O rodzimowierczych obchodach Nocy Kupały.
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowki
Fotografia: Ewa Enfer
Według kalendarza koniec czerwca to przede wszystkim noc świętojańska – Jana Chrzciciela dla katolików – oraz początek wakacji letnich. Mieszkańcy mniejszych miejscowości, fani tradycji ludowych oraz festiwali mogą z tym okresem kojarzyć mniej lub bardziej zrozumiałe zwyczaje polegające na paleniu koła (w niektórych wsiach zdarza się, że opon) i rzucaniu wianków na wodę. Tymczasem te tajemnicze obyczaje, w rzeczywistości części przedwiecznychobrzędów religijnych Nocy Kupały, wciąż żyją i są celebrowane.
W spisie powszechnym sprzed 10 lat 87,8% procent Polaków identyfikowało się z obrządkiem rzymskokatolickim. Z drugiej strony, 1,3% określiło się jako „innej” religii. Jeden z tych mniej znanych związków wyznaniowych stanowi rodzimowierstwo słowiańskie (od „wiara” oraz „rodzima”, właściwa danemu regionowi). I wbrew niektórym plotkom i stereotypom nie są to koniecznie hipisi czy furiaci, a dołączenie do gromady (grupy analogicznej do parafii dla katolików) nie wiąże się z ekstremizmami.
Zaproszenie na Noc Kupały – święto przesilenia letniego, najkrótszą noc roku – przyszło drogą tradycyjną… przez Facebooka. Ponad 150 osób zgłosiło zainteresowanie wydarzeniem Stołecznego Gniazda związku wyznaniowego Rodzimej Wiary. Posty również nie odbiegają specjalnie od codzienności – mowa o harmonogramie święta (w tym o warsztatach splatania kwiatów i pieśni) czy symbolice tradycji z nim związanych, czyli o skokach przez ogień i rzucaniu wianków. Nie zabrakło nawet przypomnienia o odpowiednim nawodnieniu uczestników, ochronie przed insektami oraz umiarze w spożyciu alkoholu podczas późniejszej biesiady – ostatecznie jest to celebracja religijna.
21 czerwca zastał Warszawę w towarzystwie burzy i ulew, które wydawały się grozić całonocnemu świętu pod gołym niebem. Bezpodstawnie. O godzinie 17 słońce wyszło zza chmur. Miejsce obrzędu okazuje się rozległą łąką o wysokiej trawie, okalaną z jednej strony rzeką Wkrą, zza której ironicznie wygląda dzwonnica kościoła. Niedaleko od wody podarta przez wiatr tęczowa parasolka jako tako osłania ponad dwumetrową stertę drewna na ognisko. Paręnaście metrów dalej zostały ustawione dwa namioty, dookoła których zebrali się pierwsi uczestnicy.
Chwila zamieszania – samochód grupy Jar, polskiego zespołu folkowego mającego grać dziś w nocy, zatrzymał się nieopodal plaży, chociaż nie na długo. Jedna z kobiet przy namiotach zakrzykuje, by wyjechać z kręgu, podjechać bliżej namiotów.
Kunegunda ma dwadzieścia pięć lat. Chociaż do gromady dołączyła w maju, to dziś wieczorem będzie współprowadziła obrzęd. Swoją kolorową sukienkę przygotowała sama na wzór łowickich strojów ludowych.
Chociaż nie wszyscy się znają czy uczestniczyli już w Nocy Kupały, początkowe wahanie szybko mija, zastąpione przez zgiełk przygotowań. Trzeba jeszcze upleść resztę wianków, przygotować stół dla bogów: kołacz, czyli słowiańskie pieczywo obrzędowe, sól, mleko, chleb, miód pitny.
Powoli na łąkę zjeżdża się więcej ludzi – nie wszyscy należą do tej gromady, niektórzy nie są nawet rodzimowiercami. Monika i Anna przychodzą tu na przykład pierwszy raz, zwabione wspomnieniami plecenia wianków z dzieciństwa. Przyniosły zresztą własne kwiatki, chociaż na ziemi obok namiotów leżą również te przygotowane przez Kunegundę, Anię i Gabi – polne odmiany przeplatają się z kwiaciarnianymi, bylicą oraz gałązkami dębu. Te jednak nie są pierwotnie skierowane dla kobiet. Dąb, jako drzewo Peruna, boga gromowładnego, stanowi pierwiastek męski – chociaż druga płeć może wpleść gałązkę do własnego wianka, jako element wróżby, dla której będzie rzucany w wodę.
Warsztaty upływają szybko, w akompaniamencie ćwiczeń piosenek do liturgii. Ci, którym zabrakło czasu lub wiary we własne zdolności manualne, dostają w tym czasie gotowe wianki. Inni idą się przebrać w odświętne stroje. Każdy otrzymuje po gałązce bylicy do skompletowania ubioru – będzie ona chronić przed ciemnymi mocami, spalona przed skokami przez ogień. Gdy wszystko już gotowe, żerca Wojnar i jego pomocnicy, w tym Kunegunda, nawołują do zebrania w krąg dookoła nich i rozpalanej sobótki, czyli świątecznego ogniska.
Witajże Ogniu Święty, skarbczyku boży, nie dajże nam się nigdy zubożyć!
Rozpoczyna się kupalna noc. Przy miarowym biciu bębna krąg ludzi okrzykiem pozdrawia Święty Ogień. Wojnar obchodzi zebranych, wysypując sól: by nic z zewnątrz nie miało dostępu do kręgu, by żadna siła z wewnątrz go nie rozerwała.
Przychodzi moment rozpalenia pochodni – Swaroga (boga nieba i słońca), Peruna i Dadźboga (bóstwa dostatku). Przypominane są ich role, symbole. Swaróg, którego moc w Noc Kupały osiąga apogeum, co również oznacza, że od tego punktu maleje, przypominając bieg natury; Dadźbog i możliwość kąpieli bez obawy o wodniki, przyszłość wytyczana przez wróżebne wianki; Perun, odbiorca darów dla swojego ojca.
Noc Kupały…
Święto Kresu, jak mawiają Nasi południowi Bracia, to święto początku i święto końca, złączonych w wielkim tajemnym kole natury. Dzień i noc, w których czcić będziemy Swaroga, siłę jego żarzącą, jego ciało płomieniste, dzięki którym żyje Ziemia, jako i My żyjemy.
On to, zaklęty, tajemny, w postaci dla Nas znanej, w najświętszym symbolu – Swiaszczycy! Temu dziś my, chrobre woje „krwi Lechickiej”, dumne i pomne swej słowiańskiej tradycji, uświęci, ten dzionek i nockę krótką, tak jak Ojce Nasi.
Dziś żegnamy jarą porę, wraz z nią Jaryłę, płodne oblicze Gromowładcy, który tańcował w miłosnych pląsach z Naszą Matka Ziemią. Zapładniając ją przyniósł odnawialną młodość.
Oddajemy go ogniowi, świętym płomieniom, by w czystej postaci rozmył się w niebiosach. Witamy letnią porę, z jej Panem, jej Władcą! (Sława)
Swaróg, króluje Nam dziś, osiągnąwszy najwyższe zwycięstwo, jednak nie wieczne, nie ostateczne, jak nic, co naturalne ostatecznym być nie może, a ponad naturę wszechrzeczy nic wznieść się nie zdoła. Tak też zwycięstwo Swaroga zwiastuje jednocześnie jego niechybne osłabienie…
Osiągnąwszy najwyższy punkt Niebios, musi odchodzić On w dół, po łuku koła. Paląc tej nocy czysty ogień wzmacniać będziemy Pana Błękitnego Nieba! On to jest odbiorcą tryzny składanej w ciało Jego syna – Ognistego Swarożyca!
Innym Jego obliczem jest Dadźbóg – dawca dostatku i pomyślności. To Jemu dziś darowana jest ta obiata, która zjednać Nam ma Jego Ojcowską przychylność.
Kupała to również święto wody, co oczyszcza, co umożliwia wszelkie życie. Bez wody bowiem nie ma życia…
Dla Słowian oznacza to rytualne kąpiele, inicjujące możliwość korzystania z rzek, z jezior i bajor bez obawy o wodników gniew i topielic chuć.
Pamiętajmy o wiankach puszczanych na wody, by płynęły wytaczając innym nowe ścieżki życia!
Po inwokacjach czas na dziękczynienie, prośby i ofiary. Przez wrzucenie w Święty Ogień ofiarowany jest miód pitny, kołacz. Kolejni bogowie, czyli Mokosz (bogini płodności i urodzaju), Dziewanna (opiekunka zwierząt, patronka szczęśliwej miłości) oraz Weles (bóg magii, zaświatów) otrzymują odpowiednio nie tylko pieczywo, ale też mleko, zioła, kości.
Dookoła kręgu podawany jest róg z miodem oraz kołacz, tym razem dla uczestników, przy akompaniamencie utworu Kupalnocka wykonywanego przez zespół Jar. Przed wypiciem każdy ma możliwość złożenia własnej ofiary, własnej modlitwy, dziękczynnej czy proszącej. Każdą wypowiedź kończy gromkie zawołanie Sława!, na które tym samym odpowiada reszta zgromadzonych.
Święty Ogniu!
Tyś rok cały gorzał w Naszych domach, gorzał w Naszych sercach, scalał Nasze rody!
Tyś, co Gody Naszej Zadrugi uświetniał swym skrzącym obliczem!
Wygasić Cię trzeba…
Wygasić Cię trzeba i oczyścić, abyś nowym płomieniem buchał i w czasie, co nastanie, dary Nasze w swej boskości trawił!
W ogień wylewana jest woda. Po chwili jednak wszyscy żercy dokładają po kawałku drewna oraz bylicę, wznawiając ogień.
Kupałeczka mała nocka, paliła się do północka.
Od sobótki odpalona jest pochodnia, która posłuży do zapalenia drewnianego koła, symbolu słońca, ale również odnowienia. Zajęte ogniem stacza się do rzeki, a jego śladem podążają kobiety z wiankami. Potrzeba chwili, by wszystkie podchwyciły rytm piosenki Wianeczek.
Wianeczku, wianeczku ty
Do mego lubego płyń
Niech woda kwiaty twe
Do jego serca śle!
Chwila jest pełna śmiechów, ale również nerwowości – są ci, którzy mają zaplanowany ślub i nie chcą ryzykować, że ich wianek popłynie; są i te, które się boją, że ktoś go złapie. Przezornie więc Kunegunda pilnuje, by jej nie poleciał za daleko, dając szansę swojemu narzeczonemu, Kamilowi, na wyłowienie wróżby. Z kolei Monika i Anna wolą własne rzucić możliwie mocno, jedynie sprawdzając, jak płyną. Gdyby na przykład wianek miał utknąć w zaroślach i żaden z mężczyzn nie byłby w stanie go odzyskać, świadczyłoby to o tym, że jego właścicielka długo sobie poczeka na męża lub na spełnienie swojej wróżby.
Tempo muzyki zmienia się – wszyscy wracają do ognia w skocznym rytmie. Czas na oczyszczające skoki przez ogień! Niektórzy trzymając się za ręce, inni w samotności – co bardziej odważne i kaskaderskie susy nagrodzone są gromkimi brawami. Płomienie mają posiadać moc oczyszczającą, chroniącą przed złem i nieszczęściami. Dla Kunegundy i Kamila to szczególny moment: chociaż ten ostatni nie jest rodzimowiercą, a to jego pierwsza Noc Kupały, wspólny skok przed lipcowym ślubem stanowi ważne wydarzenie dla pary.
W końcu rozbrzmiewa ostatni akord Kupalnocki i Wojnar zakrzykuje:
Święty Krąg Zadrugi przetrwał! Rozstąpi się, acz nie rozpadnie, rozepnie się, acz trwać po kres czasu będzie! Niech Błogosławieństwo Bogów towarzyszy Wam Wszystkim podczas dzisiejszej Nocy Kupały a wszystkim dzieje się jak najlepiej. Zdrawica! Zdrawica! Po trzykroć Zdrawica!
Bogi rade, Prodki rade, czas rozpocząć nam biesiadę!
A biesiadować jest na czym. Niemalże każdy uczestnik zniósł poczęstunek: ponad 100 pierogów, 5 bochenków chleba, karkówka, wegetariański bigos, ciasto owocowe… Od tego momentu płoną dwa ogniska – Święty Ogień oraz biesiadne. Pierwsze nie tylko nie może zostać „same”, ale również nie ma prawa służyć do odgrzewania jedzenia. Można za to do niego złożyć ofiarę bogom. Atmosfera jest luźna, radosna. Wraz z muzyką pojawiają się tańczące grupy, pije się za bogów, na zdrowie. Z czasem jednak, jak to podczas nocnego czuwania bywa, kolejne osoby odchodzą od ogniska, rozmowy stają się głębsze. Mowa jest o tożsamości słowiańskiej, o kluczowym znaczeniu słowa: słowa danego, słowa dla bogów.
Porównywane są historie życiowe, podejście do wiary rodzimowierczej, różnice między gromadami. Przez chwilę rozbrzmiewa śmiech, jak to ta jest „lewicowa”, chociaż to oczywiście żarty – w przeciwieństwie do niektórych związków wyznaniowych, polityka nie miesza się tutaj z religią. Rodzimowierstwo, w związku ze swoją małą społecznością, wiąże się z dużym zaangażowaniem osobistym: nie wystarczy wejść do pierwszego z brzegu kościoła, konieczne jest znalezienie gromady, poznanie tradycji, często poprzez czytanie opracowań etnograficznych. Co za tym idzie, trudno spotkać rodzimowierców z lenistwa, którzy przyjęli wiarę po rodzicach. Są to ludzie oddani swojej wierze, na którą musieli zapracować.
Gdy wschodzi słońce, już tylko czwórka, licząc mnie, pozostała przy ogniskach. Krótką modlitwą witamy Swaroga w dzień jego największej siły. Mowa jest o nieustającej mocy, o przykładzie, jaki daje słońce swoją cyklicznością i o nadziei, którą pozostawia. Spędzamy tak dłuższą chwilę, czekając, aż złoty dysk całkowicie wyłoni się zza horyzontu. I, niezależnie od wiary, widok ten ma w sobie coś magicznego.
Treść liturgii przekazana za uprzejmością Stołecznego Gniazda związku wyznaniowego Rodzimej Wiary.