Biblioteka szaleńca – kilkaset stron napisanych krwią dyktatora Husajna i inne kurioza wydawnicze…
Grafika okładkowa: Paulina Malicka
Syn antykwariusza od małego potykał się w swoim domu o różnego rodzaju woluminy, a ojciec niejednokrotnie zabierał go w roli pomocnika na liczne licytacje książek. Tym chłopcem był Edward Brooke-Hitching. Trudno więc znaleźć bardziej kompetentną osobę zdolną do stworzenia tak niezwykłego leksykonu, jakim bez wątpienia okazała się Biblioteka szaleńca. Wśród 129 milionów książek istniejących obecnie na świecie (ich liczba wciąż rośnie wykładniczo) znajdują się dzieła, o których nawet nie śniło się najśmielszym filozofom. Rąbka tajemnicy na ich temat uchyla wspomniany już angielski autor, pracownik stacji BBC, a także nieuleczalny mapofil, Edward Brooke-Hitching.
Biblioteka szaleńca to duchowa uczta dla wszystkich miłośników literatury. Podzielona jest tematycznie – rozdziały noszą m.in. tytuły: Książki, które nie są książkami, Osobliwości religijne, Dziwne kolekcje, Dzieła sił nadprzyrodzonych czy Literackie mistyfikacje. Napisana została w bardzo przystępny sposób, dodatkowo cieszy oko czytelnika pięknymi ilustracjami i rycinami. Można w niej zobaczyć na przykład wykonane w świetnej jakości zdjęcia napisów autobiograficznych na ubraniu jednej z pacjentek szpitala psychiatrycznego lub słów uwiecznionych na fallicznych figurkach Sumerów, które w założeniu miały upamiętniać budowę świątyni dwa tysiące lat przed naszą erą. Autor opisuje i przedstawia różnorodne kurioza z dystansem, informuje o nich w ramach swego rodzaju ciekawostek, nie ocenia, nie wartościuje. To niezwykle przyjemna, choć budząca skrajne emocje książka. To podróż zaczynająca się od zachwytu nad ludzką kreatywnością i zdolnościami manualnymi, prowadząca przez zniesmaczenie, mogące skłaniać wrażliwych czytelników do odłożenia lektury na jakiś czas, po niedosyt odczuwany najbardziej w miarę zbliżania się ku zakończeniu.
Niektóre historie mrożą krew w żyłach, inne wywołują uśmiech – np. opis książki, której strony wykonane są z… żółtego sera.
Zbiór obejmuje twory różnych kultur i religii, można powiedzieć, że to usystematyzowany bałagan, taka literacka szakszuka. Podobnie jak w tym bliskowschodnim daniu, chaotycznie dobierane składniki tworzą finalnie coś niezwykle wartościowego. Mimo pozornego braku związku pomiędzy poszczególnymi częściami, wciąż zachowuje wspólny mianownik – każdy opisywany element książki Brooke-Hitchinga nawiązuje do literatury. Niektóre historie mrożą krew w żyłach, inne wywołują uśmiech – np. opis książki, której strony wykonane są z… żółtego sera. Brooke-Hitching włożył w Bibliotekę szaleńca mnóstwo pracy, z pewnością nie na marne – stworzył wyjątkowe, przeglądowe, bardzo „smakowite” kompendium wiedzy o różnorodnych literackich dziwactwach.
Zaskakującym jest, jak wiele może kryć się pod słowem „literatura”. Tytuł Biblioteka szaleńca w pełni oddaje zawartość woluminu. To jedna z tych lektur, do których można sięgać wielokrotnie, zerkać na losową stronę (zobaczyć na niej np. rycinę z pelikanem lub przeczytać o dziele Golf dla kotów ze swastyką na okładce) i właściwie za każdym razem zaskoczyć się niezwykłym bogactwem świata słowa pisanego.
Biblioteka Szaleńca
Edward Brooke-Hitching
tłum. Janusz Szczepański
Wydawnictwo Rebis
Poznań 2020