Nagroda Nike 2020 dla wstrząsającego reportażu Joanny Gierak-Onoszko. Czy zasłużona?
Grafika okładkowa: Pau Malicka
Kanada prezentowała się do tej pory jako miejsce pełne tolerancji i spokoju. Arkadyjski kraj, w którym niejeden chciałby zamieszkać. Joanna Gierak-Onoszko pokazuje, że nawet rozwinięte państwo ma mroczną stronę i przysłowiowego trupa wyskakującego znienacka z szafy.
27 śmierci Toby’ego Obeda to książka opowiadająca o zbrodniach dokonywanych na dzieciach rdzennych mieszkańców terenów Kanady, uczących się w państwowych, i najczęściej również katolickich, szkołach z internatem. Reportaż pokazuje straszną prawdę skrzętnie ukrytą pod mozaiką kulturową opisywanego państwa. Prawdę, która obecnie wychodzi na jaw, budzi kontrowersje, skrajne emocje znajdujące odbicie w rozmaitych doniesieniach mediów. Wzburzenie Kanadyjczyków widać na każdym kroku: płoną kościoły, monumenty oblewane są czerwoną farbą, a ludzie wychodzą na ulicę. Wszystko to w geście solidarności z dziećmi, które przez lata poddawane były emocjonalnej, fizycznej oraz seksualnej przemocy ze strony swoich wychowawców, szkolnych opiekunów.
Nie sposób obiektywnie ocenić historii opisanej w reportażu, dlatego że mówi ona o trudnych życiach, wyrządzonej krzywdzie i popełnianych błędach. Można jedynie wspomnieć o uczuciach, które pojawiają się w momencie zetknięcia z tragedią rdzennych kanadyjskich dzieci. Dreszcz przerażenia, wzruszenie oraz niepowstrzymana złość nieustannie przeplatają się w trakcie lektury, nawiedzając umysł czytelnika. Nie sposób ich uniknąć, zwłaszcza jeżeli jest się osobą bardzo wrażliwą. To reportaż dla ludzi o mocnych nerwach, dlatego dobrze zapoznać się wcześniej, przynajmniej pobieżnie, z artykułami na jego temat. Poczucie niesprawiedliwości to niejako jeden z wielu skutków ubocznych tej książki. Podczas czytania niezbędna jest siła psychiczna pozwalająca udźwignąć brzemię, które 27 śmierci Toby’ego Obeda, chcąc lub nie chcąc, składa na barkach odbiorcy.
Pisanie o tak drastycznych zachowaniach i niemoralnych wydarzeniach to trudne zadanie, ale prowadzenie rozmowy z ich bezpośrednimi uczestnikami musi być jeszcze trudniejsze. Odwaga autorki zasługuje na wszelką aprobatę. Jak wspomniała sama Joanna Gierak-Onoszko:
Ja się bardzo boję, więc muszę być odważna. To mój sposób na radzenie sobie ze strachem.
– Joanna Gierak-Onoszko podczas spotkania autorskiego, 3.07.2021 r.
Nie sposób zaprzeczyć, że reportaż ten u niektórych zostawia niesmak, innych przeraża zbyt mocno, wręcz się nie podoba. To jednak dobry znak, wynikający z przedstawienia nieupudrowanej, brutalnej w swej prostocie i bezpośredniości historii, która dotyka czytelnika. Na szczęście odsłania również, jak wielu wrażliwych na krzywdę innych ludzi wciąż chodzi po Ziemi i daje wiarę, że dla dobrego, spokojnego świata jest jeszcze jakaś nadzieja.
Reportaż nie zmienia świata, ale może zmienić jednego człowieka.
– Mariusz Szczygieł w trakcie spotkania z Joanną Gierak-Onoszko, 3.07.2021 r.
Jakiekolwiek opowieści o 27 śmierciach Toby’ego Obeda nie są w stanie oddać prawdziwego sensu i pełnego wydźwięku tego reportażu. Trzeba go przeczytać. Książka ta może sprawić, że czytelnik zacznie przyglądać się baczniej dzieciom w swoim otoczeniu, zacznie ich słuchać i przestanie bagatelizować wypowiadane przez nie słowa. Dzieciom wierzyć trzeba zawsze, a informacje przez nie przekazywane skrupulatnie weryfikować. Właśnie to przesłanie stanowi wartość dodaną owego reportażu.
Nagroda Nike 2020 to zdecydowanie zasłużone uhonorowanie złożone na ręce autorki książki o tych, którzy latami milczeli, chowając się za osłoną wstydu – dała im głos. Zależne jest jedynie od czytelników czy zostanie usłyszany, a przede wszystkim wysłuchany z taką uwagą, z jaką wysłuchany zostać powinien. Niemniej obiektywna postawa oraz niejednokrotnie sprawdzone informacje są kluczem do sukcesu reportażu. Zasady te rygorystycznie zastosowano w tekście, bez względu na ciężar tematu, który odczuła również autorka. Trud włożony przez Joannę Gierak-Onoszko w napisanie 27 śmierci Toby’ego Obeda bezsprzecznie wymagał nagrodzenia go Nike.
Poniżej znajduje się wywiad z Joanną Gierak-Onoszko przeprowadzony podczas spotkania autorskiego odbywającego się na MotoPrzystani w Plecewicach przy współpracy ze Stowarzyszeniem „Bzura”. Spotkanie poprowadził wybitny polski reportażysta Mariusz Szczygieł.
Rewers: Spotkanie autorskie było tak samo przyjemne, co pouczające. Usłyszała pani podczas tej godziny sporo pytań. Nie wszystkie z nich okazały się w pełni komfortowe – niektóre dotyczyły tego, jak wpłynęło na panią wydanie 27 śmierci Toby’ego Obeda. Szczególnie podkreślane były te negatywne aspekty, kontekst emocjonalny. Chciałabym zapytać o drugą stronę medalu. Czy wydanie tego reportażu zaowocowało czymś pozytywnym w pani życiu? Czy myślała pani o tym, że poprzez tę publikację dała pani głos tylu skrzywdzonym osobom, które ukrywały się w cieniu?
Joanna Gierak-Onoszko: Myślę, że ta opowieść nie zmieniła życia jej bohaterów. Zresztą nigdy nie miałam takich ambicji, ale wiem też, że reportaż rzadko kiedy ma tak dużą moc sprawczą. Ta książka, oczywiście, odmieniła moje życie. Zmieniła je na lepsze, bo pojawiają się w nim takie momenty, jak spotkanie prowadzone przez Mariusza Szczygła, kiedy mogę poznać moich czytelników. I cieszę się, że to wydarzenie, jak i wiele bardzo podobnych, miało dwie równoważne części. Pierwsza to jest ta oficjalna, czyli moja rozmowa z Mariuszem Szczygłem – niedoścignionym mistrzem reportażu – która była dla mnie najsłodszą przyjemnością. Oraz druga część, ta nieoficjalna, czyli spotkania z czytelnikami. Nigdy nie traktuję tego jako momentów na podpisywanie książek, na rozdanie autografów. Dla mnie to możliwość kontaktu z drugą osobą, z moim czytelnikiem. Ten moment przy stoliku, kiedy podpisuję książki, zawsze trwa troszkę dłużej niż powinien, dlatego że towarzyszą mu rozmowy. Czasem wymieniamy się z czytelnikami osobistymi komentarzami i uwagami, bo spotkania autorskie bardzo nas otwierają. Dzieje się tak również dzięki Mariuszowi Szczygłowi, bo mam wrażenie, że on buduje taki most, po którym przechodzimy, żeby się spotkać i porozmawiać o tym, co jest dla nas najważniejsze. Dlatego bardzo sobie cenię i tę część oficjalną – na scenie, i tę nieoficjalną – kiedy spotykamy się z innymi ludźmi za kulisami, w kuluarach, i możemy porozmawiać o czymkolwiek chcemy, co indywidualnie jest dla nas ważne i co niekoniecznie wiąże się z samą książką.
Teraz pewnie wszyscy mówią o tym, że jest pani pisarką, bo ukazała się pani książka i to staje się dla odbiorców najważniejsze. Z tego też powodu bardziej panią rozpoznają. Natomiast wiem, że jest pani również żoną i matką. Chcę więc dowiedzieć się, jak udaje się pani połączyć pisanie książek (co, nie ukrywajmy, jest dosyć czasochłonnym zajęciem) z życiem rodzinnym.
Ledwo. Ledwo łączę te wszystkie role, które przychodzi mi pełnić, podobnie jak ogromna większość matek i ojców w Polsce. Myślę, że jesteśmy herosami. Bohaterami. Wszelkie słowa szacunku i podziwu, takiego odczuwanego na co dzień, kieruję do kobiet i mężczyzn, którzy łączą pracę zawodową z wychowaniem dzieci. Wiem też, że niektórzy, a szczególnie niektóre, muszą zrezygnować ze swoich ambicji zawodowych po to, żeby zająć się rodziną. Najczęściej staje się to udziałem kobiet, chociaż ostatnio coraz częściej także mężczyzn, którzy również okazują się wspaniałymi rodzicami, zajmują się swoimi dziećmi i są gotowi poświęcić niemalże wszystko, by troszczyć się o rodzinę. I myślę, że to taka uprawiana przez nas ekwilibrystyka. Czasem miewamy kontuzje, upadki i potknięcia. Jest to praca, która nigdy się nie kończy, dodatkowo bardzo trudna i często niedoskonała, ale nie mamy wyjścia. Tak więc podobnie jak miliony mężczyzn i kobiet, staram się łączyć życie zawodowe z funkcjonowaniem w domu, w rodzinie. Nie wiem, czy mi to wychodzi, ale za jakiś czas ocenią to moje dzieci. I mam nadzieję, że nie będzie z tego książki.
Skoro krążymy teraz wokoło rodziny, życia prywatnego, to czy napisanie książki o takiej brutalnej tematyce – szczególnie, jeśli chodzi o dzieci – zmieniło w jakiś sposób pani spojrzenie na własne pociechy?
Tak, to było bardzo trudne, dlatego że kiedy pracowałam nad reportażem o tym, co działo się z dziećmi rdzennymi w Kanadzie, w tym samym czasie urządzałam pokój swoich maleństw po przeprowadzce do tego kraju. Kiedy czytałam o warunkach oraz tych wszystkich okropnościach, które były udziałem tamtych dzieci jeszcze całkiem niedawno, to widząc te biureczka i łóżeczka w pokoikach moich pociech, dostrzegałam ogromny kontrast. Dostaję dużo takich słów i komentarzy od czytelników, którzy mają własnych wychowanków pod opieką. Dla nich lektura mojej książki była bardzo trudna, bo patrząc z perspektywy rodzica, nie umieli oddzielić bohaterów od własnych dzieci. Często pozbawiona emocji i subiektywnej oceny perspektywa była dla nich zwyczajnie nieosiągalna. Nie ukrywam, że dla mnie jako matki pisanie o tym wszystkim również było ciężkie, ale uważam, że te historie są trudne nie tylko dla rodziców, ale również dla wszystkich tych, którzy kiedykolwiek byli dziećmi.
Czy pisanie książek to pani podstawowa praca czy jedynie hobby?
Mam jeszcze jedno zajęcie, dużo bardziej biurowe, traktowane jako podstawę, natomiast pisanie książek jest dla mnie nie tylko pracą, ale też drogą do spełnienia. Myślę, że mogłabym pracować w różnych zawodach, ale czegokolwiek bym nie robiła dla chleba, to nie potrafiłabym zrezygnować z pisania. To jest coś, co sprawia mi najwięcej przyjemności, co też daje pewne poczucie sensu. Sensu i spełnienia. Bardzo cenię pracę zawodową, szczególnie kobiet, bo wiem, że dojście do takiej samodzielności często dużo nas kosztuje. I szalenie doceniam tych wszystkich, którzy wkładają w to, co robią, całe serce, starając się wykonywać swoje obowiązki nie tylko dla pieniędzy czy z powodów ekonomicznych, ale też po to, żeby zrobić coś dobrego i komuś się na coś przydać.
Tyle różnych aktywności… a doba ma tylko 24 godziny i to się nie zmienia. Jak daje pani radę?
Faktycznie, doba ma jedynie 24 godziny, ale na szczęście znajdujemy z rodziną czas, żeby posiedzieć przy kawie, pomagamy sobie też nawzajem tak na co dzień w domu. Radzimy sobie. Teraz jest czas ciężkiej pracy, nie tylko na polu, ale też w życiu i mam nadzieję, że jak go wszyscy przetrwamy, to odpoczniemy. Mam też nadzieję, że w końcu przyjdą dla nas wszystkich te żniwa – czas zbierania owoców i będziemy mogli się cieszyć. Więc nie narzekam, nie marudzę. Raduję się tym, co jest.
A teraz czas na pytanie bardziej warsztatowe! W jaki sposób pisze pani książki? Są pisarze, którzy lubią wziąć do ręki kawę, postawić obok laptopa i tworzyć. Jaki ma pani przepis na pisanie?
Mój przepis jest bardzo praktyczny. Kiedyś, zanim zaczęłam tworzyć tak na poważnie, wydawało mi się, że pisarka zaparza sobie filiżankę zielonej herbaty albo robi sobie dobrą kawę, stawia obok ciasteczka, siedzi przy biurku, na którym stoi jakiś bukiecik kwiatów i w tym pięknym otoczeniu czeka na natchnienie. W moim przypadku, bo nie wykluczam, że być może są osoby, które tak mają, to po prostu ciężka praca. Taka dość rzemieślnicza, przy komputerze. Książka 27 śmierci… została napisana głównie w Kanadzie i pracowałam nad nią w tamtejszych warunkach. Często zdarzało się, że było tak zimno, że zamarzały szyby od środka, więc siedziałam w dwóch parach dresów i w czapce na głowie. Nie było to filmowe, ten obrazek nie nadawałby się na Instagrama, ale taka właśnie okazuje się rzeczywistość. Nieupudrowana, nieumalowana, bardzo kuchenna. Mogę też zdradzić, że bardzo często piszę teksty na spacerze z psem albo pod prysznicem, kiedy jestem sama, kiedy nie muszę zajmować się obowiązkami zawodowymi czy domowymi. Mogę wtedy spokojnie pomyśleć, ułożyć książkę, a przede wszystkim stworzyć pomysł na tekst. Zdaje się, że to jest najważniejsze. Spotykamy w swoim życiu różne historie, które nas zaciekawiają i można je opowiedzieć na różne sposoby. Najważniejsza jest forma, najważniejszy jest klucz do tych opowieści, czyli taki przepis na to, jak te historie pokazać, jak zainteresować czytelnika, który ma dzisiaj mnóstwo różnych innych rozpraszaczy i może bardzo szybko odrzucić lekturę.
Zdaje się, że czytelnicy współcześnie mają również dosyć duże wymagania.
Zdecydowanie tak, dlatego my – autorki i autorzy – musimy starać się nie tylko przyciągnąć czytelnika, ale też zatrzymać go przy sobie. Z tego powodu wciąż szukamy tej interesującej, dobrej formy. Osobiście jestem za taką, która jest czysta, prosta, w której znajduje się mało ozdobników, chociażby przymiotników. Staram się czytelnika nie rozpraszać, nie męczyć i absolutnie nie popisywać stylem i znajomością różnych tricków. Chcę, żeby tekst bronił się sam, żeby i ta historia broniła się sama. Dla tych, którzy mają taką potrzebę, ambicję, by pisać dla szerszego grona odbiorców, mam radę, która mnie bardzo pomogła. Proszę swoje teksty spróbować przeczytać na głos. Wtedy od razu wiemy, gdzie postawić przecinek, które zdania połączyć, a które od siebie oddzielić. I ta melodia, ten język mówiony, bardzo pomaga uporządkować tekst. Wtedy widzimy, które zdania brzmią minoderyjnie, które są sztuczne, a które wspaniałe i warto je wybić na pierwszy plan.
Skoro mowa o czytaniu na głos – czy czyta pani swoim dzieciom?
Czytam, bo chcę, żeby widziały, że książki dają wiele odpowiedzi, a przede wszystkim stawiają wiele pytań. Możemy znaleźć w nich nie tylko gotowe wzorce, ale też gotowość do tego, żeby zadawać pytania o otaczający nas świat i o siebie samego. I może nie czytam im tak często, jakbym chciała, ale zachęcam je do lektury. Zachęcam też wszystkich do czytania dzieciakom na głos, bo to nie tylko zbliża je z książką, z literaturą, ale zbliża ze sobą nawzajem.
Pięknie powiedziane. Wiem też, że pisanie reportaży jest wyjątkowo trudne – czasochłonne, wymagające pozyskiwania i weryfikowania informacji, a także chłodnego spojrzenia na opisywany problem. To faktycznie nie każdy potrafi. Chciałabym więc zapytać, jakie ma pani rady dla przyszłych reportażystów oraz czy właściwie warto reportaże pisać?
Warto dlatego, że dobrze napisany reportaż, chociaż żyje tylko chwilę, może dać poczucie dumy i myślę, że działa jak narkotyk. Jest jak nałóg, ale ten zdrowy. Reportaż wciąga – nie tylko czytelnika, ale też reportera. Nie wiem, czy jestem uprawniona do tego, żeby dawać komukolwiek rady jak pisać, ale jeżeli jako starsza koleżanka mogę się czymś podzielić, to tym, żeby weryfikować fakty i to nie jednokrotnie, ale dwu- czy trzykrotnie. Żeby zawsze sprawdzać również, jaka intencja stała za daną opowieścią, przekazem. Z jaką intencją przychodzi do nas ten, który podaje nam dokumenty czy dzieli się z nami swoimi materiałami albo opowieścią. Zawsze warto zadać sobie pytanie: o co w tej historii tak naprawdę chodzi? I zastanowić się, co kryje się za słowami, co kryje się za obrazkami. Czyli warto szukać meta-narracji, meta-opowieści, historii nad historią. Takie szukanie prawdy jest czymś, co porządkuje reportaż. Pomaga znaleźć właściwe proporcje i dobrą optykę. Mogę jeszcze doradzić, by znaleźć sobie dobrego redaktora, kogoś życzliwego (to nie musi być zawodowy redaktor), kogoś, kto przeczyta pierwszą wersję naszego tekstu i powie szczerze i krytycznie, co tam gra, a co nie. Proponuję się tym uwagom przyjrzeć w pokorze, wziąć je sobie do serca i pomyśleć nie tylko o tym, co my chcemy powiedzieć, ale też o tym, co czytelnik chce usłyszeć. Żeby postawić się tym samym w pozycji odbiorcy, bo tylko wtedy dialog, porozumienie i rozmowa są możliwe.
I na koniec: czy po tych wszystkich emocjach związanych z książką, po trudach związanych z pisaniem, ma pani siłę tworzyć kolejne publikacje? Czy czytelnicy mogą się czegoś spodziewać w niedalekiej przyszłości?
Nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów, natomiast powiem, że pracuję nad drugą książką, która tym razem będzie osadzona w Polsce. Będzie miała wyłącznie polskich bohaterów, ale też pojawi się człowiek, który zderza się z systemem. Człowiek szukający drogi wyjścia dla siebie i rzucający rękawicę losowi. Zanim zacznę czytelnikom zawracać głowę swoją książką i będę prosić o ich czas i uwagę, to muszę najpierw sama bardzo dużo przeczytać, dużo się nauczyć, więc proszę wybaczyć – przez jakiś czas jeszcze będę siedziała nad literaturą i pracowała nad dokumentacją tej książki, ale mam nadzieję, że już w przyszłym roku będę mogła powiedzieć „nowa historia może was zainteresować”.
27 śmierci Toby’ego Obeda
Joanna Gierak Onoszko
Wydawnictwo Dowody na Istnienie: https://dowody.com/ksiazka/27-smierci-tobyego-obeda/
Premiera: 2019