Zapomniane przez historię. Okradzione z dokonań.
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
Gdyby zadać pytanie o istotne dokonania kobiet w nauce, większość osób natychmiast wymieni fizyczkę i chemiczkę Marię Skłodowską-Curie i jej dwie Nagrody Nobla. O inne nazwiska będzie trudniej – a przecież kobieca część historii nauki to nie tylko Curie. Vera Rubin potwierdziła istnienie czarnej materii w atmosferze ziemskiej. Rosalind Franklin jako pierwsza zobrazowała podwójną helisę DNA. Lise Meitner odkryła istnienie rozszczepiania jądrowego uranu. Ale, w zdecydowanej większości, nikt nie pamięta ich nazwisk, a to, co osiągnęły, zostało przypisane mężom, opiekunom naukowym czy współpracownikom laboratoryjnym. Często nie mogły liczyć nawet na wzmiankę w publikowanych artykułach naukowych i odczytach, chociaż to one dały podstawy do rozwijania danej dziedziny wiedzy. Czasami też, nawet jeśli jakiś efekt czy zjawisko zostało nazwane na ich cześć, przypisywano im płeć męską – w wielu podręcznikach można znaleźć wzmiankę o „efekcie Bruce’a”, podczas gdy opisała go brytyjska zoolog Hilda Margaret Bruce. To przykłady zjawiska Matyldy polegającego na pomijaniu udziału naukowczyń w pracach badawczych i przypisywaniu ich osiągnięć współpracownikom. W ten sposób tworzy się znacząca dysproporcja między mężczyznami i kobietami – podczas gdy naukowcy zbierają pochwały i nagrody za osiągnięcia, naukowczynie pozostają pomijane, a w końcu – całkowicie zapomniane.
Co nauka robi z mózgiem kobiety
Nazwa efektu Matyldy pochodzi od imienia Matildy Joslyn Gage, amerykańskiej feministki, która już pod koniec XIX w. dostrzegła problem całkowitego pomijania wkładu kobiet w tworzenie nauki. Na opisanie zjawiska trzeba było jednak poczekać kolejne sto lat – uczyniła to historyczka nauki Margaret Rossiter. Zauważyła ona znaczną dysproporcję w ilości osiągnięć naukowych kobiet i mężczyzn. Powodu istnienia owej różnicy upatrywała w dyskryminacji płciowej, przypisywaniu zasług męskim współpracownikom oraz pomijaniu wkładu kobiet w istotne odkrycia naukowe. Mężczyźni mieliby też chętniej cytować prace naukowców niż naukowczyń oraz częściej przyznawać kolegom fundusze na prowadzenie badań – niezależnie od kwestii merytorycznych. Jako jeden z pierwszych dowodów na istnienie efektu Matyldy podaje przykład Trotuli – włoskiej lekarki żyjącej na przełomie XI i XII w. Według przekazów miała ona stosować rewolucyjne, na tamte czasy, metody ginekologiczne i położnicze. Mimo to autorstwo jej dzieł przez lata przypisywano mężczyznom – publikując prace pod ich nazwiskami, a nawet zaprzeczając istnieniu Trotuli.
Końcówka XIX w. przyniosła również inne absurdalne stwierdzenia dotyczące kobiet w nauce. James Crichton-Browne, psychiatra i neurolog, opisał zaburzenie psychiczne o nazwie „anorexia scholastica”, do występowania którego miałaby prowadzić nadmierna edukacja i zbyt duże zaangażowanie w pozyskiwanie wiedzy. Zaburzenie to, według Crichton-Browne’a, występowało tylko u kobiet i prowadziło m.in. do utraty moralności, lunatyzmu, neurozy, a nawet – całkowitego szaleństwa. Artykuł o anorexia scholastica ukazał się w British Medical Journal, obecnie jednym z najważniejszych czasopism medycznych na świecie. Diagnozowano ją jeszcze na początku XX w., gdy pierwsze naukowczynie, po latach walki, uzyskiwały stopnie naukowe. Wiara w istnienie anorexia sholastica zdecydowanie nie pomagała im w zyskiwaniu uznania – jak podejść poważnie do odkryć szalonej kobiety, której edukacja poprzestawiała coś w mózgu?
jak podejść poważnie do odkryć szalonej kobiety, której edukacja poprzestawiała coś w mózgu?
Niestety, dyskryminacja kobiet w nauce nadal funkcjonuje. Badania firmy L’Oreal, przeprowadzone w 2016 r. w kilku państwach (m.in. Polsce, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Chinach), pokazały, że osiągnięcia naukowczyń nadal przypisywane są mężczyznom lub pozostają całkowicie nieznane. Uczestników badania poproszono o wskazanie tego, kto: zidentyfikował wodór jako pierwiastek najczęściej występujący w gwiazdach; odkrył, że AIDS jest spowodowany przez wirus HIV; opisał gen odpowiedzialny za występowanie i dziedziczenie predyspozycji do rozwinięcia raka sutka. Autorkami wszystkich tych odkryć był kobiety, jednak zdecydowana większość uczestników badania stwierdziła, że za tymi osiągnięciami stoją mężczyźni (np. tylko 8% uczestników wskazało Cecilię Payne-Gaposchkin jako autorkę odkrycia dotyczącego występowania wodoru w gwiazdach). Trzeba jednak zaznaczyć, że mniej niż połowa ankietowanych w ogóle wiedziała o tych odkryciach (średnio cztery osoby na dziesięć), a jeszcze mniej potrafiło podać autora.
Zapytani o predyspozycję kobiet do pracy w nauce, uczestnicy polskiej edycji badania tylko w 26% uważali, że jest to środowisko dla nich odpowiednie. Zdecydowanie częściej – bo odpowiednio w 58 i 57% – uważali, że kobiety sprawdzą się w obszarze kultury i sztuki oraz wolontariacie i organizacjach pozarządowych.
Zapytani o predyspozycję kobiet do pracy w nauce, uczestnicy polskiej edycji badania tylko w 26% uważali, że jest to środowisko dla nich odpowiednie. Zdecydowanie częściej – bo odpowiednio w 58 i 57% – uważali, że kobiety sprawdzą się w obszarze kultury i sztuki oraz wolontariacie i organizacjach pozarządowych. Dostęp do edukacji i udowodnienie predyspozycji (równych męskim) do osiągania sukcesów naukowych nie przekłada się na zmianę przekonań dotyczących udziału kobiet w nauce.
Genialne przegrane
Ofiar efektu Matyldy jest wiele. Jednym z najbardziej rażących przykładów jest przypadek wspomnianej już biofizyczki Rosalind Franklin. W latach 50. XX w., po powrocie na King’s College, miała rozpocząć badania nad strukturą białek. Po przyjeździe do Londynu okazało się jednak, że przydzielono jej próbki DNA i razem z Maricem Wilkinsem miała dokładnie przyjrzeć się ich budowie. W tym samym czasie analogiczne badania prowadzili James Watson i Francis Crick i to oni w późniejszych latach zostali nagrodzeni Nagrodą Nobla za ustalenie prawidłowego modelu struktury DNA (podwójna helisa). O tym, że, gdyby nie Rosalind Franklin, do odkrycia by nie doszło, przez wiele lat nie wspominano. To ona dostrzegła błędy w modelach Watsona i Cricka i to zdjęcie jej autorstwa umożliwiło dokonanie przełomowego odkrycia. Dodatkowo prawdopodobnie to Wilkins (współpracownik Franklin) bez zgody przekazał jej notatki konkurencyjnemu zespołowi. W efekcie, razem z Watsonem i Crickiem, został uhonorowany Nagrodą Nobla za to odkrycie. Franklin nie była świadkiem przyznania nagrody – zmarła wcześniej w wieku 37 lat.
Przykłady efektu Matyldy można mnożyć w nieskończoność – Jocelyn Bell Burnell, w której przypadku za dokonane przez nią odkrycie pulsarów nagrodę otrzymali Antony Hewish i Martin Ryle; Esther Lederberg, odkrywczyni faga lambda, której mąż i współpracownik Joshua Lederberg odebrał Nobla zamiast niej; Lise Meinter i Shiung Wu – fizyczki pominięte przy przyznawaniu nagród zespołom, w których pracowały.
W końcu – harem Pickeringa, nazywany również „harvardzkimi komputerami”. Pod tą nazwą kryje się nie jedna, a wiele pominiętych kobiet współpracujących z Edwardem Pickeringkiem. To nie tylko ilustracja zjawiska Matyldy, ale także efektu haremu. Mówi się o nim gdy, najczęściej szanowany, naukowiec wybiera do swojego zespołu badawczego wyłącznie kobiety. Będąc jedynym mężczyzną w zespole, staje się jego liderem, a później zbiera wszystkie pochwały.
Grupa osiemdziesięciu osób, z Willeminą Fleming na czele, zajmowała się katalogowaniem obiektów niebieskich, pracując z wydajnością komputerów – stąd określenie harvardzkie komputery. Naukowczyniom nie tylko odebrano więc zaszczyty związane z tak wielkim dokonaniem (pomysłodawcą był w prawdzie Pickering, ale to zespół Fleming wykonał ogromną pracę, bez której projekt nie zakończyłby się sukcesem), ale też wymazano ich imiona i nazwiska – znane są jedynie: (wspomniana już) Willemina Fleming, Annie Jump Cannon, Henrietta Swan Levitt oraz Antonia Maury. Pozostałe naukowczynie biorące udział w przedsięwzięciu zostały zapomniane przez świat nauki.
Raport Enwise z 2003 r. określił takie badaczki ze wschodniej Europy mianem „pszczół robotnic”. Naukowczynie intensywnie pracują na wyróżnienia i granty otrzymywane ostatecznie przez mężczyzn, zgodnie ze schematem haremu Pickeringa.
Raport Enwise z 2003 r. określił takie badaczki ze wschodniej Europy mianem „pszczół robotnic”. Naukowczynie intensywnie pracują na wyróżnienia i granty otrzymywane ostatecznie przez mężczyzn, zgodnie ze schematem haremu Pickeringa. W zamian mogą liczyć na niewielkie wynagrodzenie finansowe i, jeśli im się poszczęści, wspomnienie nazwiska w publikacji.
Kim ona jest?
Współcześnie podejmowane są próby przywracania naukowczyń (ale nie tylko – również m.in. artystek) historii. Prowadzone są badania herstoryczne (her z angielskiego ona), których celem jest zwrócenie uwagi na udział kobiet w dziejach świata. Powstała nawet strona, historiabezpolki.pl, zbierająca fragmenty podręczników do historii mówiące o kobietach poszczególnych epok. Okazuje się, że jest tego naprawdę niewiele – wzmianki traktują o kobietach najczęściej w kontekście bycia matką, kuzynką bądź córką jakiegoś zasłużonego mężczyzny czy też jako ilustracji trendów w modzie omawianego okresu historycznego. Coraz częściej zwraca się również uwagę na zdecydowaną przewagę mężczyzn-patronów szkół, proponując zmianę trendu poprzez nadawanie placówkom imion kobiet zasłużonych nauce czy sztuce. Bank BNP Paribas proponuje takie postacie jak Anna Tomaszewicz-Dobrska (pierwsza polska dyplomowana lekarka) czy Stephanie Kwolek (amerykańska chemiczka polskiego pochodzenia).
Wiedzę o ważnych dla historii kobietach stara się szerzyć również Zuzia Kozerska-Girard, twórczyni gry Who’s she, opartejna zasadach Zgadnij kto to, ale wyłącznie z kobiecymi postaciami mającymi istotny wkład w sport, sztukę czy naukę. Gracze odpowiadają na takie pytania jak „Czy dostała Nagrodę Nobla?” lub „Czy dokonała znaczącego odkrycia?” z całkowitym pominięciem wyglądu zgadywanej postaci. Bo, w końcu, nie on jest tu w centrum uwagi. W grze pojawiają się dobrze znane: Maria Skłodowska-Curie czy Serena Williams, ale też Alice Ball, Harriet Tubman i Grace Hopper.
Kobiety nie stanowią mniejszości na uniwersytetach – około 60% uczestników zajęć to studentki. Lecz im wyższy stopień studiów, a później – stanowiska, proporcje te zmieniają się na korzyść mężczyzn. Laureatki Nagrody Nobla nadal stanowią jedynie 6% wszystkich uhonorowanych. Wiele oczywiście zmieniło się na lepsze – coraz więcej akademiczek dostaje duże środki na finansowanie badań, staje na czele zespołów badawczych i otrzymuje prestiżowe nagrody. Nadal jednak jest w tym obszarze wiele do zrobienia – przełamanie stereotypu o „męskości nauki” to zadanie na kolejne długie lata. Świat nie może pozwolić sobie na tworzenie kolejnych Matyld – już wystarczająco wiele genialnych kobiet zostało zapomnianych na zawsze.