Czyli czemu mamy Wirujący seks a nie doczekaliśmy się Thor: miłość i grzmocenie?
Grafika okładkowa: Julia Szwarc
Połączenie obrazów, muzyki, gry aktorskiej lub animacji i wciągającej historii, jednym słowem nazywane filmem, stało się popularnym sposobem spędzania wolnego czasu w XX i XXI w. Nie dość, że ludzie są w stanie oglądać produkcje z prawie każdego zakamarka świata, to w wielu przypadkach, dzięki pracy tłumaczy, mogą się nimi zachwycać w swoim ojczystym języku. Nawet jeśli muszą na to poczekać.
Jednak tłumaczenie nie należy do najłatwiejszych czynności. Osoba przekładająca musi wziąć pod uwagę treść zarówno tytułu, jak i dialogów, ich sens, a także reguły gramatyczne języków, z którymi pracuje – te aspekty stanowią zaledwie szczyt góry lodowej. Warto bowiem uwzględnić też kulturę kraju docelowego czy wiek widza, do którego skierowany jest film.
Tytuł dzieła można porównać do wizytówki – powinien zainteresować potencjalnych odbiorców, więc przełożenie go w jak najlepszy sposób stanowi istotną część pracy tłumacza. Przyglądając się polskim i oryginalnym tytułom filmów, podzielić je można na kilka różnych, przenikających się kategorii. Ale niektóre z nich pozostawiają wiele do życzenia.
I – Tłumaczenia, których nikt nie rozumie
Zdarza się, że bardzo ciężko zorientować się, jaka była geneza tłumaczenia. Pomimo najlepszych chęci widzów trudno zrozumieć, gdzie w Dirty Dancing znaleziono Wirujący seks. Choć logicznym jest fakt, że w latach osiemdziesiątych starano się przemycać produkcje pod polskimi tytułami, nazwa mogła zostać przełożona w mniej szokujący sposób. Na podobnej zasadzie, choć później, bo w 2010, Hot Tub Time Machine zostało przetłumaczone na Jutro będzie futro. Tym razem czas premiery różni się od poprzedniego przykładu. Pomimo tego same tytuły dzieła nie mają ze sobą wiele wspólnego.
Jednak nawet niezrozumienie, skąd przyszedł pomysł na niektóre tłumaczenia, nie wpływa na satysfakcję z obejrzenia filmu.
II – Dosłowne tłumaczenia
Bezpieczną opcją wydaje się pozostanie przy tych samych słowach, ewentualnie zmieniając ich kolejność, by dostosować się do reguł gramatyki danego języka. Dzięki temu tłumacz nie musi obawiać się, że jego stworzonej przez niego nazwie będzie czegoś brakować.
Ten sposób dobrze sprawuje się przy jednoznacznych tytułach, bez ukrytych znaczeń, gdyż im więcej zamaskowanych symboli i nawiązań, tym trudniej o adekwatne tłumaczenie. Na przykład Harry Potter and the Philosopher’s Stone stał się Harrym Potterem i kamieniem filozoficznym. Co ciekawe, ten tytuł został przełożony dwa razy w ramach samego angielskiego, bowiem amerykańska wersja nazywała się Harry Potter and the Sorcerer’s Stone. Jak widać, nawet w jednym języku kontekst kulturowy może znacznie wpłynąć na przekład. Przy filmach niewzorowanych na książkach także istnieją podobne wzorce, takie jak City of Angels, które zostało Miastem aniołów. Dosłowne tłumaczenia efektywnie się spełniają przy długich tytułach, lecz doskonale działają także z krótkimi, tak jak Upadek,w oryginale Falling Down.
III – Tłumaczenia z zachowaniem sensu
Nie zawsze cel tłumacza sprowadza się do dosłownego odzwierciedlenia słów. Może skupiać się zamiast tego na przekazie. Wtedy, nawet jeśli tytuł oryginalny i polski się różnią, myśl przewodnia i najważniejsze aspekty są ukazane w tłumaczeniu. Na takiej zasadzie Blade Runner został zmieniony na Łowcę androidów. Jednak ważny jest też kontekst czasowy. Zarówno ten film, jak i amerykański Terminator zostały stworzone w latach osiemdziesiątych. Ważne było wtedy tłumaczenie dzieł na ojczysty język, a ludzie nie znali angielskiego w takim stopniu jak obecnie. W ten sposób film o morderczym cyborgu stał się Elektronicznym mordercą. Taki wybór jest zrozumiały, ponieważ w języku polskim słowo terminator istnieje, ale jest używane jako określenie ucznia jakiegoś rzemieślnika. Innym znanym przykładem takiego sposobu tłumaczenia jest Podziemny krąg. Pomimo braku skojarzeń z oryginalnym Fight Club – czyli dosłownie klubem walki – nawiązuje do nielegalnych bójek organizowanych przez Tylera Durdena.
IV – Tłumaczenia bardzo satysfakcjonujące
Pomimo trudności związanych z przełożeniem, istnieją prace, które zachwycają odbiorców w innym języku. Dzięki przemyślanym rozwiązaniom tłumaczy, gry słowne zostają zaadaptowane w taki sposób, by rozśmieszać pokolenia widzów.
Cebule mają warstwy, ogry mają warstwy i tłumaczenia (tak jak markizy) mają warstwy. Nie na samym tytule polega sukces filmu. W Polsce Shrek stał się bardziej popularny niż w Anglii, między innymi ze względu na efekt wysiłku autorów przekładu.
W podobny sposób Asterix i Obelix: Misja Kleopatra, oryginalnie Astérix & Obélix: Mission Cléopâtre, został pokochany zarówno przez Francuzów, jak i Polaków.
V – Tłumaczenia, które podają więcej informacji niż oryginalne tytuły
W niektórych przypadkach tłumaczenia tytułów mogą nieco uchylić widzowi rąbka tajemnicy. Alien na polski został przełożony jako Obcy – 8 Pasażer Nostromo, nawet jeśli w oryginale nie ma żadnych informacji dotyczących liczby podróżników, ani nawet nazwy ich transportu.
Na podobnej zasadzie do angielskiego tytułu Ocean’s Eleven w wersji polskiej tytułu dodano Ryzykowna gra. Informacje te nie zdradzają żadnych istotnych fabularnych szczegółów, jednak tłumacze podjęli decyzję, by je uwzględnić, mimo że w oryginale ich nie było.
VI – Niekonsekwentne tłumaczenia
Czasem decyzje podjęte przy przekładaniu wydają się irracjonalne. Przykładowo wcześniej podany Łowca androidów. Tytuł jego kontynuacji, Blade Runner 2049,wypuszczonej w 2017 r., nie został już przetłumaczony, co można usprawiedliwić powodami promocyjnymi. Nie zmienia to faktu, że z punktu widzenia odbiorcy zostanie przy polskiej wersji językowej byłoby mniej zawiłe.
Innym nielogicznym tłumaczeniem pozostaje pewien film Marvela. Ant-Man and the Wasp, który w Polsce istnieje jako Ant-Man i Osa. Można się zastanawiać czy potrzebne było zmienianie przydomka jednej z postaci, skoro drugiemu z bohaterów pozostawiono oryginalne imię.
VII – Pozostawienie oryginału, bez tłumaczenia
W niektórych przypadkach tytuły pozostają w oryginalnym języku. Wybór ten czasem opiera się na niepewności co do całości tytułu lub braku możliwości znalezienia adekwatnego przełożenia ze względu na brak słów, abstrakcyjność czy neologizmy w nim zawarte. Taką taktykę wykorzystuje się również w celu pozostawienia istotnych nazw własnych. W innych przypadkach decyzja o nietłumaczeniu jest podjęta, gdyż tytuły angielskie nie brzmią źle ani skomplikowanie, a wielu Polaków je zrozumie. Do szczególnie ważnych określeń należą, między innymi, nazwy planet czy organizacji – tak jak w Solaris na podstawie książki Stanisława Lemaczy Spectre z nowszych części filmów o Jamesie Bondzie.
Z drugiej strony nawet te nieabstrakcyjne czy skomplikowane tytuły czasem pozostają w oryginale. Przykładowo, cykl o niemożliwej misji nie został przetłumaczony, więc nawet w Polsce znane jest jako Mission Impossible. Nawet jeśli w tym przypadku nazwa nie została przetłumaczona ze względu na resztę franczyz, angielska wersja brzmi przyjemniej dla ucha niż jej polski odpowiednik.
Trudno o idealne przekłady, nie jest to proste zadanie, tłumacze podejmują więc decyzje, które wydają im się najlepsze. Jednak nie tylko oni mają decydujące słowo, często pracują w zespołach – i nie od jednej osoby zależy finalna koncepcja. W dodatku spoczywa na nich presja zarówno czasowa, jak i związana z promocją filmu. W końcu to na ich barkach leży część odpowiedzialności za zachęcenie potencjalnych widzów do danego dzieła. Z jednej strony warto szanować ich ciężką pracę, nawet jeśli bardzo różni się od pierwowzoru, tak jak Charlie nie przypomina The Perks of Being a Wallflower z powodu braku polskiego, jednosłownego odpowiednika słowa wallflower. Z drugiej jednak miło by było zobaczyć odrobinę jednolitości w tłumaczeniach (lub nie) tytułów – chociaż może lepiej, że nie doczekaliśmy się Thor: miłość i grzmocenie (org. Thor: Love and Thunder)?