Palm Springs, czyli Dzień Świstaka mocniej, lepiej i zabawniej.
Grafika okładkowa na podstawie projektu ChaiCola & ChaiMate; Dominik Tracz
Grupa The Lonely Island, w skład której wchodzą: Andy Samberg (Brooklyn Nine-Nine), Akiva Schaffer (Straż sąsiedzka) i Jorma Taccone (Hot Rod), kolejny raz zabrała się za produkcję filmową. Po rewelacyjnym Popstar: Never Stop Never Stopping i szczególnie udanym oraz prześmiewczym albumie muzycznym Turtleneck & Chain można było przypuszczać, że również i Palm Springs spełni oczekiwania publiki. Twórcy tym razem postanowili sparodiować mocno już wybrzmiały w przemyśle filmowym motyw z Dnia Świstaka, zgodnie z którym główni bohaterowie zamknięci zostają w pętli czasowej, gdzie czas jest względny, a każde „jutro” stanowi powtórkę tego samego dnia i tak bez końca. Zdając sobie jednak sprawę z powtarzalności tematu, grupa realizatorska nie tylko postanowiła zaserwować widowni ogromną dawkę charakterystycznego humoru, ale i przedstawić motyw pętli czasowej w zupełnie nowatorski sposób. Tak też odbiorca poznaje głównego bohatera – Nylesa (Andy Samberg) – gdy ten już w rzeczonej pętli tkwi i mimo wszystko całkiem dobrze sobie z tym radzi. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy w przypadku groteskowego, a jednocześnie niefortunnego, splotu wydarzeń wciąga nowo poznaną Sarah (Cristin Milioti) do rzeczywistości, w której następny poranek nigdy nie nadchodzi.
Chcąc opisać Palm Springs słowami, które najlepiej oddają klimat i sens filmu, można byłoby powiedzieć: seks, oranżada i dinozaury.
Choć film powszechnie reklamowany jest jako komedia, duży akcent położono w nim na wątek romansowy między głównymi bohaterami. Relacja ta w żadnym momencie nie wydaje się sztuczna, wszelkie niesnaski widz, mimo satyrycznego charakteru, może odbierać poważnie, a ogólny obraz uczucia, powoli rozwijającego się pomiędzy Nylesem i Sarah, jednocześnie wzrusza i pokrzepia. W rezultacie udało się twórcom odnaleźć doskonały balans między słodko-gorzkim romansem, a przezabawnym kalejdoskopem sukcesów i porażek bohaterów.
W Palm Springs nie ma rzeczy niemożliwych, z biegiem czasu granica absurdu coraz odważniej przesuwana jest dalej i dalej, aż w końcu widz zadaje sobie pytanie: Co ja właśnie zobaczyłem?! Chcąc opisać Palm Springs słowami, które najlepiej oddają klimat i sens filmu, można byłoby powiedzieć: seks, oranżada i dinozaury. Zupełnie jak w przypadku Twin Peaks – wyobraźnia twórców nie ma barier, absurd goni absurd, ale właśnie to, zaraz po rewelacyjnej grze aktorskiej (o czym później), stanowi największą moc komediową produkcji. Na tyle trafną, że salwy śmiechu na sali kinowej absolutnie nie dziwią, a reakcje na wzór słynnego GIFa to jedne z najczęściej spotykanych wśród współtowarzyszy podczas seansu.
Po Palm Springs widać od razu, że to Andy Samberg czuwał nad finalnym kształtem produkcji: niepowtarzalny i tak bardzo charakterystyczny dla niego humor aż wylewa się z ekranu. Kto widział Brooklyn Nine-Nine, Popstar lub Hot Rod, ten doskonale wie, jakiego rodzaju gagów można się spodziewać. Podobnie jest z aktorstwem – Samberg, wcielający się w głównego bohatera, zdaje się być na ekranie po prostu sobą. Widząc Nylesa widz ma wrażenie, jakby oglądał odjechany spin-off Brooklyn Nine-Nine, gdzie Jake Peralta może w każdej chwili rzucić żartobliwie słynnym pytaniem o tytuł twojej sekstaśmy, lub dalsze losy Conner4Real z Popstar, gdzie wokalista wycofał się z branży, by włóczyć się po magicznych jaskiniach gdzieś w sercu kalifornijskiego pustkowia. Niebywała charyzma Samberga wręcz oczarowuje i nie pozwala przejść obok świetnych gagów (doskonale zresztą wykorzystanych przez aktora) bez donośnej salwy śmiechu. Równie dobrze prezentuje się Cristin Milioti (Jak poznałem waszą matkę) i J.K. Simmons (Whiplash), którzy dopełniają obrazu i wnoszą potężne dawki pozytywnej energii do projektu.
Widząc Nylesa widz ma wrażenie, jakby oglądał odjechany spin-off Brooklyn Nine-Nine, gdzie Jake Peralta może w każdej chwili rzucić żartobliwie słynnym pytaniem o tytuł twojej sekstaśmy, lub dalsze losy Conner4Real z Popstar, gdzie wokalista wycofał się z branży, by włóczyć się po magicznych jaskiniach gdzieś w sercu kalifornijskiego pustkowia.
Ostatecznie najnowszy film chłopaków z The Lonely Island zachwyca zarówno wykonaniem, jak i poziomem zabawności. Palm Springs stanowi jednocześnie dojrzałą opowieść o miłości, małżeństwie, radzeniu sobie z przeciwnościami losu i skrajnie dziecinną zabawę formą, wydarzeniami i absurdem. To projekt spolaryzowany w każdej ze swoich części, jednak zaskakująco w tym wszystkim spójny. Z niezwykłą zręcznością łączy elementy romantyczne i komiczne, brutalność, wrażliwość, czarny humor i wręcz uświęcony obraz małżeństwa tak, że w kontekście całości wszystkie te wątki nie zaburzają balansu emocjonalnego produkcji.
Oczywiście Palm Springs można zarzucić, że choć stara się zerwać z niektórymi kliszami charakterystycznymi dla filmów o tematyce pętli czasowych, wciąż momentami pozostaje schematyczny. Również samo rozwiązanie głównego problemu może wydawać się zbyt proste, jednak cóż z tego, skoro całokształt obrazu z nawiązką rewanżuje drobne akcenty wskazujące na niedoskonałość filmu, a pozytywny humor utrzymuje się u widza na długo po seansie.
Ocena: REWERS POLECA
Palm Springs
reż. Max Barbakow
premiera: 26.02.2021 r.
Dystrybucja w PL: GutekFilm