Surrealistyczny musical z Adamem Driverem? To nie mogło skończyć się źle!
Grafika okładkowa: Dominik Tracz
Annette, czyli najnowszy film w reżyserii Leosa Caraxa (twórcy świetnych Holy Motors), to muzyczna opowieść o wielkiej, ale skomplikowanej miłości śpiewaczki operowej i kontrowersyjnego stand-upera. Miłości, która zostaje wystawiona na próbę po pojawieniu się dziecka – tytułowej Annette.
To wytworne kino, garściami czerpiące z założeń surrealizmu, przez co stanowi bardziej filmowe doświadczenie oparte na przeżywaniu i odczuwaniu, a nie tradycyjnym śledzeniu fabuły. Carax w sposób niesamowicie twórczy opowiada prostą historię, dzięki czemu Annette, choć jest filmem kameralnym, zadziwia rozmachem show, jakie prezentuje.
Dziwna sztuka
Produkcja ta nie stanowi typowego musicalu, podobnego do setek innych, jak La La Land czy Nędznicy. To wytworne kino, garściami czerpiące z założeń surrealizmu, przez co stanowi bardziej filmowe doświadczenie oparte na przeżywaniu i odczuwaniu, a nie tradycyjnym śledzeniu fabuły. Carax w sposób niesamowicie twórczy opowiada prostą historię, dzięki czemu Annette, choć jest filmem kameralnym, zadziwia rozmachem show, jakie prezentuje. Nic w tej produkcji nie jest takie, jakie może się z początku wydawać. Niemal każde słowo widz może dostosować do innej, założonej przez siebie ścieżki interpretacyjnej. Rzeczywistość przeplata się tutaj z wizjami bohaterów, a z pozoru błahe sceny okazują się mieć decydujące znaczenie dla przyszłych wydarzeń. Fabuła, choć prosta, w przypadku Annette stanowi jedynie tło, bo to kinowe doświadczenie i obrazowe metafory budują prawdziwą opowieść reżysera. W dziele Caraxa wszystko jest z jakiegoś konkretnego powodu. Nawet nadgryzione jabłko, przewijające się gdzieś w tle, może pomóc widzowi zrozumieć pewne zjawiska mające miejsce w filmie albo lepiej poznać postacie z tej sztuki. I użycie słowa „sztuka” w odniesieniu do Annette wcale nie jest nadużyciem. Całość produkcji utrzymana jest w teatralnej konwencji, jakby główni bohaterowie byli tylko aktorami wcielającymi się w swoje role, by z czasem naprawdę stać się częścią jak najbardziej rzeczywistej historii.
Jak z obrazka
Jednak obok szalenie kreatywnej realizacji na zaszczyty zasługują także technikalia. Zdjęcia są czasem tajemnicze, przypominające kadry z Mulholland Drive lub Zagubionej autostrady, a czasem wizualnie zachwycające, niczym wyjęte ze specyficznego rodzaju baśni. Annette wygląda tak, jakby reżyser połączył bogatą, plastyczną scenografię kina epoki ekspresjonistycznych mistrzów z postmodernistycznym kiczem zaczerpniętym wprost od Davida Lyncha. Natomiast utwory grupy Sparks, pomysłodawców całej produkcji i autorów scenariusza, mimo wręcz głupkowatego zamysłu i trywialnych tekstów zaskakują błyskotliwością i świetnie komponują się z dziwaczną konwencją filmu. Nie razi nawet dosadna ilość ekspozycji w dialogach i piosenkach, bo wbrew pozorom wspaniale współgra z całością. Dynamizm wykonań i wokal „na żywo”, podobnie zresztą jak w przypadku La La Land i Nędzników, przydaje bohaterom realizmu, a ich piosenkom uczuciowości. Nie można bagatelizować także zabawy światłem, stanowiącej w Annette niejako dodatkowego bohatera, narratora wskazującego na pewne aspekty historii, o których reżyser nie zamierza mówić wprost. Kreatywne wykorzystanie lamp wręcz zwiastuje nieuchronne i może właśnie dzięki genialnej pracy świateł film wnika w widza tak głęboko, wzbudzając wręcz irracjonalny, niepoparty fabułą strach.
Annette wygląda tak, jakby reżyser połączył bogatą, plastyczną scenografię kina epoki ekspresjonistycznych mistrzów z postmodernistycznym kiczem zaczerpniętym wprost od Davida Lyncha.
Produkcja roku
Nie da się opowiedzieć o Annette bez oceny kreacji głównych bohaterów. Marion Cotillard w roli Ann Defrasnoux wzrusza i rozczula. Z wyczuciem odgrywa kochającą matkę i żonę, która, mimo wad męża, usiłuje naprawić rozpadający się związek. Simon Helberg natomiast, znany z roli Howarda Wolowitza w Teorii wielkiego podrywu, chociaż wciela się w postać drugoplanową, potrafi wycisnąć z widza najwięcej łez. Wcześniej nieodkryty talent dramatyczny Helberga zachwyca, a jego sytuacja względem pozostałej trójki bohaterów i świetnie zbudowane tło emocjonalne pozwala widzom sympatyzować z jego postacią i współczuć w najbardziej rozdzierających serce momentach.
Annette to film dla entuzjastów takich twórców jak David Lynch lub Darren Aronofsky, ludzi gotowych przyjąć produkcję Caraxa z otwartą głową, bez oczekiwań standardowego, masowego kina.
Jednak ponad wszystko to Adam Driver gra tutaj pierwsze skrzypce i robi to wybitnie. Wchodzi na wyżyny dramatyzmu, by chwilę potem rozbawiać publikę tańcząc i machając mikrofonem w rytm chwytliwej muzyki. Trudno to przyznać, ale popis, jaki daje w Annette, przewyższa o głowę wspaniały występ w Historii małżeńskiej Baumbacha i bardzo prawdopodobne, że przełoży się to na wiele nominacji w sezonie nagród.
W rezultacie Annette to projekt nieoczywisty, dziwny, ale też potrafiący wzbudzić w widzach najsilniejsze emocje. Muzyka, aktorstwo – to środki, które pozwoliły Caraxowi stworzyć najlepsze dzieło w swojej dotychczasowej karierze, chociaż znajdą się i tacy, których postmodernistyczna konwencja filmu całkiem zniechęci. Nie można zaprzeczyć, że osoby niezaznajomione z autorskim surrealizmem w kinie mogą wyjść z seansu szczerze zaskoczone, a nawet znudzone. Annette to film dla entuzjastów takich twórców jak David Lynch lub Darren Aronofsky, ludzi gotowych przyjąć produkcję Caraxa z otwartą głową, bez oczekiwań standardowego, masowego kina. Nie umniejsza to jednak samemu filmowi. Ba! Jego wyszukanie i świeżość pozwala na nazwanie Annette najlepszym filmem roku. Przynajmniej na razie.
Annette
Dystrybutor: Gutek Film
Reżyseria: Leos Carax
Premiera PL: 20.08.2021 r.
Tytuł artykułu: Tak bardzo kochamy ten film – tłum. red.