Zwyczajny – według własnej oceny, liryczny – w wersach swoich piosenek, nieosiągalny – w oczach wielu kobiet. Oto filmowy Shawn Mendes.
Grafika okładkowa: Dominik Tracz
Jeśli ktoś sądził, że fenomen Shawna Mendesa zasługuje na uwiecznienie, nie mylił się. Podobnego zdania byli bowiem twórcy jednej z największych platform streamingowych na świecie. Netflix, który w tym roku zarzuca swoich subskrybentów morzem nowych produkcji, starając się wykorzystać zamknięcie kin, teatrów i innych ośrodków kulturalnych w wielu krajach z powodu pandemii COVID-19, zdecydował się urozmaicić swoją ofertę o filmy muzyczne. Spośród nich szczególnie szeroko promowane są te związane z postacią kanadyjskiego piosenkarza, Shawna Mendesa: mowa tu o dokumencie Shawn Mendes: In Wonder oraz relacji z koncertu artysty w Toronto – Shawn Mendes: Live in concert.
I wonder if I’m being real
Zaserwowany przez platformę trailer Shawn Mendes: In Wonder rozgrzał fanów 22-letniego Mendesa do czerwoności. Jednak jeśli spodziewali się oni, że za sprawą zapowiadanego fenomenalnego dzieła odkryją pikantne szczegóły z życia swojego ulubieńca, czeka ich bolesne rozczarowanie. Produkcja nie zdradza wiele informacji na temat prywatnej strony wokalisty, jeśli chodzi o jego charakter i życie poza sceną, a w znacznej mierze skupia się na trasie koncertowej Shawn Mendes: The Tour, która promowała ostatni album wokalisty (Shawn Mendes) opublikowany w 2018 r., oraz na jego pracy nad czwartą solową płytą zatytułowaną – podobnie jak dokument – Wonder.
Treat you better
Zrezygnowanie z umieszczenia w dokumencie scen prywatnych powinno zadziałać na niekorzyść filmu. Nie tego oczekują sympatycy spuścizny Shawna, których umiejętnie zmontowany zwiastun mógł wprowadzić błąd: wyłuskane w nim zostały wszystkie elementy świadczące o tym, że film będzie odzierał postać gwiazdy z wszelkiej tajemnicy. Jednak chociaż zapowiedzi były liczne, na przestrzeni filmu sceny tego typu stanowią niewielki odsetek materiału. W rezultacie, jeśli oceniać produkcję jako dokument dotyczący trasy koncertowej – wygląda dobrze; gdyby natomiast uznać, że film jest dokumentem o Mendesie – wypada blado i wiele mu brakuje do dzieła na wysokim poziomie.
Za przystojnymi muzykami ciągną się nie tylko tłumy podekscytowanych dziewcząt, ale również pieniądze, a za tymi drugimi nieodłącznie podążają zobowiązania.
Nie sposób zaprzeczyć, że materiał Granta Singera, opierając się jedynie na zawodowym obliczu Shawna, obrazuje pasję, talent i niesłabnące zaangażowanie młodego piosenkarza w jego niepowtarzalną i zarazem częściowo wymarzoną profesję („częściowo”, bo jak mówi Mendes w dokumencie – nigdy nie chciał być aż tak sławnym, uważał, że to okropne, jednak z czasem jego zdanie na ten temat się zmieniło). Niestety, chłopak szybko musiał podjąć dojrzałą decyzję i świadomie określić, co chce robić w przyszłości. Równocześnie zdecydował się unieść na barkach ogromne ryzyko wynikające z wykonywania pracy, związanej z profesją często opierająca się na jednorazowym sukcesie (bo przecież nigdy nie wiadomo, czy coś spodoba się słuchaczom); przekonał się nie tylko o korzystnej stronie popularności, ale również o jej cieniach. Nie umykają one reżyserowi Shawn Mendes: In Wonder. Pokazuje on problemy, które towarzyszą Shawnowi poza estradą, takie jak chociażby zerwanie strun głosowych. Przypadłość tę łatwo skategoryzować jako jedną z chorób zawodowych, mogących dosięgnąć każdego, kogo instrumentem i równocześnie narzędziem pracy jest głos, jednak niewiele mówi się o efektach ubocznych tego zjawiska. Za przystojnymi muzykami ciągną się nie tylko tłumy podekscytowanych dziewcząt, ale również pieniądze, a za tymi drugimi nieodłącznie podążają zobowiązania. Jak wielki żal towarzyszy wielu z miłośników muzyki, gdy wyczekiwany koncert zagranicznego wokalisty zostaje odwołany? Zapewne ogromny. To właśnie ten zawód, który może sprawić fanom Mendes, jest efektem ubocznym zerwania strun głosowych, sławy i fenomenu chłopaka, powoduje łzy i zdenerwowanie, sprawia, że artysta waha się z decyzją odwołania koncertu do ostatniej chwili (nawet do pięciu godzin przed jego rozpoczęciem, jak to było w przypadku występu na stadionie w Saõ Paolo). Wielu ludzi zapomina o tym, że każdy, bez względu na rodzaj wykonywanej pracy, jest człowiekiem. To właśnie dotyka Shawna, jak sam zauważa: jest superbohaterem; i owszem chce nim pozostać tak długo, jak może, chociaż nie wiadomo, czy naprawdę jest to dla niego wystarczająco korzystne. Piosenkarzowi można jedynie poradzić: treat you better i nie martw się, bo istnieje dużo osób, które dostrzegają w Tobie nie maszynę, a człowieka.
Piece of my heart
W filmie o muzyku nie mogło jednak zabraknąć powiązania Mendesa z popularną obecnie wokalistką – Camilą Cabello, z którą oprócz wspólnych utworów (I know what you did last summer, Senõrita), łączy go czuła relacja. Również ten wątek pozostaje wyjątkowo powściągliwie przedstawiony w fabule filmu. Widzowie mogą dowiedzieć się jedynie, co urzekło Camilę w jej obecnym partnerze i jakim jest jej zdaniem człowiekiem. Cabello mówi jak każda wariacko zakochana dziewczyna i zapewne nie odkrywa przed wielbicielkami Shawna czegoś, o czym by nie wiedziały.
Z całości Shawn Mendes: In Wonder wyłania się portret człowieka, zupełnie zwyczajnego, który tworzył piosenki w rodzinnym domu, zamknięty w ciasnym pokoju, a z biegiem czasu stał się ikoną współczesnej muzyki, bez względu na to, czy faktycznie tego oczekiwał od życia czy nie.
Z całości Shawn Mendes: In Wonder wyłania się portret człowieka, zupełnie zwyczajnego, który tworzył piosenki w rodzinnym domu, zamknięty w ciasnym pokoju, a z biegiem czasu stał się ikoną współczesnej muzyki, bez względu na to, czy faktycznie tego oczekiwał od życia czy nie. Chociaż produkcji brakuje nieco pikantnej treści, a zestawione ujęcia bywają powtarzalne(co może nużyć, ale zdarza się nawet najlepszym operatorom), ratuje ją fakt, że z wielu scen, które przedstawiają Mendesa w trakcie ćwiczeń wokalnych, komponowania czy nagrywania utworów w studiu, wyciągnąć można jeden wniosek: Shawn zostawia w swoich piosenkach ogromne kawałki serca i właśnie za to chce być kochany przez innych. Według tego życzenia obecnie funkcjonuje muzyczny świat, ponieważ Mendes – tak jak wielu innych artystów – z pomocą swoich oddanych muzycznych powierników z całego globu podbija kolejno największe listy przebojów i zdobywa prestiżowe nagrody.
Lost in… Toronto
Innego rodzaju rozrywkę zaproponowano widzom skupionym na muzyce za sprawą Shawn Mendes: Live in concert. Zdaje się, że ta produkcja w dużo większym stopniu została przystosowana do spojrzenia ogółu widzów Netflixa, wśród których nie wszyscy są zagorzałymi fanami młodego wokalisty. Pełna niesamowitych, ikonicznych wręcz ujęć relacja z koncertu Shawna w rodzinnym Toronto, przepleciona została ścieżką dźwiękową przygotowaną na światowym poziomie. Nie wynika to jedynie z faktu, że utwory Mendesa cieszą się powszechnym uznaniem, są rozpoznawalne i dość łatwo wpadają w ucho – podstawą tego stwierdzenia jest jakość nagrania dźwiękowego, użytego przez Netflix do stworzenia filmu. W Live in concert widz otrzymuje wysmakowaną, idealnie nastrojoną kompozycję dźwięków; wszystkie niepotrzebne szumy są wyciszone, wokal słychać wyraźnie mimo panującego wokół harmidru, spowodowanego krzykiem podekscytowanego tłumu, a wszelkie piski i radosne okrzyki, odpowiednie dla koncertów, stanowią jedynie tło, nagłaśniane od czasu do czasu, gdy w piosence następuje przerwa zasygnalizowana uprzednio przez samego Mendesa. Reasumując, do uszu odbiorcy dociera klarowna, przyjemna i harmoniczna muzyka, niezakłócona zbędnymi ozdobnikami czy zniekształceniami. Wydawać by się mogło, że tak powinien wyglądać i brzmieć każdy live’a z koncertu, musicalu itd., jednak jak się okazuje, chociażby na przykładzie One Direction: Where we are, teoria z praktyką nie zawsze idą w parze. Podziękowania zatem należą się reżyserowi Paulowi Dugdale’owi oraz ekipie pracującej nad koncertową odsłoną Shawna Mendesa – spisali się na medal!
Merci not mercy
Obie produkcje opowiadają o jednym człowieku, jak niemalże zdają się krzyczeć ich tytuły, i choć pozornie są odmienne, jeśli chodzi o sposób przedstawienia samej sylwetki artysty, tak razem tworzą całokształt jego scenicznego „ja”. Niejeden fan Shawna, który tęskni za koncertami, znajdzie ukojenie w domowym zaciszu, a Mendes otrzyma od niego w zamian zrozumienie, trochę sprzecznej z nim litości, a przede wszystkim ogromne podziękowanie. Wiadomo, że bez zgody muzyka film nie powstałby i jednocześnie nie trafiłby na platformę streamingową dostępną dla każdego. Można przypuszczać, że Shawn tym samym wyciągnął rękę w stronę swoich fanów, dając im możliwość posłuchania niepowtarzalnych wykonań ulubionych utworów na żywo.
Netflix nie po raz pierwszy zaszczyca daną grupę ludzi filmografią dobraną ściśle do ich upodobań. Obecnie na platformie znaleźć można podobne produkcje, opiewające kariery takich sław jak Michael Jackson, Taylor Swift, Justin Timberlake, Lady Gaga czy Béyonce. Powoli staje się to już jej tradycją. Warto przy tej okazji wspomnieć, że jeszcze nie tak dawno temu do dyspozycji widzów udostępnione było rozsławione niegdyś One Direction: This is us, czyli film dokumentalny o brytyjsko-irlandzkim boysbandzie, który zapisał się w historii jako jeden z największych fenomenów muzyki z pogranicza popu i rocka. Materiały o Mendesie są równie niepowtarzalne, budzą gwałtowne emocje, zostały jednak lepiej przygotowane pod kątem technicznym. W pełni obrazują urok młodzieńczego zapału i ambicji. Dzieje się tak zapewne za sprawą ich głównego bohatera, bowiem Shawn, razem ze swoim szalonym życiem, młodzieńczym wigorem, prawdziwą pasją i porywającą muzyką, niejednego może skutecznie postawić na nogi, zrywając z domowej kanapy. Fani nie muszą już korzystać z rady, zamkniętej w jednym z utworów muzyka, głoszącej: when you miss me, close your eyes, bo właśnie teraz mogą mieć oczy szeroko otwarte, by móc nacieszyć się swoim idolem, a dzięki temu zabić doskwierającą im tęsknotę.