Miasto, które jest stolicą literatury noir, według opowieści zasianych głęboko w ludzkiej jaźni, niespotykanie tolerancyjne, otwarte na różnorodne charaktery, rodzaje sztuki i ludzi wszelkich klas społecznych. Arkadyjskie miejsce dla hipisów, czarnoskórych, LGBT, narkomanów, a równolegle nisza bogaczy z majątkami wartymi miliony. San Francisco – tak idealne i tak niepewne.
Niewiele książek traktujących o miastach cieszy się wzięciem wśród czytelników. Miłośnicy Stanów Zjednoczonych powinni jednak obowiązkowo sięgnąć po reportaż Magdy Działoszyńskiej-Kossow zatytułowany, bardzo trafnie, San Francisco. Dziki brzeg wolności. Cóż nadzwyczajnego kryje się za tą nazwą? Obalenie mitów owiewających tę nadmorską przestrzeń niczym legendy, które mają okalać wyczyny historycznych bohaterów.
Autorka pokazała prawdziwe oblicze San Francisco, łącząc ze sobą historie mieszkańców, obrazy (widziane podczas własnych przechadzek), dźwięki, a nawet literackie opowieści o mieście. Fakty zestawione są z realnym spojrzeniem na rzeczywistość, nie tylko tę, którą można dostrzec na pierwszy rzut oka czy po przejrzeniu jednej z turystycznych broszur, ale również tę głęboko zakorzenioną w ludziach. To przejmujący opis, który wciąga i sprawia, że lektura wprawionemu czytelnikowi zajmuje jeden dzień.
Na kartach reportażu odnaleźć można wiele nieznanych dotąd lub nierozpowszechnionych informacji, bo któż w pierwszym odruchu pomyśli, że San Francisco to źródło, które przyniosło ludzkości nowy gatunek literacki. Mowa tu o literaturze noir, która zajmuje się, jak przytoczyła Magda Działoszyńska-Kossow, zgniłym podbrzuszem amerykańskiego miasta, miejscami, gdzie umiera amerykański sen, a mrok czai się wśród świateł metropolii.
Spośród łatwo dostępnych nowinek wyłuskać można jedynie, że kalifornijskie miasto słynie z wolności, odwiecznie z nim kojarzonej, majestatycznego czerwonego mostu Golden Gate oraz ubóstwa. Niewielu zaś zastanawia się, w jakich okolicznościach powstała ikona USA.
San Francisco bowiem ugruntowało swoją pozycję na mapie i rozwinęło się dzięki niepozornej plotce, którą postanowił zdradzić kolegom jeden z pracowników tartaku. Plotce, która głosiła, że w pobliskich wodach znaleźć można złoto. Wieść roznosiła się lotem błyskawicy zarówno w grupie okolicznych mieszkańców, jak i w całym kraju (dotarła nawet do ówczesnego prezydenta, który próbował uczynić ze Stanów Zjednoczonych państwo, w którym praca nie ma znaczenia, a wszystko za obywateli załatwią dobra materialne pozyskiwane w wodach San Francisco). Tysiące osób, najliczniej mężczyzn, przybywało na półwysep w poszukiwaniu własnej żyły złota, która mogła zagwarantować bogactwo niemalże na wieki. Wszyscy liczyli na szczęście. Iście bajkowy obraz. Niestety, jak każdy, ten również posiada mroczną stronę, która wyszła na jaw po latach. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie trzęsienia ziemi, które w jednej chwili niemalże całe miasto obróciły w popiół, zostawiając za sobą zawalone gruzy, zgliszcza i przytłaczający odór śmierci.
Tryb rozwoju metodą czasem wybuchu, czasem trzęsienia skazał to miasto na funkcjonowanie w widowiskowej, choć dla uczestniczących w niej, nie dość wygodnej, rozchwianej dynamice […]
boom and bust – od wielkiego rozkwitu do wielkiego załamania.
Magda Działoszyńska-Kossow idzie o krok dalej, nie skupia się jedynie na wizualnej sferze miasta, choć nie pomija również jej najbardziej rozpoznawalnych punktów tj. mostu Golden Gate (przy którego budowie zginęło 11 robotników, a średnio co dwa tygodnie ktoś popełnia na nim samobójstwo) czy Tenderloin (dzielnica biednych i bezdomnych, znana ze swojej autentyczności, gdzie można odwiedzić alternatywne galerie sztuki, klasyczne sale koncertowe tj. Great American Music Hall oraz zabytkowe teatry, wystawiające zarówno spektakle z Broadwayu, jak i liczne sztuki niezależne).
Autorka odkrywa przed czytelnikiem niepochlebną stronę San Francisco. Pokazuje liczne problemy polityczne związane z obecnością czarnoskórych w mieście.
Jej wypowiedź pozostaje obiektywna, do ostatniej linijki profesjonalna. Ponadto otwiera oczy na wiele problemów do tej pory zamiatanych pod dywan, przemilczanych wśród zgiełku współczesnego świata. Dzięki tej reporterskiej opowieści metropolii została oddana cześć, malując ją jako innowacyjne, dbające o naturę miejsce prężnego rozwoju infrastruktury i społeczeństwa, które jak każde inne ma swoje małe uchybienia.
Miasto, które nie ma wstrętnego podbrzusza, wcale nie jest miastem.
Herb Caen
Zestawienie ze sobą kontrastów szokuje, podkreśla żywiołowość San Francisco. Trudno jest pojąć, jak bogaci mogą być całkowicie obojętni na dość powszechną, łatwo dostrzegalną biedę, jak wykluczone, niesłusznie potępiane grupy społeczne, jak np. LGBT, mogą generalizować i uprzykrzać życie innym, choćby czarnoskórym. Tego kalibru zachowania udowadniają, że jak wiele jest obecnych różnorodności na wszystkich możliwych płaszczyznach, tak wiele problemów, które trudno rozwiązać.
Napisany z polotem i widocznym zaangażowaniem reportaż San Francisco. Dziki brzeg wolności zabierze każdego w niezapomnianą, pouczającą podróż przez Kalifornię – tę, którą wielu już zna, jak i tę, o której istnieniu nikt dotąd nie miał pojęcia. Gorączka złota, tylko gorączką, a zgodnie z powiedzeniem: nie wszystko złoto, co się świeci.
Cool, grey city of love.