Ponieważ samodoskonalenie i dorastanie zawsze polegają na podróży.
Grafika okładkowa: Piotr Pawłowski
Fantastyczna PAra
Na Reed College w stanie Oregon możliwe jest otrzymanie grantu w wysokości do 3000 $ w zakresie studiów anglistycznych. Stypendium ma służyć wsparciu badań, projektów oraz wyjazdów akademickich. Wszystko za sprawą szczodrego daru niejakiego Davida Eddingsa, absolwenta rocznika 1954, który w ramach licencjatu z tej dziedziny… napisał książkę. Potem wspominał, że współczuł profesorom musiejącym ją czytać.
Urodzony w 1931 r. Eddings to dla wielu amatorów fantastyki autor pierwszej przeczytanej sagi. Dokładniej rzecz ujmując, współautor, co uwzględniono na okładkach dopiero w 1996 r., czyli 23 lata po premierze, wymieniając tam jego żonę, Leigh. Ich współpraca miała wyglądać tak, że David czytał na głos swój rękopis, zaś Leigh wyłapywała błędy i niezręczności. Niewiele jednak wiadomo o niej samej, mało obecnej w wywiadach i prasie. Poza faktem, że od dzieciństwa chorowała na astmę, przez męża opisywana była jako światowej klasy kucharka, wysoko uzdolniona rybaczka i świetny strzelec. Wszystkie powyższe są zresztą cechami, którymi charakteryzuje się wiele postaci w jego powieściach.
Można się kłócić, jak wielki mógł więc być wkład współautorki do ich dzieł – faktem jest jednak, że po wylewach, jakie przeszła, i jej śmierci w 2007 r. David już nic nie opublikował. Same zaś silne postacie kobiece należą do standardów książek Eddingsów, podobnie jak podróże, ewolucje charakterów oraz dualistyczny świat. Z drugiej strony motywacje uwikłanych w niego postaci już nie zawsze są takie oczywiste i przewidywalne. Dodając do powyższych żarty oraz okazjonalnie wyszukane słownictwo, nietrudno będzie stwierdzić, dlaczego książki Davida i Leigh stanowią dla wielu idealne comfort books z gatunku fantastyki.
Najważniejsze dzieła
Belgariada i Malloreon
Jeżeli wierzyć Eddingsowi, za jego zwrotem z „poważnej fikcji” w stronę fantastyki stał niejaki kronikarz Śródziemia – Tolkien, tudzież poppa (pieszczotliwe określenie ojca – przyp. red.), jak zwykł go nazywać. Zasadniczo miało go przekonać odkrycie już siedemdziesiątego ósmego wydania Władcy Pierścieni na przełomie lat 70. i 80., wciąż cieszącego się dużą popularnością. W rezultacie David powrócił do szkicu mapy, którą rozrysował w ramach prokrastynacji pisania. Na jej podstawie przygotował powieść w trzech sześciuset stronicowych tomiszczach, publikacji których jednak jego wydawca odmówił – tłumacząc, że gatunek fantastyki nie zawsze musi być grupowany trylogiami.
Tak powstało pięć tomów Belgariady (pierwszy wydany w 1982 r.) oraz kolejne pięć jej kontynuacji, Malloreonu (z czego tylko pierwsza seria doczekała się polskiego wydania zbiorowego przygotowanego przez wydawnictwo Prószynski i S-ka w 2017 r.). Ich główny bohater, Garion, „zwykły wiejski chłopak”, zostaje uwikłany w poszukiwania tajemniczego, magicznego artefaktu. W sprawie maczają palce Proroctwa, kosmiczne siły – może się okazać, że banalna sierota wcale nią nie jest. Ma zresztą okazję się o tym przekonać, poznając kolejnych bohaterów, podróżując po królestwach o różnych klimatach, tradycjach, zwyczajach.
Belgariada i Malloreon stanowią książkowy przykład tzw. high fantasy, gdzie grupa postaci zostaje zaangażowana w epicką misję, często opartą na proroczym wątku. Protagoniści powiązani są ze światłem, antagoniści z ciemnością, a wynik ich starcia uratuje lub pogrąży świat. Brzmi nudno. A nie jest.
Być może dzięki pozornej prostocie ich archetypów, bohaterowie Eddingsa mają czas – przeżywać rozterki, rozważać swoje czyny, poznawać się nawzajem – a dzięki temu przechodzić przemiany. I o ile pozostają dobrymi ludźmi, o tyle nie zawsze mogą dalej być niewinni. Niezmienne jest jedynie piętrzenie się coraz to nowych przeszkód, którym przychodzi im stawić czoła, czy to fizycznych, czy psychicznych. W ramach swoich zadań podróżują przez świat, goniąc za przeznaczeniem, ciągle dostosowując się do zmiennej sytuacji. Poza głównym wątkiem, jakim są poszukiwania skradzionego przedmiotu, Belgariada, a potem Malloreon, to przede wszystkim opowieści o przemianie w obliczu losowej konieczności… która zresztą nie zawsze okazuje się taka przypadkowa.
Odkupienie Althalusa
Althalus, ostatnimi czasy niesamowicie pechowy złodziej, zostaje wynajęty, by włamać się do Domu na Końcu Świata i wykraść Księgę boga Deiwosa. Gdy jednak udaje się na miejsce, czeka na niego kotka mówiąca ludzkim głosem, która (z początku wbrew jego woli) rozpoczyna jego duchową edukację. W jakim celu? Oczywiście przeciwstawieniu się złym siłom, zmierzającym do unicestwienia świata.
Odkupienie Althalusa składa się z jednego tomu (i tak zostało zaplanowane), co jest niespotykaną rzadkością w świecie reprezentowanego przez niego gatunku. Strukturalnie jednak można podzielić je na dwie fazy: bohaterskiej fantastyki (dobry, samotny bohater przeciwko złemu magikowi) oraz, po spotkaniu kotki, high fantasy.
Podobnie jak Belgariada (co zresztą jest częstym przytykiem robionym Eddingsom, większość ich historii ma podobne tło), Odkupienie Althalusa to historia rozwoju danej postaci, chociaż tym razem bardziej poprzez wiedzę niż doświadczenie.
Elenium i Tamuli
W bibliografii małżeństwa, w połowie drogi między serią dwunasto- i jednotomową, znajdują się serie Elenium i Tamuli (dwa razy po trzy książki). Zrywają one z tematyką przeznaczenia i dziedzictwa, poświęcając się zamiast temu motywom polityki i religii. Ponadto ich główny bohater, zakonny rycerz Sparhawk, wyróżnia się na tle typowych protagonistów fantastyki jako ponad czterdziestoletni mężczyzna (chociaż słynniejszym przykładem postaci z tej kategorii wiekowej jest oczywiście Druss z Legendy Gemmela).
Niektóre aspekty znamiennie dla Eddingsa pozostają jednak bez zmian. Wymienić można podróże przez świat, głęboko dobrzy „dobrzy” i bardzo źli „źli” oraz poczucie humoru, nadające książce lekkość, nawet w jej bardziej ponurych momentach. Chociaż autor lubował się w pozytywnych postaciach, to jednak światów nie tworzył, patrząc przez różowe okulary. Jak sam opowiadał w wywiadzie dla magazynu Interzone: Wiem, że w średniowieczu istniały prostytutki. I jeśli mam realistycznie podejść do średniowiecza, będę musiał mieć kieszonkowców, będę musiał mieć złodziei i będę musiał mieć prostytutki. Myślę, że trzecią postacią, która pojawia się w Elenium, jest prostytutka, drobna ulicznica, na którą pada deszcz. Przedstawiłem ją, aby ustalić, że to prawdziwy świat i aby ustalić, że, wbrew teologicznym uprzedzeniom, średniowieczne społeczeństwo miało prawdopodobnie co najmniej tyle samo prostytutek, ilu rycerzy, których siła była równa sile dziesięciu, ponieważ ich serca były czyste. (tłum. red.)
Dziedzictwo i fandom
Dla wielu czytelników fantastyki David i Leigh Eddings symbolizują pierwszą styczność z gatunkiem. Wspomnienia ukończonych serii naturalnie przekładają się na ciepłe uczucia wobec pary i ich twórczości. Tym bardziej zabolało więc, gdy po śmierci autorów ponownie nagłośniono ich wyrok za znęcanie się nad dziećmi – kolejny dowód na to, że lepiej nie poznawać swoich idoli. Cztery lata po adopcji chłopca i dziewczynki, w 1970 r., małżeństwu postawiono jedenaście zarzutów przemocy fizycznej wobec dzieci. W sądzie przyznali się do winy, po czym każdy z małżonków został skazany na rok w więzieniu. Po odbyciu kar stracili swoje dotychczasowe prace i wyprowadzili się do Denver w stanie Colorado, gdzie David rozpoczął pracę nad pierwszymi manuskryptami współczesnej fikcji, bez większych sukcesów w sprzedaży. Prawie 20 lat potem opublikował Belgariadę.
Sprawa spotkała się ze stosunkowo małym nagłośnieniem medialnym, co tłumaczy, dlaczego większość ludzi o niej nie wie. Jest to tym bardziej trudne ze względu na charakter powieści Davida i Leigh, postrzeganych jako lekkie, pozytywne, nacechowane szlachetnością. Para nigdy nie odniosła się do wyroku podczas wywiadów, często zbywając rozmowę o tym okresie w swoim życiu, tłumacząc wyprowadzkę motywami finansowymi. Faktem jest jednak, że David porzucił swoją karierę akademicką i rozpoczął pracę jako sklepowy.
Jak więc osoby skazane za zamykanie za karę dzieci w piwnicy mogły w tak poruszający sposób opisywać rozterki bohatera, który dorasta jako sierota? Trudno powiedzieć. Chcąc ratować idoli, można się pocieszać faktem, że w przeciągu 20 lat para miała szansę przemyśleć swoje czyny. Przed swoją śmiercią David przepisał cały swój dorobek na rzecz stypendium Reed College oraz na badania nad astmą u dzieci National Jewish Medical and Research Center (Narodowe Żydowskie Centrum Medyczno-Badawcze – przyp. red.). Chce się wierzyć, że nieustanne dążenie postaci Eddingsów do szlachetności stanowi odzwierciedlenie czegoś innego – skruchy, przestrogi?
Szczyt chwały pary przypada na lata 2000. – to właśnie na stronach z tej epoki gromadzą się fani, uzupełniający encyklopedie o rozbudowanych światach autorów. Można spokojnie założyć, że i one ostatecznie popadną w zapomnienie, tak jak chociażby oficjalna domena pisarza.
Oddzielając życie pisarzy od ich twórczości, książki Eddingsów stanowią idealne pozycje dla szukających „pozytywnej fantastyki”, niewchodzącej w bajkowość. Z kolei ewolucja ich bohaterów rozmarza, namawiając czytelnika do wyruszenia w drogę, dążenia do samorozwoju i szlachetności mimo wszystko.
„Obserwuję świat już od dobrych kilku lat i nauczyłem się, że jeśli nie będę się śmiać, prawdopodobnie skończę na płaczu”.
— David Eddings, Demon Władca Karandy