Wszystkie tajemnice miasteczka Twin Peaks.
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
Mimo że David Lynch jest twórcą wielu artystycznie interesujących dzieł filmowych (m.in. Mulholland Drive czy Głowa do wycierania), to jego nazwisko od lat sporemu gronu osób kojarzy się głównie z jednym serialem telewizyjnym. O ile można przeżyć wieki bez usłyszenia o Człowieku słoniu czy wiedzy, że Lynch był autorem pierwszej filmowej adaptacji Diuny,to trudno nigdy w życiu nie spotkać się z tytułem Miasteczko Twin Peaks, współtworzonym z Markiem Frostem (znanym np. z Na antenie).
Serial pojawił się na ekranach telewizorów w roku 1990 i – według wielu – zmienił oblicze telewizji na zawsze. Wydaje się to mocną opinią w stosunku do dzieła liczącego pierwotnie jedynie trzydzieści odcinków – sezon pierwszy zawierał ich osiem, drugi zaś dwadzieścia dwa – jednak trudno powiedzieć, że jest ona błędna. Uwolnienie się spod wpływu Miasteczka Twin Peaks okazało się trudne nie tylko dla widzów czy twórców innych, późniejszych seriali, ale nawet osób odpowiedzialnych za powstanie dzieła. Prawdopodobnie z tego powodu historia Laury Palmer i detektywa Dale Coopera została opowiedziana ponownie – najpierw w filmie Ogniu krocz ze mną (reż. David Lynch, 1992), a później w trzecim sezonie Twin Peaks (oryginalny tytuł wszystkich odsłon serii to Twin Peaks, w polskiej dystrybucji pierwsze dwa sezony noszą nazwę Miasteczko Twin Peaks)powstałym w roku 2017, a więc dwadzieścia siedem lat od emisji pierwszego odcinka. To nie wszystko – przed powrotem do formatu telewizyjnego Lynch wypuścił Twin Peaks: The Missing Pieces (2014), będący zlepkiem scen nieuwzględnionych we wcześniejszym Ogniu krocz ze mną. Wszystko to daje w sumie ponad dwadzieścia godzin dodatkowych materiałów, niemal podwajając czas potrzebny do zapoznania się ze wszystkim, co związane z historią detektywa Coopera. Ale dlaczego właściwie sięgać po serial ponad trzydzieści lat po jego pierwszej emisji? Być może dlatego, że nadal jest to, parafrazując słowa Dale’a Coopera: a damn fine piece of art [tłum. red. cholernie dobry kawałek sztuki]. Dlaczego detektyw w jednej ze swoich najbardziej znanych kwestii miałby mówić o sztuce? Nie mówił. Oryginalnie zdanie brzmiało: You know, this is – excuse me – a damn fine cup of coffee. [tłum. red. Wiesz, to jest, za przeproszeniem, cholernie dobra filiżanka kawy].
Diane, jest siódma trzydzieści, dwudziestego czwartego lutego. Wkraczam do miasteczka Twin Peaks
Pilotażowy odcinek Miasteczka Twin Peaks przyciągnął w 1990 r. przed telewizory ponad trzydzieści milionów widzów. Czy sprawiła to obietnica niekonwencjonalnie poprowadzonej fabuły, dziwaczny klimat całości, czy nietuzinkowe postacie? Zapewne wszystko po trochu. Ale warto przyjrzeć się każdemu z tych aspektów z osobna.
Opis serialu na Filmwebie czy IMDb nie zapowiada nic specjalnego. Ot, opowieść o tym, że w pewnym małym, amerykańskim miasteczku znaleziono ciało martwej nastolatki Laury Palmer (w tej roli Sheryl Lee), a detektyw FBI Dale Cooper (grany przez Kyle’a MacLachlana) usiłuje rozwiązać zagadkę jej śmierci. Od początku widać jednak, że nie chodzi tu o kolejną historię kryminalną dotyczącą tropienia mordercy. Centralną część fabuły rzeczywiście stanowi zabójstwo Laury, ma ona jednak wiele dodatkowych, niemniej istotnych odgałęzień. Chociażby wątek brudnych interesów Benjamina Horna (Richard Beymer) – właściciela lokalnego hotelu, niejasnej przeszłości Josie Packard (Joan Chen) – dziedziczki tartaku, czy zakazanej miłości Eda (Everett McGill) i Normy (Peggy Lipton). Mrożące krew w żyłach fragmenty dotyczące śledztwa Coopera przeplatają się z paranormalnymi wizjami, iście komediowymi wstawkami z udziałem lokalnych policjantów i przeżyciami miłosnymi licealistów. Dzięki temu niemal każdy odcinek Miasteczka Twin Peaks to emocjonalny rollercoaster – fabuła prowadzi widza od śmiechu do przerażenia, nierzadko też wprawiając w konsternację, gdy zdaje się, że nic do siebie nie pasuje. Dodatkowo wydaje się, że każda z postaci ma jakąś, przynajmniej niewielką, relację z innym bohaterem serialu, często niezwykle zagmatwaną, a ostatecznie – niekoniecznie prawdziwą. Podążanie za wizją Lyncha i Frosta może być momentami wyczerpujące. Zapamiętanie ,,kto z kim i dlaczego” wymaga wytężonej uwagi, a cały czas i tak myśli się o tym, kto pozbawił życia piękną (ale nie całkiem nieskazitelnie dobrą) Laurę Palmer.
Sowy nie są tym, czym się wydają
Miasteczko Twin Peaks zostaje w myślach na długo nie tylko ze względu na bogatą, skomplikowaną fabułę, ale również dzięki warstwie wizualnej i klimatowi towarzyszącemu całej opowieści.
Jak już wspomniano, akcja dzieje się w Twin Peaks, małym miasteczku przy granicy amerykańsko-kanadyjskiej, gdzie do tej pory życie (jak się później okaże – pozornie) toczyło się leniwym trybem. Poważna zbrodnia w tak cichym i odludnym miejscu sprawia, że widz od początku ma uczucie, że coś tu do siebie nie pasuje – puzzle zostały źle ułożone. Zagłębienie się w zagmatwane, pełne fałszu relacje między postaciami, sprawiające wrażenie wręcz zakazanych, jeszcze potęguje to wrażenie. Bo w jaki sposób w cichym, otoczonym gęstym lasem miasteczku, w tak małej społeczności można odgrywać tak wiele sprzecznych ze sobą ról? Dale’a Coopera, z jego lśniącymi od żelu włosami i perfekcyjnie skrojonym garniturem, też nie powinno tu być. A jednak jest i staje się częścią miejscowego kolorytu niespodziewanie szybko.
David F. Wallace (autor m.in. zbioru opowiadań Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi) opisał dzieła Davida Lyncha jako Lynchowskie, czyli kiedy niewyobrażalna groteska współegzystuje z czymś niezwykle banalnym. Trafnie opisuje to charakter Miasteczka Twin Peaks – przeplatanie konwencjonalnych, oczywistych rozwiązań i motywów z surrealizmem tworzy niepowtarzalny klimat. Serial może nie zachwycić fabułą i przytłoczyć liczbą wątków, ale magiczny realizm, kontrast nadprzyrodzoności z czymś całkiem przyziemnym sprawia, że właściwie się go nie ogląda, a odczuwa.
Ważną rolę w budowaniu takiej atmosfery odgrywają detale – zbliżenie na czyjąś dłoń czy fragment ubrania, na pierwszy rzut oka będące tylko zabiegiem estetycznym, odcinek później może okazać się kluczową informacją do rozwiązania zagadki. Zdarza się też odwrotnie – reżyser buduje długą scenę wokół przedmiotu, tworząc wrażenie, że jest z jakiegoś powodu istotny, żeby później nigdy nie powrócić do wątku. Nie wszystko, co się pojawia, jest zresztą zrozumiałe. W uniwersum Twin Peaks są sceny i kwestie, które trudno interpretować, ale dzięki którym całość zyskuje charakterystyczny, surrealistyczny wydźwięk. Ponadto potęgują one uczucie niepokoju – na przykład sekwencja w czerwonym pokoju, w którym Cooper spotyka m.in. martwą od jakiegoś czasu Laurę. W innych przypadkach mamy do czynienia z sytuacjami o absurdalnym wręcz wydźwięku – choćby kwestia wygłoszona przez Denise, postać pojawiającą się w drugim sezonie, która w pewnym momencie mówi: Mogę ubierać się w sukienki, ale wciąż wkładam nogi w majtki po kolei, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ale Dale nie ma pojęcia – tak samo jak widz.
Mój pieniek widział coś tamtej nocy
Nie tylko kadry i sposób budowania akcji sprawiają, że dzieło Lyncha i Frosta jest tak wyjątkowe. Ogromną rolę odgrywają w tym postacie przewijające się przez Twin Peaks i tworzące niesamowitą mozaikę osób, którą trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy.
Nawet nie wiedząc do końca, co to za serial, wiele osób słyszało na pewno o Pieńkowej Damie – kobiecie, która pojawia się w różnych momentach fabuły, trzymając w objęciach drewniany walec. Zwraca się do niego jak do żywej istoty i, jako medium, przekazuje innym słowa, które podszeptuje jej pieniek. Niektórzy bohaterowie wydają się zresztą komunikować z nim na jakimś, nie do końca określonym, poziomie. Mimo że na pierwszy rzut oka Pieńkowa Dama nie odgrywa w Miasteczku Twin Peaks znaczącej roli, to zgodnie z tym, co mówi Lynch, jej postać została stworzona wiele lat przed emisją serialu. Reżyser planował kiedyś napisać scenariusz opowiadający właśnie o niej, projekt jednak porzucił, a pani w średnim wieku rozmawiająca z pieńkiem ostatecznie pojawiła się w serii współtworzonej z Frostem.
Nie sposób nie wspomnieć też ponownie o postaci Denise Bryson granej przez Davida Duchovnego. Mimo że standardy portretowania osób transpłciowych i wybierania aktorów odgrywających ich role są obecnie inne niż trzydzieści lat temu, to śmiało można powiedzieć, że Denise zaczęła wówczas przecierać trans-postaciom szlaki. Cooper poznał ją, kiedy funkcjonowała jeszcze jako mężczyzna, ale jej coming out nie zrobił na nim większego wrażenia. Tak spokojna i akceptująca postawa, nawet podczas seansu po latach, wciąż zaskakuje. Dale nie ma problemu, żeby mówić do Denise ona i w żadnym momencie nie podważa tożsamości wspólniczki. Nie oznacza to, że Miasteczko Twin Peaks uniknęło niezręczności w portretowaniu osoby transpłciowej. Miejscowy szeryf po spotkaniu kobiety wciąż mówi o niej on i komentuje kolor szminki noszony przez Denise jako pasujący do niego – co zauważalnie miało skłonić widzów do śmiechu.
Mimo wszystko postać grana przez Duchovnego jest przełomowa. W końcu w kinematografii przedstawiono transpłciową postać nie jako wroga, kogoś niestabilnego, chorego psychicznie, ale jako kobietę odnoszącą sukcesy zawodowe i dobrze radzącą sobie w życiu.
PS: Mam nadzieję, że Bob nie przyjdzie dzisiejszej nocy
Miasteczko Twin Peaks, choć przełomowe i w pewien sposób magiczne, nie było pozbawione wad. Statystyki ocen odcinków pokazują, że serial do połowy drugiego sezonu utrzymywał swój dobry poziom, później jednak musiało wydarzyć się coś, co ugasiło entuzjazm widzów. Prawdopodobnie była to kwestia dosyć niezrozumiałego podziału wątków – pierwszy sezon i kilka odcinków drugiego w całości poświęcone są Laurze, a później jej historia nagle się urywa. Zastępują ją perypetie sympatycznego i budzącego głównie ciepłe uczucia Dale’a Coopera, jednak coś się wyraźnie zmienia. To, co skupiło uwagę widzów, nagle znika, a wątki dotyczące detektywa początkowo wprowadzane są dosyć niezręcznie. Serial zauważalnie zyskuje dopiero pod koniec drugiego sezonu, żeby wrócić w chwale kilkadziesiąt lat później. Ale czy odcinki powstałe niemal trzydzieści lat po debiucie Miasteczka Twin Peaks są rzeczywiście tak dobre, czy to kwestia nostalgii i potrzeby powrotu do znanych i lubianych postaci?
Jedno jest pewne – serial już zawsze będzie stanowił niezwykle ważną część popkultury. To on prawdopodobnie zainspirował twórców seriali takich jak Riverdale czy Dochodzenie oraz gier komputerowych, m.in. Silent Hill i Max Payne.
Wokół uniwersum Twin Peaks narosło wiele legend i teorii powtarzanych od lat. Jedne mówią, że twórcy wcale nie chcieli wychodzić poza wątek Laury Palmer i stąd spadek formy gdzieś w połowie serialu. Inne twierdzą, że za niepowodzenie drugiej serii, przynajmniej w Niemczech, odpowiada fakt, że konkurencyjna stacja telewizyjna, chcąc odzyskać widzów, wyjawiła im przed emisją kluczowego odcinka, co w nim się wydarzy. Tajemniczą atmosferę wokół serialu w Polsce, zwłaszcza u młodszego pokolenia, które nie pamięta Miasteczka Twin Peaks z telewizji, może dodatkowo potęgować niedostępność materiałów. Sezonów z lat 1990-91 nie da się bowiem aktualnie legalnie obejrzeć w polskiej wersji językowej na żadnej platformie streamingowej. Wersja z polskimi napisami istnieje w Prime Video, obejmuje jednak tylko trzeci, wyemitowany w 2017 r., sezon. Resztę Amazon oferuje wyłącznie w języku angielskim. Zakazany owoc kusi, a chęć dowiedzenia się, o czym mówi pieniek, może być silniejsza niż cokolwiek innego. Jak powiedział kiedyś agent Dale Cooper: Nie mam pojęcia, gdzie nas to zaprowadzi. Ale mam przeczucie, że to będzie jednocześnie wspaniałe i dziwne.