczęściej też poniżającej ludzi dziennikarki, zmienia się w upokorzoną, lekko już przestarzałą, jeśli oceniać ją w kontekście działalności medialnej, zamężną kobietę. Ta drobnostka, jak mogłoby się wydawać, jest zaletą Krzyku. Niejeden fan, oglądając usilne zmagania Gale z odrzucającym ją środowiskiem prasowym, uśmiechnie się najszerzej. Niemniej jednak ten wątek, choć minimalnie innowacyjny i niespodziewany, nie uratuje całego filmu. Krzyk 3 wypada blado, a szkoda, bo oznacza to jedynie, że twórcom nie udało się wykorzystać potencjału, który tkwił w idei morderczego planu filmowego. Mimo wszystko nastolatkowie, pragnący zobaczyć krwawą jatkę, połączoną z przygodami ulubionych bohaterów, będą zadowoleni.
Nowe reguły gry
Wes Craven zapowiadał trylogię, niemalże zarzekając się, że trzy odsłony Krzyku to ilość w zupełności wystarczająca (co podkreślił w epilogu kończącym trzecią część), jednak nie poprzestał na tym tak, co zapowiadał. Można jedynie gdybać, co wpłynęło na zmianę jego decyzji, wiążącą się z podjęciem dalszych prac nad sagą – może był to sukces kasowy, a co za tym idzie chęć dalszego zysku, a może własna wyższa ambicja; nie wiadomo. Faktem jest, że Krzyk 4 powstał i zagościł na kinowych ekranach 11 kwietnia 2011 r., niespełna 15 lat po premierze pierwszej części. Wydawać by się mogło, że Craven zechciał jeszcze ściślej zespolić obraz kinowy ze sztuką, a dokładnie ze wspomnianym już malunkiem Edwarda Muncha. Jako że malarz stworzył cztery wersje Krzyku w serii dzieł zatytułowanej Fryz Życia, byłoby całkiem ładną klamrą, jeśli reżyser zdecydowałby się, tropem poprzednika, zakończyć pracę na czterech częściach. Nic bardziej mylnego, część piąta zbliża się przecież wielkimi krokami. Czy to na pewno dobry pomysł, patrząc na wątpliwą jakość czwartej części? Czas pokaże, jak nowy reżyser poradzi sobie z legendą serii.
Dzieło Cravenato seria-tasiemiec – przy bliższym poznaniu nic nadzwyczajnego, zjadacz czasu, z którym egzystowanie ciągnie się latami i uzależnia coraz bardziej z każdą częścią. Wniosek jest więc prosty: obecnie ludzie oglądają każdy kolejny Krzyk bardziej z sentymentu i przywiązania do serii, niż z chęci obejrzenia faktycznie dobrej produkcji.
Woodsboro we krwi po raz czwarty
Historia rozpoczyna się w momencie, w którym Sidney Prescott (Neve Campbell), czyli niemalże twarz reklamowa mrocznych, morderczych historii Woodsboro, wraca do rodzinnej miejscowości w ramach promocji swojej książki. Pomysł niewysokich lotów, jak na czwartą część mało oryginalny. W Krzyku promowanie książek było już reklamowane za sprawą publikacji Gale Weathers (Courteney Cox) i przewijało się jak zdarta płyta na magnetofonie przez wszystkie dotychczasowe ekranizacje. Nowa odsłona slashera ma jednak swoje plusy. Na uwagę zasługuje przekształcenie postaci Sidney – wyraźnie naszkicowano zmianę charakteru bohaterki, dopisując jej więcej odwagi i opanowania, pozbawiono ją też, niestety, wcześniejszego wyalienowania ze społeczeństwa, które pozostało w pamięci widzów. Sprawne wtłoczenie Prescott w podstawowe mechanizmy sławy wydaje się więc przerysowane, albowiem brakuje rzetelnego zobrazowania przemiany, która w przypadku Krzyku mogłaby być obiecującym materiałem na wartość dodaną do lekkiej i przyjemnej podstawy dzieła. Niemniej pozostawiono charakter przewodni filmu, czyli wskazanie istoty horroru. Widz nadal ma możliwość przebierania w licznych, mądrych cytatach, które kpią z klisz gatunkowych, dosadnie prezentując schematyczne mechanizmy tworzenia produkcji grozy trafiających na ekrany kin. W czwartej części brakuje zaskoczeń w postaci np. zabójstwa jednego z trójki przewijających się przez wszystkie cztery części bohaterów, z którymi odbiorcy zdążyli się zżyć. Nie ma świeżości. Być może młoda obsada z Emmą Roberts – w roli kuzynki Sidney, Jill Roberts – na czele miała posłużyć za zasłonę dla innych niedopracowanych szczegółów, jednak rozwiązanie to w ostateczności nie zdało egzaminu. Emma, choć obecnie lubiana i doceniana wśród nastoletniej publiczności, odstaje od reszty obsady grą aktorską, która momentami nie wygląda na przekonującą; nie przekazuje uczuć, które widz powinien w danej scenie odczuwać, by móc docenić film za wartość emocjonalną. Cóż więc z tego? Dzieło Cravenato seria-tasiemiec – przy bliższym poznaniu nic nadzwyczajnego, zjadacz czasu, z którym egzystowanie ciągnie się latami i uzależnia coraz bardziej z każdą częścią. Wniosek jest więc prosty: obecnie ludzie oglądają każdy kolejny Krzyk bardziej z sentymentu i przywiązania do serii, niż z chęci obejrzenia faktycznie dobrej produkcji.
Czego jeszcze nie było?
Brak sznytu i profesjonalizmu nie przeszkadza jednak producentom, którzy chętnie decydują się na pracę nad Krzykiem i zlecają stworzenie kolejnych części sagi. Na piątą odsłonę kultowego slashera fani muszą poczekać do 14 stycznia 2022 roku, bo z uwagi na pandemię koronawirusa, która owładnęła współczesny świat, zdecydowano się odsunąć premierę na późniejszy termin. Ze wstępnych informacji wynika, że na ekranie pojawią się na pewno znani z wcześniejszych części Neve Campbell, Courteney Cox, David Arquette i Marley Shelton. Wśród nowych aktorów zaprezentują się natomiast takie gwiazdy jak Dylan Minnette, Mason Gooding, Kyle Gallner czy Jenna Ortega. Jest więc na co czekać. Powrót do karykaturalnego, pełnego satyry świata horroru, scentrowanego wokół miasteczka Woodsboro, będzie nie lada gratką dla wszystkich miłośników grozy. Pozostaje więc trzymać kciuki za powodzenie Krzyku 5, wierząc, że okaże się lepszy od poprzedników i podniesie ocenę serii o poprzeczkę wyżej, tak, by każdy z widzów, którzy wybiorą się przed wielkie ekrany, mógł opuścić salę kinową z uśmiechem na twarzy, pytając wszystkich dokoła: jaki jest twój ulubiony horror?
[1] Dane pochodzą ze strony: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Krzyk_(film_1996).