Magia jeszcze nie opuściła naszych krain. Ktokolwiek wątpi, niechaj wybierze się do Hallerbos w Belgii.
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
Fotografia: Ewa Enfer
Koniec kwietnia, godzina 6 rano. Słońce jeszcze nie wstało, a pobocze małej drogi krajowej na granicy regionów Flandrii i Walonii już zapełnia się samochodami. Wszyscy pakują się sprawnie, gorączkowo, słychać jedynie stukot sprzętu fotograficznego czy czasem skrzyp roweru wyciąganego z bagażnika.
Odchodząc od drogi, coraz głębiej w las, kolumna rozciąga się. Łatwo teraz odróżnić stałych bywalców od turystów – ci pierwsi już po pierwszych metrach odbili od głównej alei. Reszta nie ma innego rozwiązania niż przeć naprzód, próbując wyprzedzić powoli wynurzające się zza horyzontu słońce.
Granica wyznaczona jest przez most – zupełnie zwyczajny, przebiegający nad ruchliwą trasą ekspresową. Gdy tylko go jednak minąć i zanurzyć się ponownie w las, jeden rzut oka wystarczy, by zrozumieć, że trafiło się do innej rzeczywistości.
Dzikie hiacynty kwitną zazwyczaj na przełomie kwietnia i maja – chociaż zawsze wyrastają w kępach, to jednak nic nie przygotowuje na to, co dzieje się w lesie Hal, zwanym również jako Hallerbos. W sezonie podszycie lasu całkowicie zmienia wygląd, pokrywając się fioletem oraz gdzieniegdzie bielą zawilców. I chociaż spektakl ten trwa krótko, tyle co kwiaty, to daje się obejrzeć już od wieków.
Dzikie hiacynty kwitną zazwyczaj na przełomie kwietnia i maja – chociaż zawsze wyrastają w kępach, to jednak nic nie przygotowuje na to, co dzieje się w lesie Hal, zwanym również jako Hallerbos.
W istocie pierwsze wzmianki o lesie Hal pojawiają się już w 686 r., gdy to las został oddany pod opiekę zakonu św. Waldetrudy. Przetrwał burzliwą historię Belgii, czy dokładniej Niemiec, Holandii oraz Francji, kolejne zmiany zarządców oraz wycinki pod zasiedlenie. Wszystko zmieniło się w 1914 r., kiedy to wojska niemieckie wykarczowały prastare okazy drzew, pozostawiając jedynie zrujnowany młodnik. Dzieła destrukcji dopełniła budowa trasy Bruksela-Paryż w 1968 r., pozbawiająca gaik kolejnych 25 ha.
Na szczęście od tego czasu kolejne programy zalesienia przyczyniają się do jego ponownego rozrostu i ochrony. Hallerbosto obecnie 542 ha lasów, pół godziny drogi od stolicy Europy – Brukseli. W weekend poza kwiatami można tutaj obserwować gęsto usianych turystów – zwykle lokalnych – a wcześnie rano spotkać polujących na wschód słońca fotografów… ale nie tylko. Liczne gatunki ptaków, ssaków czy po prostu drzew korzystają z troski, jaką ludzie wydają się darzyć urocze kwiecie.
Nie sposób przewidzieć, ile czasu człowiek spędzi w lesie Hal. Tutaj minuty płyną po prostu inaczej, w rytmie promieni słońca stopniowo zalewających kwiaty. Powoli rozwiewająca się mgła daje wrażenie, że odkryło się szczególny sekret. Gdy świat staje na głowie, szczególnie kojący wydaje się widok zjawiska tak prostego, a zarazem tak pięknego, że wbrew wszystkiemu przetrwało całe wieki.