Czułość słów i czułość wobec zwierząt. Radek Rak wyleczy czworonoga, a później dotrze do duszy jego właściciela.
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
O ubiegłorocznym zdobywcy Nagrody Nike niewiele wiadomo. Jest lekarzem weterynarii, pochodzi z Dębicy i kocha naturę. W chwilach, kiedy nie ma na sobie fartucha, przede wszystkim pisze i stara się wykorzystać każdy dostępny moment na stworzenie czegoś nowego. Jednak w gabinecie weterynaryjnym, trzymając kudłatego psiaka za łapę, pozostaje lekarzem skupionym na pacjencie. Tylko tyle, a może aż tyle; czy trzeba wiedzieć więcej o twórcy?
Radek Rak do tej pory wydał trzy książki i kilkanaście opowiadań. Najnowsza Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli przyniosła mu w roku 2020 Nike i uznanie krytyków literackich. Wydaje się, że dopiero wtedy, chociaż publikuje już od roku 2011, zyskał również rzeczywistą popularność jako twórca, a po jego książki zaczęły sięgać rzesze czytelników. Również za sprawą Baśni…, jak sam stwierdza w nielicznych wywiadach, udało mu się znaleźć swój styl i język, odejść od silnej inspiracji Bruno Schulzem, która ujawniała się w każdym stworzonym przez niego wcześniej tekście. Nike nie była pierwszym wyróżnieniem przyznanym autorowi. Za swoją drugą powieść, Puste Niebo, otrzymał Złote Wyróżnienie Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, a za Baśń… nadano mu tytuł Twórcy Roku podczas przyznawania polskiej nagrody fantastycznej Śląkfa.
Zanim jednak Rak wydał swoją pierwszą powieść, tworzył głównie opowiadania. Jedno z nich zostało nawet przetłumaczone na język rosyjski (Powołanie Iwana Mrowli), natomiast pozostałe ukazywały się głównie w polskich pismach poświęconych literaturze fantastycznej (m.in. pierwsze Ptaki nad Lublinem i Lilka w Nowej Fantastyce, Ścigałem się z burzą w Lampie). Najnowsze Małe zwierzątka łączące zamiłowanie autora do baśniowości i zwierząt pojawiło się na stronie Wolne Lektury w listopadzie ubiegłego roku.
O Baśni o wężowym sercu napisano w ostatnim czasie wiele, pomijając dwie poprzedzające je literackie próby. A proza Raka zapowiadała się już znakomicie wraz z książkowym debiutem, czyli powieścią Kocham cię, Lilith. Późniejsze Puste niebo jeszcze dobitniej sygnalizuje przyszły, wyjątkowy styl autora i stanowi zapowiedź jego późniejszych sukcesów.
Jawa czy sen? Między Ruskimi Bukownikami a Jerozolimą
Szata graficzna Kocham cię, Lilith w żadnym wypadku nie pomaga w zorientowaniu się, co można odnaleźć we wnętrzu książki. Mdła, biało-niebieska okładka z prześwietlonym, brązowo-rdzawym zdjęciem kobiet dających sobie całusa przywodzi na myśl raczej kiepski romans niż warte uwagi dzieło z kręgu literatury polskiej. Uleganie pierwszemu wrażeniu w tym przypadku może sprawić, że ominie się naprawdę ciekawy, literacki eksperyment.
Radkowi Rakowi można uwierzyć w każde słowo. W to, że Bóg ma rogi. Że najpierw stworzył Lilith, a później Adama i Ewę. Że pierwsze dni po stworzeniu świata niekoniecznie wyglądały tak, jak przedstawia to Biblia, a jednocześnie – że był jakiś Stwórca.
Bohaterem Kocham cię, Lilith jest Robert, a miejscem akcji sanatorium w Ruskich Bukownikach. O mężczyźnie nie wiadomo jednak za wiele poza tym, że wciąż podoba się kobietom, ma pewne problemy zdrowotne i mieszka w Lublinie. Pozostałe istotne postaci – Iwona, Małgorzata, Hynek – również nie są drobiazgowo opisane. Co więcej wydarzenia, których są bohaterami, i które mogłyby zdradzać coś z ich życia, często są ze sobą sprzeczne, zawierają elementy pozaziemskie i fantastyczne, umiejscawiają postaci w bardzo odległych od siebie przedziałach czasowych. Czy jest możliwe, żeby ktoś był świadkiem stworzenia świata, założycielem zakonu, a współcześnie nastolatkiem? W rzeczywistości – oczywiście, że nie. Nie jest to jednak aż tak istotne, jak mogłoby się wydawać. Radkowi Rakowi można uwierzyć w każde słowo. W to, że Bóg ma rogi. Że najpierw stworzył Lilith, a później Adama i Ewę. Że pierwsze dni po stworzeniu świata niekoniecznie wyglądały tak, jak przedstawia to Biblia, a jednocześnie – że był jakiś Stwórca. W uniwersum stworzonym przez autora wszystko może się wydarzyć i, za sprawą jakiejś magii, brzmi to niezwykle wiarygodnie.
Niemal każde dziejące się tam wydarzenie jest bowiem zaplątane gdzieś pomiędzy jawą a snem, nigdy do końca nie wiadomo co jest prawdą, co legendą, a co wytworem wyobraźni bohatera. Co przeżywa postać, a co dzieje się w jej głowie. Która z części jest tą prawdziwą, a która wersją alternatywną, nie mającą nigdy miejsca. Albo dopowiedzeniem czytelnika, bo autor pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi, wątki bez domknięcia i ogromną przestrzeń do tworzenia, nawet najbardziej niewiarygodnych, interpretacji.
Kocham cię, Lilith momentami przytłacza, pomysłów na poprowadzenie akcji jest tak dużo, że można zgubić się w gąszczu proponowanych rozwiązań. Jednak to, jak Radek Rak posługuje się językiem i jak przeplata realizm z fantastyką, wynagradza wszystkie nieścisłości i luki fabularne.
Bardzo dziki wschód
Później przyszedł czas na Puste niebo,w którym znów pojawia się Lublin. Odgrywa jednak znacznie większa rolę niż w przypadku debiutu Raka. Nie jest tylko wspominanym w rozmowach, niezbyt ładnym i nieciekawym, miastem. Tym razem dzieje się w nim akcja powieści, a czytelnik kluczy po ciemnych zaułkach, podziemiach i nieznanych zakątkach lubelskich uliczek. Wskutek niefortunnej kłótni z diabłem, Tołpi, główny bohater, trafia do miasta z niezwykłą prośbą do rabina. Potrzebuje nowego księżyca, bo ten istniejący do tej pory został przez niego stłuczony niczym szklana bombka. Wschód Polski okazuje się doskonałym miejscem do snucia niesamowitych, znów balansujących na pograniczu jawy i snu, historii. Wszystko dzieje się gdzieś w przeszłości, może w czasach, gdy żył Bruno Schulz, co jednak pozostawia nadzieję na to, że i we współczesnym Lublinie odnajdzie się coś przekraczającego możliwości pojmowania człowieka. To również powrót do Polski wielokulturowej, otwartej na wszelkie odstępstwa od normy, gdzie nic nikogo nie dziwi.
Tym, co stanowi siłę kreowanych przez niego opowieści, jest właśnie przestrzeń pozostawiająca miejsce na subiektywną interpretację – gdzieś pomiędzy baśnią a realizmem pozostawia miejsce na element dodany przez czytelnika, sprawiający, że dla każdego, kto sięgnie po książkę, będzie to trochę inna historia.
Ponownie nie zawsze historia jest tutaj najważniejsza, a sposób jej przedstawienia, język, w którym dominuje gra niedomówień. Język erotyczny godny Leśmiana przeplata się z niesamowitościami Schulza i oryginalnością Raka. Po raz kolejny nietrudno uwierzyć w historię snutą przez autora. Jest pełna dziwactw i niesamowitości (czy komuś zdarzyło się wyłowić księżyc z Bugu?), które co jakiś czas przeplatają się z wydarzeniami, które rzeczywiście mogłyby mieć miejsce.
Radek Rak wie, jak igrać z czytelnikiem, pozostawiać mu miejsce na domysły, zaciekawiać. Często nie dopowiada historii do końca i mogłoby się wydawać, że dla konkretnych wątków lepiej by było, gdyby zostały w jakiś sposób rozwiązane, autor jednak postanawia nie dawać wszystkich odpowiedzi. Tym, co stanowi siłę kreowanych przez niego opowieści, jest właśnie przestrzeń pozostawiająca miejsce na subiektywną interpretację – gdzieś pomiędzy baśnią a realizmem pozostawia miejsce na element dodany przez czytelnika, sprawiający, że dla każdego, kto sięgnie po książkę, będzie to trochę inna historia.
Władca słów
Niemal we wszystkim, co opublikował Rak, uwidacznia się jego miłość do natury, w szczególności do gór, a także niezwykła świadomość języka. Rak sięga po polszczyznę rzadko spotykaną, z ogromną czułością operuje słowem, traktuje je jak plastelinę, z której można stworzyć wszystko to, czego tylko się zapragnie. Dialogi wydają się wiarygodne, nie ma w nich zgrzytów, które czuć często, gdy pisarz stara się odwzorować brzmienie rzeczywistych rozmów. Czasami forma jest dla autora ważniejsza niż treść, historie więc ostatecznie może nie zawsze są tak oryginalne, jak można by oczekiwać. Z drugiej strony, Radek Rak ma tendencję do poruszania wielu tematów, rozpoczynania nowych wątków, co momentami może przytłaczać i rodzić pytanie: po co? Pomysłów autora, zawartych w trzech powieściach, starczyłoby na kilka innych książek. Stanowi to jednak znak rozpoznawczy twórcy. To, na co inni być może by się nie porwali, Rak czyni z radością już od debiutu, nie boi się łączyć baśniowości z religią, realności z fantastyką. Wszystko zbiera w kompozycję pełną subtelnych, przyjemnie brzmiących zdań i akapitów porywających za sprawą pięknych opisów. Nie trzeba być fanem literatury fantastycznej, żeby docenić prozę Radka Raka. Warto ją czytać nie tylko dla historii, ale nawet po to, aby zaczerpnąć za jej sprawą odrobiny przyjemności, o którą tak trudno w szarym codziennym życiu. Tej przyjemności, którą może dać czytelnikowi tylko zetknięcie z wyjątkowo piękną polszczyzną.